Rozdział siedemnasty; Poradzisz sobie beze mnie.

5.7K 194 98
                                    


Przepraszam za możliwe błędy! Jest to najdłuższy rozdział jak do tej pory

🥀 Valeria 🥀.

  — Wyjeżdżam na kilka dni, a ty stajesz się właścicielką budynku wartego miliony?

   Patrzyłam na Thomasa, zastanawiając się nad tym, jakby mu to wytłumaczyć jednak żadnego z wyjaśnień nie uznałam za odpowiednie.

  — Mniej więcej — skinęłam głową, stukając paznokciami w szklany stolik, przy którym siedzieliśmy.

  — Wiem, że Matteo nie narzekał na brak pieniędzy, ale nie miał aż takiej sumy Val — zmrużył oczy, nachylając się lekko w moją stronę — Jak to zrobiłaś?

   Westchnęłam, sięgając po mrożoną kawę, która stała przede mną od dłuższego czasu.
   Sama do końca nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Ostatnie rzeczy, które zrobiłam przed tym, jak zostałam właścicielką budynku, to seks z Vitalem i zabicie z nim człowieka.
   Miałam ogromną nadzieję, że jeśli kierował się, chociaż jedną z tych dwóch rzeczy, przy podjęciu decyzji o prezencie dla mnie była to ta pierwsza.

   Chociaż, i to wyjaśnienie nie było czymś, czym bym się chwaliła.

   — Ważne, że zrobiłam — uśmiechnęłam się — Księgowa wszystkim się zajęła, póki co niech wszystko funkcjonuje jak dawniej. Później pomyślimy.

  — Czegoś mi nie mówisz Valerio — westchnął, upijając łyk swojej czarnej, jak smoła kawy — Nie muszę się martwić?

    Spojrzałam na niego zsuwając okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa. Patrzył na mnie tak przenikliwie, że gdyby nie gruba warstwa korektora maskująca już schodzącego z mojego policzka siniaka dostrzegł by go.   
   Odkąd pamiętam Thomas poświęcał dla mnie wiele i zasługiwał na prawdę, ale nie mogłam mu powiedzieć wszystkiego, nie tego że przyczyniłam się do śmierci człowieka.
   Nadal na myśl o tym po moim ciele przebiegał nieprzyjemny dreszcz. Starałam jednak to sobie wytłumaczyć, że gdyby nie zginął tamtego dnia, w niedługim czasie skrzywdziłby kogoś bardziej niż planował skrzywdzić mnie.
   I mimo głosu moralności, który podpowiadał mi, że złe było usprawiedliwianie zbrodni to takie tłumaczenie mi pomagało.

   Nie wiedziałam, jak to o mnie świadczyło, ale nie mi to było oceniać.

   — Nie musisz — odchyliłam głowę, czując przyjemny powiew powietrza — Wszystko skończone.

   Kątem oka dostrzegłam pojawiające się na jego twarzy zdezorientowanie.

   — Jak to skończone? — ściągnął brwi — O czym ty mówisz?

   — Nie będziemy już współpracować z rodziną Sorrentino — wyjaśniłam — Wszystko wróci do normy.

   Nadal nie byłam pewna, czy tak jak uznał Vitale powinnam się z tego cieszyć.   
   Podzielałam jego nieufność do camorry. Może i nie znałam ich nawet w połowie tak dobrze jak on, to nie przekonywały mnie wyjaśnienia o rzekomym przypadku ataku pod kasynem i w Palermo.
   Nie wierzyłam w przypadki i coraz mniej wierzyłam w to, że wyjazd Vitalego oznaczał powrót do normalność. Jak miałam funkcjonować, wiedząc, że ten półświatek znany mi do tej pory tylko z filmów i książek istniał naprawdę.
   I to tak blisko.

Układ idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz