9 emmy

0 0 0
                                    

Po raz pierw­szy w życiu lo­gi­ka mnie za­wio­dła, bo po­zo­sta­nie z Cy­ru­sem było praw­do­po­dob­nie naj­gor­szą de­cy­zją, jaką mo­głam pod­jąć. W teo­rii. Gdy­bym miała uło­żyć listę „za i prze­ciw”, na samej górze zna­la­zł­by się fakt, że Cyrus nie na­le­ży do istot – bogów – z któ­ry­mi wcho­dzi się w zwią­zek. A ja zde­cy­do­wa­nie byłam typem związ­ko­wym. Poza tym to wład­czy, po­tęż­ny, do­mi­nu­ją­cy i kłó­tli­wy dupek.

Z dru­giej stro­ny ce­cho­wał się też uprzej­mo­ścią, in­te­li­gen­cją i tro­skli­wo­ścią. Oka­zał mi to na wła­sny spo­sób wię­cej niż raz. Ufa­łam mu na tyle, na ile można za­ufać bogu.

I, od­sta­wia­jąc już lo­gi­kę na bok, Cyrus spra­wiał, że pło­nę­łam. Dzię­ki niemu moje ciało oży­wa­ło i kiedy mnie do­ty­kał, da­ła­bym mu do­słow­nie wszyst­ko, o co by po­pro­sił.

Wła­śnie w tej chwi­li za­mie­rza­łam ofia­ro­wać mu do­kład­nie to, czego chciał.

Moje szaty pra­wie bez­sze­lest­nie opa­dły na pod­ło­gę. Od­dech uwiązł mi w gar­dle, po­nie­waż sta­łam się nagle wy­jąt­ko­wo bez­bron­na – zwłasz­cza że mia­łam do czy­nie­nia z kimś takim jak Cyrus. Bałam się praw­dzi­wie opu­ścić przy nim gardę.

Sre­bro jego oczu wy­da­wa­ło się nie­mal wi­ro­wać, gdy chło­nął mnie spoj­rze­niem. Nie spie­szył się, za­czy­na­jąc od czub­ka zmierz­wio­nych blond wło­sów i koń­cząc na klap­kach, które wciąż mia­łam na sto­pach. Kiedy wresz­cie skoń­czył ob­ser­wa­cję, ja już cała pło­nę­łam. Moja skóra zro­bi­ła się tak wraż­li­wa, że nawet dotyk wła­snych pal­ców na bio­drach wy­star­czył, aby wzbu­dzić bie­gną­ce wzdłuż ciała dresz­cze. Czy to na tym po­le­ga­ła część jego mocy? Umiał uwieść mnie jed­nym spoj­rze­niem? To brzmia­ło bar­dziej jak coś, co po­tra­fił­by Aros, ale co­kol­wiek Cyrus za­mie­rzał, byłam już prak­tycz­nie go­to­wa o to bła­gać.

Za­schło mi w gar­dle. Gło­śno prze­łknę­łam ślinę, pró­bu­jąc uspo­ko­ić od­dech. Cyrus wy­cią­gnął rękę, a we mnie wszyst­ko na­pię­ło się w ocze­ki­wa­niu na pierw­szy dotyk. Jego dłoń spo­czę­ła na na­giej skó­rze tuż ponad pier­sia­mi. Żar był silny, pa­lą­cy. Znowu prze­łknę­łam ślinę, za­mknę­łam oczy i prze­sta­łam my­śleć. Chcia­łam tylko czuć.

– Cyrus – wy­chry­pia­łam.

Nie mia­łam po­ję­cia, o co pro­szę, ale bar­dzo po­trze­bo­wa­łam, żeby coś zro­bił.

Prze­su­nął rękę niżej. Za­czął po­wo­li gła­dzić i pie­ścić moją skórę. Mu­snął lekko sta­nik, potem na­ci­snął moc­niej na brzuch. Wo­dził pal­ca­mi po krzy­wi­znach ciała, jakby pró­bo­wał je za­pa­mię­tać, a ja za­czy­na­łam pa­ni­ko­wać, że nogi lada mo­ment od­mó­wią mi po­słu­szeń­stwa.

– Chcesz tego, Emmy? – mruk­nął, przy­su­wa­jąc się do mnie znacz­nie bli­żej.

Kiw­nę­łam głową, jesz­cze zanim do­koń­czył zda­nie.

– Tak, tylko wię­cej się ze mną nie drocz.

Cyrus głę­bo­ko się za­śmiał, a ja prze­gra­łam walkę z mięk­ną­cy­mi ko­la­na­mi. Oto­czył mnie ra­mie­niem w pasie, bym nie upa­dła, i przy­cią­gnął do swo­jej pier­si. Gło­śno na­bra­łam po­wie­trza, wdy­cha­jąc jego za­pach – inny od wszyst­kie­go, czego do­świad­czy­łam do tej pory. Był jak rześ­kie po­ran­ne po­wie­trze tuż przed burzą śnież­ną. W Mi­nat­sol deszcz i śnieg po­ja­wia­ły się rzad­ko, lecz pa­mię­ta­łam je z cza­sów dzie­ciń­stwa. Raz lub dwa w ciągu cyklu życia spa­dał śnieg, a na kilka ro­ta­cji wcze­śniej już wie­dzia­łam, że nad­cho­dzi. W za­sa­dzie śnieg bar­dzo przy­po­mi­nał Cy­ru­sa. Biały. Czy­sty. Zimny. Pięk­ny. Tak pięk­ny, że zmie­niał świat w fan­ta­zję, za­kry­wa­jąc wszyst­ko, co brzyd­kie. Ale po­tra­fił być też za­bój­czy, jeśli się przed nim nie ochro­ni­ło.

klątwa bogów neutralność Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz