Koń trojański

111 3 1
                                    

Miałam wrażenie, że w banku zrobiło się gwarno jak na targu.

Tokio niemal wpadła do pokoju i z przejęciem ruszyła w stronę telefonu. Andrés już wcześniej ustawił Profesora na głośnomówiący, więc każdy z nas to słyszał.
Z każdym jego słowem twarz dziewczyny się zmieniała, jakby nabierała z powrotem barw, które nawet nie zauważyłam że utraciła.

Andrés przyjął to z dziwnym spokojem, jakbyśmy w ogóle po to tutaj nie przyszli. Odzyskanie Rio było w końcu naszym głównym celem, a złoto to miły dodatek.

Siedziałam w jego objęciach i wyobrażałam sobie jak musimy wyglądać z perspektywy naszych kompanów.

Ja - szczęśliwa, że udało się osiągnąć cel, uśmiechająca się od ucha do ucha.

On - pochmurny, bez radości z osiągnięcia celu.

Mój uśmiech szybko schodził mi z twarzy, kiedy go obserwowałam. On wciąż wlepiał wzrok w biegającą w kółko Tokio, a zaraz potem we mnie, kiedy kobieta pociągnęła mnie za rękę i zamknęła w uścisku.

***

Mogłabym powiedzieć, że podziemia banku to darmowa sauna dla robotników. Bogòta czasem podgrzewał tu sobie kiełbasę.

Krążyłam wśród piecy, sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
Rzuciłam Nairobi nieśmiały uśmiech, kiedy zbierała się do wejścia do skarbca.

- Podkręć trochę, bo temperatura spada - rzuciłam w stronę jednego z robotników, który kiwnął głową.

Starłam krople potu z czoła.

Dźwięk windy przebił się niepewnie przez hałas piecy.

Andrés zarzucił na plecy swojego M-16.

- Co jest?

Nawet nie spojrzałam w jego stronę, bo wciąż byłam zdenerwowana z powodu jego dziwnego zachowania przy Tokio.

On jednak objął mnie od tyłu i zamknął w szczelnym uścisku. Przez kilka sekund napawałam się jego ciepłem.

- Co chcesz Andrés?

- Pamiętasz jak zmieniałem Ci opatrunki w Mennicy?

Jego ciepły oddech sprawiał, że dostawałam dreszczy.

Czasami zapominam o tych wszystkich bliznach, których nabawiłam się w poprzednim napadzie. I nie tylko tam.

Przez chwilę poczułam się niezręcznie w jego objęciach, ale szybko zrozumiałam za czym idzie "zmiana opatrunków".

- Pamiętam- odparłam i odwróciłam głowę, żeby go pocałować.

- Gołąbeczki, zejdźcie z drogi ludziom pracującym- rzucił w naszą stronę Matías.

Szybko jednak przestał na nas patrzeć, bo oboje rzuciliśmy mu zabójczy wzrok.

- Bògota, zmiana - odparł Andrés i pociągnął za rękę w stronę windy.

***

- Kiedyś twoja zmiana opatrunku wyglądała trochę inaczej - wyszeptałam mu do ucha, kiedy przemywał moje rany.

Uśmiechnął się, choć próbował to ukryć.

Siedziałam na stole i machałam nogami jak małe dziecko na huśtawce. Widziałam, że mężczyzna próbuje skupić się na tych cholernych opatrunkach, ale skutecznie odwracałam jego uwagę.

- Przestaniesz kiedyś być taka gorąca?

- Pewnie tak. Jak przestanę pracować przy tych wielkich piecach.

- To nie możesz przestawać - rzucił Andrés i chwycił moją twarz w swoje dłonie.

Było mi gorąco po przebywaniu na dole, ale jego dotyk rozgrzewał mnie jeszcze bardziej.

Wyciągnęłam się trochę, żeby dać mu dostęp do siebie.

Uwielbiałam jego błysk w oku.

Powolutku zaczął rozpinać mój mokry od potu kombinezon uważając na opatrunek na rękach, który dopiero co założył.

Objął mnie w pasie i podrzucił, żeby teraz trzymać mnie za pośladki. Wisiałam na nim jak koala.

Delikatnie rzucił mnie na kanapę, na której, o losie, działo się już tyle rzeczy, że mogłabym napisać o tym książkę.

Powoli na nią wszedł i zaczął całować mnie od góry do dołu. Zamknęłam oczy i napawałam się chwilą nie myśląc o tym, o czym tak naprawdę powinnam.

A kilkaset metrów od nas, do policyjnego namiotu wchodziła właśnie Alicia Sierra - koń trojański dla naszego napadu.

Zabójcza Gra | Berlin | Dom z Papieru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz