Lo'ak i Neteyam POV. Lo'ak

93 7 0
                                    

Pięć dni po bitwie.

Była dosyć wczesna godzina nocna, nie umiałem zasnąć. Wiatr wiał na tyle mocno aby wytworzyć przeszkadzające w zaśnięciu fale. Dotego pełnia jednego z księżycy. Zawsze miłem problemy z zaśnięciem w Noc pełni księżycowej.
Chętnie wyszedł bym na plażę, przejść się albo coś... jednak było by to dosyć nie bezpieczne z względu na ostatnie wydarzenia. Ojciec zakazał nam wychodzenia po zmroku, sam natomiast dalej szwędał się po lesie z kilkoma innymi wojownikami klanu Metkayina. Jednak nie popełnili tego samego błędu, około połowa plemienia została w osadzie... naprawdę bym się gdzieś wyrwał, jednak napewno nie zrobię tego sam.

Pov. Neteyam

Nie umiałem zasnąć. Ostatnie wydarzenia dosyć mocno wpłynęły na moje samopoczucie. Wiedziałem że nie jesteśmy dokńca bezpieczni. Wiem że ta jedna pojedyncza jednostka wciąż gdzieś na nas czycha. Wsumie to chyba z obaw przed tym że mógł by spróbować tu przyjść nie umiałem zasnąć. Mama została z nami, była w drugim "pokoju". Nie wiem czy spała ale wiem że napewno obudziła by się gdyby ktoś obok niej przechodził a tylko tamtędy dało by się tu wejść. Drugą drogą był taras który wychodził bezpośrednio na może. Jednak wejść z wody na taras nie było wcale tak łatwo i raczej było by to prawie nie możliwe żeby nikogo przy tym nie obudzić. Cała chata by się przytym trzęsła. Podsumowując jesteśmy raczej mimo wszystko bezpieczni. Mam napewno dała by sobie radę z tym Avatarem.
Nie potrzebnie się zadręczam...
- Brat, nie śpisz prawda?
Usłyszałem głos Lo'ak leżącego na chamaku po drugiej stronie pokoju. Nie zastanawiając się zabrdzo Odpowiedziałem mu.
- Nie śpię. A coś się stało?- dopytałem mając nadzije że może będzie chciał pogadać albo coś.
- Pełnia i fale... to się stało, ale mam fajny pomysł.
Jego pomysły zazwyczaj były głupie nie fajne ale mimo to spojrzałem na niego charakterystycznie, dając mu tym znak aby mówił dalej.
- Pamiętasz kiedy ostatni raz lataliśmy na Ikranach?.
- Kurde... chyba tylko raz odkąd tu jesteśmy.- uświadomiłem sobie jak bardzo zaniedbaliśmy nasze ukochane zwierzaki.- trzeba coś z tym zrobić.- spojrzałem na niego w wyzywający sposób.
- Zdecydowanie wiem o co ci chodzi.- odpowiedział z uśmiechem Lo'ak.
- To chodź ale pocichu żeby Mamy, Kiri i Tuk nie obudzić.- już miłem zamiar wstawać ale przerwał mi Brat który w między czasie już zdążył do mnie podejść. Położył mi rękę na ramieniu i lekko popchnął mnie spowrotem na chamak kiedy próbowałem wstać.
- Ej, ale czy ty możesz? Masz na tyle siły?
W jego oczach było widać zatroskanie. Przecież ja jestem starszy, ja powinienem się o niego martwić nie on omnie.
- Nie, wszystko jest okej. Przecież dzisiaj już normalnie chodziłem.- Odpowiedziałem próbując jednocześnie ponowić moją próbę wstania z chamaku, jednak spotkałem się z idetycznym działaniem z strony brata.
- Tak ale jeszcze wczoraj Aonung musiał pomagać Ci wstać. Nie wiem czy to był taki dobry pomysł...
- To był mój pomysł.- przerwałem bratu.
- I tak bym cię o to spytał gdybyś sam z tym nie wystrzelił. Pierwszy na to wpadłem więc traktujmy to jako mój pomysł.
Chuj z tym kogo to pomysł. Chodźmy latać, już zapomniałem jakie to fajne uczucie.
- Dobra, kończ pieprzyć głupoty.- powiedział tym razem odsuwając go trochę od siebie i wstając na nogi całkowicie o własnych siłach. Nie sądziłem że tak szybko mi przejdzie... widać jak się chce to się umie.- Idziemy się przelecieć.- dodałem robiąc pierwszy krok w stronę Tarasu. Nie usłyszałem jednak żadnych kroków za mną, tylko śmiech Lo'ak.
- Serio? Przelecieć? Nie możesz normalnych słów używać.- wydyszał z siebie a następnie znów zaniósł się śmiechem.
- NA IKRANACH ZBOCZEŃCU.- wysyczalem przez zęby aby ukryć śmiech który sam zaczął się wemnie zbierać kiedy uświadomiłem sobie jak odiotycznie zabrzmiały wypowiedziane przesemnie słowa. Uderzyłem tylko brata lekko w ramię a następnie już nic nie mówiąc wyszedłem na taras.

Pov. Lo'ak

Zeszliśmy powoli do wody. Jak najciszej aby nikogo nie obudzić. Cieszyłem się że spędzę z Bratem czas sam na sam. Brakowało mi tego, w naszym starym domu mimo tego że dość często tata gdzieś go z sobą brał to Neteyam każdego dnia umiał znaleźć trochę czasu dla nas. Tutaj napoczatku myślałem że uda nam się nadrobić czas którego kiedyś mieliśmy mało. Na początku tak było ale szybko wpadła mi w oko Tsireya. Zależało mi na niej i prawie całe dnie spędzałem z nią, tylko że było to wtedy kiedy Neteyamem jeszcze nie kolegował się z Aonungiem. Prawie całe dnie siedział sam a teraz zrobiło mi się z tego powodu głupio. To mój brat i gdybym miał ostatecznie wybrać pomiędzy nim i Tsiereyą to wybrał bym chyba właśnie jego. Dlatego teraz tak bardzo chce z nim pogadać, polatać, poprostu spędzić z nim więcej czasu. Gdyby wtedy umarł do końca życia nie przestał bym się obwiniać za to jak mało czasu z nim spędzałem.
Po jakimś czasie dopłynęliśmy do miejsca w którym teoretycznie nikt z osady nie mógł nas usłyszeć. Wyszliśmy z wody na świecący na niebiesko w miejscu łączenia się z wodą piasek. Usiadłem na chwilę zmęczony dość długą drogą którą przebyliśmy.

Avatar: woda, śmierć, miłość i wojna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz