Białe światło, stanowiące podstawę mojej energii, lubiło Emmy. Wibrowało i szukało mocy, jaką w sobie miała. Im dłużej dotykałem tej idealnej skóry, tym trudniej było mi przestać. Powstrzymać się od rozebrania jej z szat, bym mógł pieścić i posmakować każdego skrawka ciała. Dziewczyna patrzyła na mnie rozszerzonymi, nieufnymi oczyma, jednak nie ze strachem, jakiego mógłbym się spodziewać. Odkąd moje dłonie spoczęły na ramionach Emmy, nie próbowała się cofnąć ani mnie odepchnąć, co było zaskoczeniem.
Coś się między nami zmieniało, a moja energia Neutralności zdecydowanie ją lubiła.
Podobnie jak ja.
Zanim zdążyłem to przemyśleć, już przyciągałem Emmy do siebie. Uniosła się na palcach, jakby czekała, aż to zrobię. Nasze usta się spotkały, a gdy rozchyliła wargi, pierś zadrżała mi od gardłowego pomruku. „Moja”.
W innych okolicznościach kwestionowałbym budzący się we mnie właśnie instynkt – owo poczucie, że dziewczyna w moich ramionach jest jedyną, której kiedykolwiek będę pragnął w swoim świecie. Natomiast teraz nie miałem nastroju na kwestionowanie czegokolwiek. Wszystko, czego chciałem, to ten moment z nią.
Przywarła do mnie ciaśniej, wydając ciche gardłowe odgłosy. Przesunąłem dłonie w dół jej ciała, po gładkich, lśniących szatach, a potem pod pośladki. Była drobna w porównaniu z większością bogów, a kiedy ją podniosłem, zdawała się ważyć tyle co nic.
Nie opierała się, niemniej też mnie nie objęła, jak Willa miała to w zwyczaju robić z synami Abila. Chyba nie wiedziała, co uczynić z nogami, więc dyndały jej bezwładnie nad ziemią. Albo może była zbyt zdekoncentrowana, gdyż pocałunek przebijał właśnie poziom „gorącego” i zmierzał prosto do „ognia piekielnego”.
– Cyrus – wydyszała i odsunęła twarz od mojej. – Co ty wyrabiasz?
Nie spieszyłem się z odpowiedzią, najpierw przyciskając usta do jej szczęki.
– Odblokowuję… twoją… moc – wymruczałem między pocałunkami.
Emmy jęknęła.
– Ale mówiłeś coś o bólu… Ja…
Słowa dziewczyny się urwały, jakby zupełnie zapomniała, co chciała powiedzieć, a ja uśmiechnąłem się z ustami przy jej skórze. Wytrącona z równowagi była dla mnie czymś całkiem nowym i podobała mi się myśl, że umiem sprawić, by straciła kontrolę.
– Cyrus – odezwała się znowu. Tym razem brzmiała inaczej, przez co znieruchomiałem na chwilę, po czym podniosłem głowę, aby móc na nią spojrzeć. – Ja świecę – dokończyła, szerzej otwierając oczy.
Myślałem, że białe światło pochodzi ode mnie, chociaż rzadko traciłem nad nim kontrolę, nawet w sytuacjach naładowanych tak silnymi emocjami. Ale miała rację, blask wypełniający jaskinię bił od niej.
– Czy to znaczy, że jestem taka jak ty? – Głośno przełknęła ślinę. – Mogę być drugą Neutralnością?
– Nie, nie masz mojej mocy, tego jestem pewien. – Pokręciłem głową.