Umieranie okazało się łatwiejsze, niż sądziłam, jednak powrót do życia? To trudne. Śmierć nadeszła w oślepiającym rozbłysku bólu. Zostałam przez nią zupełnie przytłoczona, a potem wszystko się skończyło.
Tylko że wcale tak nie było.
Wcale!
Usłyszałam błagalne wołanie Willi, ale czułam się tak bezpiecznie i komfortowo w śmierci, że nie chciałam wracać do cierpienia. Ona natomiast, jak na Willę przystało, nie dała mi wyboru. Wywlekła mnie z powrotem przez mrok, lecząc po drodze. Moje ciało zrosło się na nowo, stało się silniejsze i przepłynęła przez nie moc.
Wokół szalał chaos, odgłosy zagłuszały myśli, a żar buchał w twarz. Wreszcie niezidentyfikowane dźwięki zamieniły się w głosy i powoli odzyskiwałam świadomość – tym razem świadomość żywej istoty. Dryfowałam w tym stanie przez jakiś czas, aż wszystko zatonęło w brzęczącej ciemności. Choć zapewne mogłabym zmusić się do uniesienia powiek, jakaś część mnie nie była na to gotowa.
Lubiłam swój uporządkowany świat, lubiłam wiedzieć, czego dokładnie mogę oczekiwać każdego cyklu słońca. Pomijając Willę oczywiście – jedyne zakłócenie, jakie akceptowałam. W umieraniu nie było niczego uporządkowanego, a przymusowy powrót do życia okazał się jeszcze bardziej chaotyczny. Nie miałam pojęcia, co zobaczę po przebudzeniu, ani gdzie wyląduję. Po części oczekiwałam, że ocknę się w jakimś stanie pośrednim – w wymiarze zarezerwowanym dla ziemian, którzy nie doświadczyli przyjemności całkowitej śmierci.
Niestety nie mogłam dłużej się ukrywać.
Rzęsy mi zadrżały, światło zaś wdarło się pod powieki. Ból całkowicie zniknął, a kiedy wreszcie otworzyłam oczy, poczułam siłę płynącą w całym ciele. Przerzuciłam nogi przez ramę łóżka i zdezorientowana rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko było tutaj białe. Jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach, gdy wspomnienia wróciły gwałtowną falą. Siedziałam, myśląc o tym, co zaszło i co zdawało się po prostu niemożliwe, aż drzwi nagle się otworzyły, po czym ktoś wszedł do środka.
Albo… Coś weszło do środka.
– Obudziłaś się, o Święta – rozległ się głos Donald.
Podniosłam głowę na chwilę i zaraz znów ukryłam ją w dłoniach, ale słowa sługi zdołały przebić się przez gonitwę myśli. Ponownie rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie nie widziałam Willi, więc kogo Donald nazywała „Świętą”? I gdzie, do diabła, podziewała się moja siostra? Wiedziałam, że to ona mnie uratowała, lecz już jej tu nie było. Zostałam zupełnie sama, nie licząc Donald.
– Gdzie jest Święta? – wydusiłam.
Donald wskazała na mnie. Odsunęłam się sprzed palca, a on podążył za mną. Jęknęłam.
– Masz jakąś usterkę, prawda? Gdzie jest Willa?
– Święta Willa Wspaniała i Jedyna śpi – odparła Donald.
Jeszcze parę cykli słońca temu nawet bym nie pomyślała, że będę siedzieć na łóżku i mrugać w oszołomieniu, wpatrzona w topijską sługę.