finał 5

59 3 5
                                    

Kiri za wszelką cenę chciała jakoś pomuc walczącym na powierzchni Na'vim. Jednak jeśli chciała to zrobić musiała zostawić tu na chwilę Tuk.
    Obruciła się do niej i na migi przekazała jej że musi pomuc tym na górze. Tuk trochę protestował ale ostatecznie zgodziła się i obiecała nie ruszać się z tąd.
     Kiri wypłynęła więc na powierzchnie ledwo co wynurzając głowę nad wode. Rozejrzała się dookoła wypatrując zagrożeń.
Najbliższe statki ludzi znajdowały się z kilkadziesiąt metrów od niej.
     Powili i ostrożnie zaczęła płynąć w kierunku brzegu. Widział palącą się wioskę oraz nawet bazę Ludzi. Mocno zaniepokojona tym zaczęła płynąć trochę szybciej zapominając o ostrożności. Po drodze przez przypadek została prawie stratowana przez jednego z ślizgaczach jednak w ostatniej chwili zdążyła zanurkować. Od brzegu dzieliły ją już tylko metry, przyspieszyła jeszcze bardziej a po chwili czuła już podłoże pod swoimi nogami. Ostrożnie wyszła z wody chowając się za pojedynczymi skałami. Znajdowała się mniej więcej na środku plaży, prawie idealnie między wioską a bazą.
Chciała już wyjść zza skały jednak usłyszała dźwięk jaki wydają ludzie poruszający się w robotach. Metaliczne skrzypienie i ciężkie kroki zatwiane na piasku. Po wyraźności dziwięków kiri stwierdziła że człowiek musi się znajdować co najwyżej 3 metry od skały za którą ta się chowa. Usłyszała te same kroki zmierzajace ku niej z prawiej strony. Kiri ostrożnie na kucaku obeszły skałę z lewej tak aby wróg jej nie dostrzegł.
    Kroki ustały. Dziewczyna zamarła nie widząc jaki ruch teraz ma wykonać. Sięgnęła ręką do swojego noża jednak bała się że wyciągając go wyda za duży chałas. Stała tak w miejscu czekając na rozwój sytuacji Kiedy zorientował się o co chodzi. Przecież piasek... na pisku zostają ślady...
     Sekundę po tym poczuła jak coś rzuca na nią cień. Na 2 metrowej skalę stał ten człowiek. Około 3 metrowy mech a w zasadzie człowiek który nim sterował odbespiczył karabin i wycelował w dziewczynę. Myślał że nie da rady uciec, wręcz to widział. Zamkneła oczy jednak chwila wystrzału nie nadeszła. Otworzyła oczy spoglądając w górę. Ten sam facet stał teraz już na lekko ugiętych nogach. Z jego klatki piersiowej wystawała strzała. Człowiek zaczoł się krztusić i po chwili wypluł z ust sporą ilość krwi jednak starczyło mu siły aby ponownie unieść broń. Jednak kiedy tylko to zrobił powietrze przeszyła kolejna strzała trafiając go tym razem prosto w głowę. Strzałą wyszła przez oko mężczyzny a na samym ostrzu strzały nabite było jego oko ociekające krwią. Człowiek bezwładnie upadał prawie ma kiri która w ostatniej chwili zdążyła się cofnąć. 

Lo'ak leciał z powrotem w miejsce gdzie ostatni raz widział swojego brata walczącego z Quaritchem. Jednak teraz rozglądając się na boki nie był w stanie ich dostrzec. Po chwili jednak kiedy zniżył lot zauważył że ikran neteyama dryfuje bezwładnie na wodzie.
     Natychmiast wylądował na skale nie daleko martwego ikrana. Podpłynoł tam szybko sprawdzając okolice. Na szczęście lub nie szczęście Neteyama tu nie było, najprawdopodobniej uciekł.
     Lo'ak Podpłynoł prosto do głowy zworzaka, a nastonie spokojnie położył dłoń na jej boku. Dryfował przez chwilę tak wraz z ikranem czekając aż na dobre się wulykrwawi. Nie mógł zostawić go samego, Musil zostać z nim do końca.
     Przetarł dłońmi zaszkolne oczy a następnie szybko podpłynoł spowrotem do swojego ikrana.

Jake biegał po lesie zaraz obok palzy rozglądając się za swoimi dziećmi jednak nie był w stanie ich dostrzec. Nagwizdywał również na swojego ikrana jednak ten nie reagował. Pewnie nie był w stanie tego usłyszeć przez głośnie odgłosy walki na plaży. Zosnikowny już i zdesperwoany wybiegła na sam środek pola bitwy wołając głośno swoje dzieci po imionach. Biegnąc wycignoł wbitą w kogoś wlucznie, podskoczył i rzucił nią w mierzcego do niego żołnierza. Tamten upadł przebity na wylot upuszczając swój karabin. Jake wylądowała na ziemi robiąc przy tym amortyzujący przewrót przez ramię lądując tuż obok martwego człowieka. Szybko chwycił broń I klęczał ma jednym kolanie oddał kilka precyzyjnych strzałów w ludzi walczących z innymi na'vi. Szybko stanoł na nogi i pobiegl dalej podskakując co jakiś czas i strzelając w żołnierzy. Nerwowo patrzył na boki szukając swojej rodzinyz jednak wybuch, porzary i wszystkie te rzeczy mu to utrudniały. Po chwili jednak zauważył niebieską sylwetkę wychylającą się zza kamienia. Był to odcień ciemno niebieski nie turkusowy. Widział również jednego z ludzi który właśnie wdrapywał się na skałę za którą chowała się kiri. Wycelował I nacisnoł spust jednak nie było już amunicja.
- Cholera!- rzucił karabin na ziemię i siegnoł po łuk przymocowany do opaski na plecach. Szybko i trochę nie zdarnie wyciagnil również strzałe i oddał strzał chyba w ostatnim możliwy momencie

Avatar: woda, śmierć, miłość i wojna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz