Rozdział dwudzisty czwarty; Jeden strzał w skroń.

4.3K 181 68
                                    



🥀 Valeria🥀

Siedziałam w hotelowej kawiarni Monte Carlo, stukając paznokciami o kwarcowy blat. Upiłam łyk kawy, po czym zerknęłam na zegarek na nadgarstku.
   Było dwadzieścia minut po dwunastej. Matthew już powinien tu być.

    — Podać coś jeszcze? — zapytała przechodząca, przy moim stoliku kelnerka.

   — Nie, dziękuję — uśmiechnęłam się do niej wyciągając telefon z torebki.

    Zaczęłam przeglądać setki zapisanych numerów. Miałam pewność, że gdzieś tam był ten należący do Matthewa.
    Nie chciałam się niepotrzebnie zadręczać czarnymi myślami. Matt był szefem policji, miał na głowie tyle różnych spraw, że nasze spotkanie mogło po prostu wypaść mu z głowy.

A przynajmniej wolałabym, żeby właśnie tak było.

    Uregulowałam rachunek i jednym łykiem dopiłam kawę, która zdążyła już wystygnąć. Moja próba dodzwonienia się do mężczyzny nie przyniosła odczekiwanego skutku. Sygnał urwał się niemal od razu. Albo miał wyłączony telefon, albo zmienił numer przez te lata.
    Wyszłam z hotelu, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos. Południe było jak zawsze upalne, jednak powietrze było dziś nadzwyczajne suche.

   Podeszłam do postoju taksówek.

    — Na 1851 Stella Lake St, proszę — zwróciłam się do kierowcy, zajmując miejsce na tylnej kanapie.

   — Oczywiście — skinął głową, ruszając spod Monte Carlo.

     Oparłam głowę o zagłówek fotela i westchnęłam ciężko. Miałam prosty plan na dzisiejszy dzień; spotkać się z Mattem, który miał mi przekazać informacje o wypadku Thomasa.
    Czy ja oczekiwałam tak wiele?

    Budynek departamentu policji wyrósł za moją szybą, gdy tylko zbliżyliśmy się do wyznaczonego celu. Gdzie indziej mógł być Matt, jeśli nie zawalony papierami w swoim gabinecie?
    Podałam kierowcy dwudziesto dolarowy banknot i wysiadłam z auta. Poprawiłam ramiączko satynowej sukienki, gdy tylko stanęłam na chodniku w promieniach słońca.
    Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, gdy mój telefon zaczął wibrować w torebce. Sięgnęłam ponurego dostrzegając na ekranie nieznajomy numer. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego będzie mnie stresować.

Przeciągnęłam palcem po wyświetlaczu.

      — Słucham? — przyłożyłam telefon do ucha i nie wiedząc, czemu rozejrzałam się wokół.

     — Pani Russo? — po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał młody męski głos.

    — Tak, mogę w czymś pomóc? — zapytałam.

    — Z tej strony Louis Brown — przedstawi się — Miałem się odezwać w sprawie pracy menadżera w klubie.

     — Och no tak. Już pamiętam — skłamałam.

   Kompletnie wypadło mi to z głowy.

    — Tak, jak mówiłem mógłbym zacząć od poniedziałku, chyba że potrzebuje mnie Pani szybciej...

    — Zwolnij proszę — wtrąciłam niezbyt uprzejmie — Przepraszam bardzo, ale na chwilę obecną odłożyłam poszukiwanie menedżera.

Układ idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz