2 cyrus

0 0 0
                                    

Nie za­mie­rza­łem tu ster­czeć i kłó­cić się o to, czy jest bo­gi­nią czy nie. Nie kiedy wie­dzia­łem, że mam rację.

– Udo­wod­nię ci to – po­wie­dzia­łem do Emmy, uno­sząc palec wska­zu­ją­cy.

Spoj­rza­ła na niego tak, jakby za­sta­na­wia­ła się, w jaki spo­sób mi go urwać. Od­wró­ci­łem się i wy­sze­dłem z po­miesz­cze­nia, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź. Moja szafa z bro­nią znaj­do­wa­ła się za fał­szy­wy­mi drzwia­mi, ukry­ta we wnęce ja­ski­ni. Wła­śnie tam po­sze­dłem, pod­czas gdy Emmy cze­ka­ła w są­sied­nim po­ko­ju. Nie po­ma­sze­ro­wa­ła za mną tylko dla­te­go, że była zbyt wście­kła albo zdez­o­rien­to­wa­na, by się ru­szyć – wie­dzia­łem o tym do­sko­na­le.

Z ja­kie­goś po­wo­du po­do­ba­ły mi się jej wzmo­żo­ne emo­cje, to, jak sztyw­nia­ła od stóp po samą szyję.

Spra­wia­ła, że mia­łem ocho­tę wziąć ją na ręce i nią wstrzą­snąć, żeby od­zy­ska­ła zdol­ność ruchu. Z chę­cią roz­grzał­bym krew Emmy i na­ci­skał pewne miej­sca na ciele wy­łącz­nie po to, aby zo­ba­czyć, jak ustę­pu­je pod moim do­ty­kiem. Jed­nak to nie po­mo­gło­by w udo­wod­nie­niu, że mam rację.

Zła­pa­łem to, czego po­trze­bo­wa­łem, na­stęp­nie wró­ci­łem do dziew­czy­ny, która bły­ska­wicz­nie ob­ró­ci­ła się ku mnie. Unio­słem kuszę i wy­ce­lo­wa­łem.

– Cze­kaj! – krzyk­nę­ła, pod­no­sząc ręce. Oczy miała roz­sze­rzo­ne prze­ra­że­niem. Zbli­ży­łem się, a ona zro­bi­ła kilka chwiej­nych kro­ków do tyłu. – Cze­kaj… – po­wtó­rzy­ła, jakby pró­bo­wa­ła uspo­ko­ić sza­leń­ca. – Cyrus… Nie sądzę, by to za­dzia­ła­ło. Pro­szę, nie rób tego. Wie­rzę ci, uwie­rzę we wszyst­ko, co po­wiesz, tylko nie strze­laj do mnie z tego cze­goś. Wie­rzę ci, przy­się­gam!

Zmarsz­czy­łem brwi i zer­k­ną­łem na kuszę.

– Wy­bra­łem nie­wła­ści­wą broń? My­śla­łem, że ta bę­dzie od­po­wied­nia. Bar­dziej wy­god­na dla zie­mian­ki.

Tak na­praw­dę wcale nie za­mie­rza­łem do niej strze­lić, ale o tym Emmy nie mu­sia­ła wie­dzieć. Przez uła­mek kliku już uno­si­ła ką­ci­ki ust, chcąc na mnie wark­nąć, lecz szyb­ko od­zy­ska­ła nad sobą pa­no­wa­nie.

„Bo­go­wie, jaka ona słod­ka”.

– To nie jest naj­przy­jem­niej­szy spo­sób, żeby umrzeć.

Od­sta­wi­łem kuszę.

– Tak, przy­pusz­czam, że masz rację.

Roz­luź­ni­ła się, na­pię­cie opu­ści­ło jej ra­mio­na, a gniew po­wró­cił na twarz. Unio­słem prawą rękę, kie­ru­jąc swoją ener­gię w stro­nę Emmy.

– Zro­bię to ina­czej – ustą­pi­łem.

Ru­szy­ła, jakby chcia­ła się na mnie rzu­cić, ale zdą­ży­ła zro­bić za­le­d­wie dwa kroki, zanim po­zba­wi­łem ją przy­tom­no­ści. Oczy ucie­kły jej w tył głowy i osu­nę­ła­by się na pod­ło­gę, gdy­bym nie za­re­ago­wał. Zła­pa­łem Emmy, wzią­łem na ręce i za­nio­słem na ka­na­pę. Po­ło­ży­łem dziew­czy­nę, kuc­ną­łem obok i cze­ka­łem, aż się obu­dzi i zrobi się tro­chę mniej kłó­tli­wa w kwe­stii swo­je­go no­we­go, bo­skie­go stanu.

Prze­cież tak na­praw­dę jej nie za­bi­łem, jed­nak na tym eta­pie Emmy nie od­róż­ni omdle­nia od śmier­ci – dla boga w Topii jedno i dru­gie wy­glą­da­ło mniej wię­cej tak samo, je­że­li zo­stał śmier­tel­nie ranny. Za­kła­da­jąc rzecz jasna, że nie użyto wobec niego jed­nej z broni Śmier­ci. Cha­rak­te­ry­stycz­ne od­gło­sy z tyłu pod­po­wie­dzia­ły mi, że zbli­ża się do mnie Do­nald.

klątwa bogów neutralność Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz