❀Marianne Payet

4.3K 306 71
                                    




Lavender z natury nie była spokojnym człowiekiem. Żałośnie szybko można ją wyprowadzić z równowagi, a różne głupoty potrafią ją stresować. Lubiła wiedzieć, z czym na do czynienia, zawsze była przygotowana do różnych nadchodzących sytuacji w jej życiu.

Jednak do tego nie wiedziała, jak ma się przygotować, a przecież to była taka głupota. Już nie raz spotykała się z klientami, którzy kupowali jej obrazy, więc dlaczego tym razem czuje się inaczej? Jakby to nie był dobry pomysł.

Nie lubiła robić z siebie publicznie idiotki, chociaż ludzie błędnie uważali, że Torres ma głęboko w czterech literach opinię innych. Głupia maska Lavender, z którą mierzyła się na co dzień. Za czasów studiów niemalże zgodziła się na nagą sesję do okładki jakiegoś magazynu, bo jej koleżanka uznała, że na pewno będzie w stanie to zrobić. Dziękowała niebiosom za to, że sesja została odwołana.

Była pewna, że Aiden Sorenson ma ją za idiotkę. Pewnie było mnóstwo kobiet, które ze względu na jego atrakcyjność zapraszały go do znajomych i próbowały uwieść. Miał pewnie ich po dziurki w nosie, chociaż nie zgadzało się to trochę z aktualną sytuacją. Bo przecież prosił o spotkanie z nią, a z tego co wyczytała, był dość zajętym człowiekiem. Można by było uznać, że jest to w pewnym rodzaju wyróżnienie dla niej, jednak Lavender miała o tym kompletnie inne zdanie.

Z różnych portali plotkarski, dowiedziała się, że Sorenson raczej nie przepada za stałymi relacjami z kobietami. Pewnie więc stwierdził, że wykorzysta sytuacje z nachalną kobietą wzdychającą do niego. Co nie było w stylu Lavender. Tak naprawdę, lubiła, kiedy to mężczyźni ubiegają o jej uwagę. Nie licząc pierwszego obiektu westchnięć z liceum, czarnowłosa zawsze czekała, aż to facet wykona pierwszy krok.

Dlatego też, kiedy ustaliła termin przekazania obrazu z Aidenem, postanowiła wyglądać niezbyt urokliwie. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby myślał, że chce mu wejść do łóżka ze względu na ładne oczy i pokaźną sumkę na koncie. To nie w jej stylu.

Dla tego zaraz po pracy, w której musiała wyglądać schludnie, wróciła do mieszkania i od razu zmyła makijaż. Włosy związała w zwykłego kucyka, a zamiast marynarki i szpilek, ubrała zwykłe dżinsy, bluzę i adidasy. Wyszła z mieszkania nawet paręnaście minut później, niż normalnie by to zrobiła. Jeżeli ktoś z ich dwójki miałby czekać, to na pewno nie będzie to ona.

Co nie zmieniało faktu, że się stresowała. Prawdopodobnie, gdyby nie naczytała się tylu artykułów na jego temat, byłoby inaczej. Jego atrakcyjność mogła ją onieśmielać, ale fakt, jak bardzo jest wpływowym człowiekiem i czego może dokonać za pomocą pstryknięcia palcem, była nieco niepokojąca. Nie była w stanie zaufać takim ludziom.

Spóźniona co najmniej piętnaście minut, wysiadła z Ubera, uprzednio płacąc kierowcy. Pod pachą niosła zapakowany obraz, który na szczęście nie był duży, więc nie sprawiało jej to problemu.

Chevalier Art Galerie mieściła się na ruchliwej ulicy Manhattanu. Logo było kolorowe i podświetlone. Na dużych szybach przy wejściu były różnorakie kolorowe wzory, które tworzyły piękną całość. Nie była to największa galeria sztuki w Nowym Yorku i stosunkowo niedawno otwarta, ale cieszyła się dużą popularnością. Wielu nowych i początkujących artystów, mogła promować swoją sztukę właśnie w tym miejscu.

Po wejściu Lavender nigdy nie wiedziała, na czym skupić swoją uwagę. Mnóstwo niesamowitych obrazów i rzeźb. Jej dusza artystki czuła się tutaj jak w niebie. Parę osób chodziło po galerii, przyglądając się arcydziełom, rozmawiając cicho i robiąc zdjęcia. Torres rozglądała się po pomieszczeniu, próbując wypatrzeć Sorensona.

Zaczęła się nieco denerwować, kiedy nie mogła go znaleźć. Zacisnęła dłonie na zapakowanym płótnie. Przecież to ona miała być tą spóźnioną. Z rozdrażnieniem chciała już wyciągnąć telefon, kiedy zauważyła mężczyznę stojącego do niej tyłem przy ciemnym obrazie niemalże na samym końcu.

Lavender LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz