1 emmy

1 0 0
                                    

Umie­ra­nie oka­za­ło się ła­twiej­sze, niż są­dzi­łam, jed­nak po­wrót do życia? To trud­ne. Śmierć na­de­szła w ośle­pia­ją­cym roz­bły­sku bólu. Zo­sta­łam przez nią zu­peł­nie przy­tło­czo­na, a potem wszyst­ko się skoń­czy­ło.

Tylko że wcale tak nie było.

Wcale!

Usły­sza­łam bła­gal­ne wo­ła­nie Willi, ale czu­łam się tak bez­piecz­nie i kom­for­to­wo w śmier­ci, że nie chcia­łam wra­cać do cier­pie­nia. Ona na­to­miast, jak na Willę przy­sta­ło, nie dała mi wy­bo­ru. Wy­wle­kła mnie z po­wro­tem przez mrok, le­cząc po dro­dze. Moje ciało zro­sło się na nowo, stało się sil­niej­sze i prze­pły­nę­ła przez nie moc.

Wokół sza­lał chaos, od­gło­sy za­głu­sza­ły myśli, a żar bu­chał w twarz. Wresz­cie nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ne dźwię­ki za­mie­ni­ły się w głosy i po­wo­li od­zy­ski­wa­łam świa­do­mość – tym razem świa­do­mość żywej isto­ty. Dry­fo­wa­łam w tym sta­nie przez jakiś czas, aż wszyst­ko za­to­nę­ło w brzę­czą­cej ciem­no­ści. Choć za­pew­ne mo­gła­bym zmu­sić się do unie­sie­nia po­wiek, jakaś część mnie nie była na to go­to­wa.

Lu­bi­łam swój upo­rząd­ko­wa­ny świat, lu­bi­łam wie­dzieć, czego do­kład­nie mogę ocze­ki­wać każ­de­go cyklu słoń­ca. Po­mi­ja­jąc Willę oczy­wi­ście – je­dy­ne za­kłó­ce­nie, jakie ak­cep­to­wa­łam. W umie­ra­niu nie było ni­cze­go upo­rząd­ko­wa­ne­go, a przy­mu­so­wy po­wrót do życia oka­zał się jesz­cze bar­dziej cha­otycz­ny. Nie mia­łam po­ję­cia, co zo­ba­czę po prze­bu­dze­niu, ani gdzie wy­lą­du­ję. Po czę­ści ocze­ki­wa­łam, że ocknę się w ja­kimś sta­nie po­śred­nim – w wy­mia­rze za­re­zer­wo­wa­nym dla zie­mian, któ­rzy nie do­świad­czy­li przy­jem­no­ści cał­ko­wi­tej śmier­ci.

Nie­ste­ty nie mo­głam dłu­żej się ukry­wać.

Rzęsy mi za­drża­ły, świa­tło zaś wdar­ło się pod po­wie­ki. Ból cał­ko­wi­cie znik­nął, a kiedy wresz­cie otwo­rzy­łam oczy, po­czu­łam siłę pły­ną­cą w całym ciele. Prze­rzu­ci­łam nogi przez ramę łóżka i zdez­o­rien­to­wa­na ro­zej­rza­łam się po po­miesz­cze­niu. Wszyst­ko było tutaj białe. Jęk­nę­łam i scho­wa­łam twarz w dło­niach, gdy wspo­mnie­nia wró­ci­ły gwał­tow­ną falą. Sie­dzia­łam, my­śląc o tym, co za­szło i co zda­wa­ło się po pro­stu nie­moż­li­we, aż drzwi nagle się otwo­rzy­ły, po czym ktoś wszedł do środ­ka.

Albo… Coś we­szło do środ­ka.

– Obu­dzi­łaś się, o Świę­ta – roz­legł się głos Do­nald.

Pod­nio­słam głowę na chwi­lę i zaraz znów ukry­łam ją w dło­niach, ale słowa sługi zdo­ła­ły prze­bić się przez go­ni­twę myśli. Po­now­nie ro­zej­rza­łam się po po­ko­ju. Ni­gdzie nie wi­dzia­łam Willi, więc kogo Do­nald na­zy­wa­ła „Świę­tą”? I gdzie, do dia­bła, po­dzie­wa­ła się moja sio­stra? Wie­dzia­łam, że to ona mnie ura­to­wa­ła, lecz już jej tu nie było. Zo­sta­łam zu­peł­nie sama, nie li­cząc Do­nald.

– Gdzie jest Świę­ta? – wy­du­si­łam.

Do­nald wska­za­ła na mnie. Od­su­nę­łam się sprzed palca, a on po­dą­żył za mną. Jęk­nę­łam.

– Masz jakąś uster­kę, praw­da? Gdzie jest Willa?

– Świę­ta Willa Wspa­nia­ła i Je­dy­na śpi – od­par­ła Do­nald.

Jesz­cze parę cykli słoń­ca temu nawet bym nie po­my­śla­ła, że będę sie­dzieć na łóżku i mru­gać w oszo­ło­mie­niu, wpa­trzo­na w to­pij­ską sługę.

klątwa bogów neutralność Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz