Rozdział siódmy: Wymagający szybkiej interwencji przypadek.

5.8K 202 66
                                    


🥀 Vitale 🥀

Pierwszy raz zabiłem w wieku niespełna piętnastu lat – była to bardziej samoobrona niż przemyślany atak, ale to wtedy odebrałem komuś życie po raz pierwszy.
Wielu członków mafii uważa, że tylko poprzez taki czyn młodzi chłopcy mogą stać się prawdziwymi mężczyznami i przejść odpowiednio rytuał oraz zaprzysiężenie.

Jednak mój ojciec miał inne zdanie. Co może wydawać się niemożliwe on naprawdę nigdy nie popierał przemocy. Niektórzy uważali, że to wyraz słabości, za którą mój dziadek, a jego ojciec obwiniał moją matkę. Jednak dla mnie to wcale nie był słabość, a wręcz przeciwnie pokazanie siły – bo nic trudnego pokazać swoją wyższość i władzę odbierając komuś życie. Sztuką jest ukazanie jej mu bez konieczność jego odbierania.

Kiedy tamtego wieczoru wróciłem do domu umazany krwią niewinnej osoby nie poklepał mnie po plecach z dumą w oczach – tak jakby zrobił to nie jeden ojciec. Złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie pozwolił mi wyrzucić to z siebie. Nigdy nie zapomnę jak strumienie łez rozmazywały mi jego obraz.
A on właśnie wtedy, kiedy czułem się jak potwór powiedział mi coś, czego nie zapomnę nigdy ,,To ostatni raz jak wylewasz żal nad swoją ofiarą Vitale. Od tej pory odbierać życie będziesz tym, którzy na ten żal nie zasługują"
Od przeszło osiemnastu lat trzymam się tej zasady. Tamtej nocy wyzbyłem się jak niektórzy twierdzą sporej części człowieczeństwa.

Jednak torturowałem i zabijałem tylko wtedy, kiedy uznałem to za niezbędnie konieczne.
Nie moja wina, że zdarzało się to niesamowicie często.

— Kręcił się dziś pod Inferno, od razu nabrałem podejrzeń — tłumaczył Thomas, podczas gdy ja przyglądałem się związanemu na krześle mężczyźnie.

Podwinąłem rękawy koszuli ścierając z twarzy krople krwi, która kilka chwil temu rozprysła się, gdy moja pięść spotkała się z twarzą siedzącego przede mną osobnika.

— Spróbujmy jeszcze raz — westchnąłem pochylając się nad nim.

Od prawie godziny próbowałem wyciągnąć informacje od niejakiego Otisa, który rano kręcił się pod klubem.

Byłem człowiekiem cierpliwym i nie chciałem zrobić niczego czego bym żałował, ale cała ta sytuacja zaczynała działać mi na nerwy. Enzo potwierdził, iż człowiek siedzący przede mną brał udział w strzelaninie przed kasynem. Nie był członkiem Camorry – nie miał charakterystycznego dla nich tatuażu, ale był z nią jakoś powiązany.

Śmiałem twierdzić, że zabicie mnie miało być jego testem, jego przepustką do ich szeregów.
Cóż chyba mu niezbyt wyszło.

— Inferno znów będzie terytorium Camorry — rzucił kolejny raz w ciągu naszego jakże miłego spotkania.

Powtarzał to jak mantrę. Zacząłem się zastanawiać czy naprawdę po prostu go nie zabić, ale na co przyda mi się trup i problemy związane z nim.

— Oh tak? — zaśmiałem się kręcąc głową z politowaniem. Inferno było zadość uczynieniem dla mojej rodziny i nikt nie miał prawa go odebrać. Nie póki żyje — Skąd taka informacja?

— Metto nie żyje.

   Normalnie trafił mi się drugi Sherlock Holmes.

— Miał córkę – rzuciłem polerując ścierką ostrze noża, który podał mi Enzo. Nie przepadałem za taką bronią, robiła strasznie dużo bałaganu. Jednak niekiedy była dość efektowana.

— Kobieta nie może prowadzić interesu mafii.

Pokręciłem głową patrząc na niego. Zdawałem sobie sprawę jaki stosunek mężczyźni wychowani w mafii albo dla mafii mieli do kobiet. Dla nich były one ozdobą, trofeum, które mogli posiąść w dniu ślubu i zrobić z nim co zechcą. Mafia cofała prawa kobiet o kilka wieków.
Valeria nie należała do tego świata, więc tym bardziej nie czuli względem niej nawet ćwiartki szacunku, którym darzyli nasze kobiety. A umówmy się, że nawet ten nie był godny podziwu.

Układ idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz