Rozdział dwudziesty piąty; Myślałam, że wiesz.

4.1K 154 41
                                    



🥀 Valeria 🥀

— Na pewno nikt was nie widział? — zapytałam, gdy tylko wysiedliśmy z auta w podziemnym parkingu Marquis — Nie chcę kolejnych problemów.

— Na pewno — zapewnił mnie Enzo stając tuż  przy moim boku.

Skinęłam głową w odpowiedzi, ruszając w stronę windy. Trzech mężczyzn szło za mną, a ich kroki roznosiły się echem po parkingu.
Nie zamieniliśmy ze sobą słowa w czasie drogi  powrotnej do Vegas. Całe pół godziny wpatrywałam się w zmieniający za szybą krajobraz, myśląc o tym wszystkim co się stało. O tym, że Matthew nie żyje.

To nadal było nierealne i tak cholernie przykre.

Nadal milcząc, jakby każdy pochłonięty własnymi myślami weszliśmy do mojego mieszkania. Najchętniej zamknęłabym się w sypialni i nie wychodziła stamtąd do czasu, aż wszystko magicznie się naprawi. Wiedziałam jednak, że to nie było możliwe, a czas nas gonił co podkreślał zapadający za oknem zmrok.
Mieliśmy niecałe czterdzieści osiem godzin, żeby coś wymyślić. Pojutrze cała trójka mężczyzn, którzy właśnie stanęli w moim salonie wsiądzie do samolotu i pożegna się Vegas na długo.

Kończył mi się czas.

Przystanęłam przy oknie, omiatając wzrokiem panoramę miasta. Ten widok nigdy mi się nie nudził. Lubiłam patrzeć na Las Vegas z góry słysząc jego stłumione dźwięki. Uliczny hałas w jakimś stopniu mnie uspokajał. Sprawiał, że nie czułam się samotna przez większość czasu.

— Co mamy robić? — pytanie Enzo przerwało ciszę wypełniającą ściany salonu.

  Obróciłam głowę w kierunku mężczyzn.
Vitale stał pochylony przy sofie z dłońmi opartymi o jej zagłówek. Marynarka, którą miał na sobie do tej pory leżała przewieszona tuż obok jego prawej dłoni.
Chwilę wpatrywał się w bruneta stojącego przed nim, jakby nie do końca pewny odpowiedzi.

Wiedziałam, że prosząc go o pomoc proszę o wiele, ale skończyłam udawać, że byłam w stanie wyjść cało z tego sama. Przełknęłam dumę już dawno.

— Dowiedz się, jaką sprawą zajmował się Matt przed śmiercią i co wiedział się na temat wypadku Thomasa — jego władczy ton rozbrzmiał po salonie. To był ten głos, który ja słyszałam bardzo rzadko. Głos przyszłego capo — Sprawdź wszystkich ludzi, którzy mieli do niego dostęp w ciągu ostatnich czterdzieści ośmiu godzin.

— Robi się — rzucił Enzo bez chwili zawahania gotowy ruszyć do wyjścia.

— I zdobądź kopie aktu zgonu — dodał Vitale, na co mężczyzna skinął głową, patrząc na niego przez ramię — Chce wiedzieć, kto go podpisał.

Wzdrygałam się na samą wzmiankę o akcie zgonu. Vitale był taki rzeczowy. Nie znał Matthewa, więc nie miał powodu, by odczuwać to, co ja, jednak zachowywał się zupełnie, jakby wyzbył się emocji, które jeszcze godzinę temu otwarcie ku mnie kierował.
Właśnie takie momenty przypomniały mi o tym, jaki potrafił być władzy i chłodny. Jaki musiał być w swoim świecie żeby przeżyć.

— A ja? — zapytał Fede, wyjmując dłonie z kieszeni swoich czarnych spodni — Mam się rozejrzeć po okolicy? Popytać?

Vitale niemal od razu pokręcił głową, a jego dłonie zacisnęły się na skórzanym materiale kanapy.

— Na razie siedź na tyłku i nic nie rób — odparł, zrównując spojrzenie z bratem.

Układ idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz