Rozdział dwudzisty drugi; Wątpisz we mnie?

4.7K 167 35
                                    



🥀 Valeria 🥀

   Vitale wpatrywał się we mnie z niemożliwym do odczytania wyrazem twarzy, aż w końcu poczułam skrępowanie. Spuściłam wzrok i wstałam, a on zrobił to samo, górując nade mną.
   Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.
   Przeszłam do biurka, starając się nie patrzeć na dokumenty rozłożone pod moimi stopami. Do końca chciałam wierzyć, że mój ojciec taki nie był; że był dobry. W końcu to on dwa lata temu pomógł złapać handlarzy narkotyków.
  Gdy tylko mi o tym powiedział, byłam taka dumna, że zmieniał świat na lepszy. Nigdy nie pytałam o to jak dowiedział się o towarze ani o to, czemu do akcji wybrał Matta, który nie był na żadnym wysokim stanowisku.
   Szczegóły w tamtym momencie wydawały mi się nie istotne, bo przecież wierzyłam, że mój ojciec był dobrym człowiekiem. Przysługi, o jakich mówił Matthew, brałam za drobne mandaty czy przymrużenie oka na skargi składne w stronę klubu, przez niezadowolonych klientów.

   Teraz kiedy dowiedziałam się, że potrafił zabijać niczego nie mogłam być pewna.

   Usiadłam na fotelu, odchylając głowę. Oparłam potylice o zagłówek i przeniosłam wzrok na okno zastanawiając się, czy ja w ogóle znałam człowieka, który mnie wychował.

   — Porozmawiaj ze mną — kątem oka dostrzegłam, jak Vitale zbliża się do mnie — Wiem, że to trudne, ale nie możesz o tym myśleć. Te dokumenty to przeszłość, a ty musisz skupić się na tym, co będzie.

  Obróciłam twarz w jego stronę.

   — Boję się — wyznałam szczerze — Gdyby chodziło tylko o mnie wyjechałabym z Vegas po tym, co stało się trzy dni temu, ale tak nie jest. Ktoś zaatakował Thomasa i nie mam pewności, czy na tym zaprzesta. Do tego te wszystkie sprawy... — wskazałam na papiery na podłodze — Nie poznaje własnego ojca Vitale. Kim on był?

  Mężczyzna uklęknął naprzeciw mnie tuż przy moich nogach. Dostrzegłam lekki grymas na jego twarzy, spowodowany tym ruchem, jednak szybko się go pozbył.

   — Wiem, że się boisz — objął moje dłonie leżące swobodnie na udach — Nie mogę zaprzeczyć, temu, że Twój ojciec popełnił te morderstwa, ale znałem go. Nie zabiłby człowieka, gdyby nie miał ku temu powodów.

   Skrzywiłam się lekko. Na świecie nie powinno być żadnych powodów, które mogłyby usprawiedliwić morderstwo.

   — Miałam wyjechać z Vegas miesiąc temu — westchnęłam, spuszczając wzrok na nasze splątane dłonie — Może to moja wina? Może powinnam szybko załatwić wszystkie sprawy i wyjechać? — zapytałam — Myślisz, że to mój długi pobyt przyciągnął tych ludzi?

  Starałam się być twarda i pewna swoich decyzji, tak jak zawsze jednak było to trudne.
   W życiu, jakie prowadziłam w Nowym Jorku może i potrafiłam to zrobić, ale w świecie, gdzie rządziła mafia chyba nie potrafiłam wyzbyć się strachu i niepokoju.
   Mimo wszystko próbowałam.

  — Nic z tych rzeczy nie jest Twoją winą — Vitale pokręcił stanowczo głową — To grzechy twojego ojca, za które ty niesprawiedliwe ponosisz konsekwencje.

  — Ale...

  — Nie ma żadnych, ale — wtrącił — Posłuchaj  mnie teraz uważnie — uniósł rękę i ujął bok mojej twarzy — Zapewnię Ci bezpieczeństwo.

Układ idealnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz