wtorek

494 36 65
                                    

        Wtorek, godzina 16:00. (tak, czas zrobił skip.)

Jakieś pół godziny temu wróciłem ze szkoły i od tamtej pory po odrobieniu lekcji nie mam co ze sobą zrobić. Ciągle kręcę się po pokoju trzymając podręcznik od chemii.

        Muszę się ładnie ubrać... założę tę nową bluzę. Muszę się uczesać... nie, nie, stop.
       Dlaczego się tym aż tak przejmuję?
       Rozmyślałem nad wszystkim jeszcze przez 20 minut, gdy nagle do pokoju weszła moja kochająca mama. (tu nie ma żadnej ironii.)
     - Janek, chyba powinieneś już iść. - uśmiechnęła się. - Jeśli chcesz tam dojść na siedemnastą to powinieneś już wyjść z domu. - wyszła zamykając za sobą drzwi.

       No tak, 16:20, to już czas. Spojrzałem na różową karteczkę gdzie napisany był adres mojego nowego korepetytora. Wprawdzie chodziłem już kiedyś na korki z chemii, ale ta pani nie umiała... nie, to ja nie umiałem się niczego nauczyć. Może potrzebne jest odpowiednie podejście?
        Z Zawadzkim mieszkamy jakieś dwadzieścia minut od siebie, bo to sąsiednia aleja. Niby nie daleko ale gdybyście wiedzieli w jakim tępie chodzę...
      Zarzuciłem kurtkę bo wieczory wciąż były chłodne, włożyłem buty i wyszedłem. Pod pachą ściskałem zeszyt oraz swój podręcznik. Chociaż to był błąd, bo zapomniałem, że mamy powtarzać materiał z klasy pierwszej...
      Drzewa wciąż stały ogołocone. Niedługo marzec, może temperatura skoczy, chociaż czasem bywa zaskakująca. Nie można wykluczyć opadów śniegu. Słońce już zachodziło, rozbryzgując się na ciemno niebieskim niebie.
     Śpiew pojedynczych ptaków towarzyszył mi przez całą drogę, latały tu i tam.
     Nie wiało, mimo to, było trochę zimno.
     Szedłem chodnikiem, ulica była bardzo pusta, latarnie już świeciły swoim słabym światłem.

      Będąc w połowie drogi zatrzymałem się i przypomniałem sobie, że nie wziąłem ani telefonu ani długopisu - a obie rzeczy położyłem na szafce w przedpokoju.
      Wzruszyłem ramionami i szedłem dalej. Nie będę przecież się wracał.

                                          • • •

     Stanąłem przed domem pana Tadeusza może jako za pięć piąta.
   Ale był to piękny apartament... Czekałem chwile przed elegancką, wielką, czarną bramą zastanawiając się, czy wejść.
   W końcu zdecydowałem się. Zadzwoniłem dzwonkiem przy furtce. Przycisnąłem trochę nie pewnie ikonkę telefonu i wcale nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
   Furtka otworzyła się w dosyć szybkim tępie.
   Przekroczyłem próg i zamknąłem za sobą drzwiczki.
    Droga do drzwi domu była oświetlona małymi lampkami - trochę tak jak lotnisko. Szedłem powoli, niepewnym krokiem. Gdy chciałem zapukać pan profesor otworzył mi drzwi.
    - Dobry wieczór! Wejdź, proszę. - powitał mnie kiedy stałem trochę jak wmurowany.
  - Dobry wieczór. - odpowiedziałem i zacząłem ściągać buty i odwiesiłem kurtkę.

   Zawadzki miał na sobie zwykły, czarny t-shirt i szare dresy... wyglądał znacznie inaczej niż w szkole. Nie mogłem oderwać od niego wzroku.

   - Halo, Janek, jesteś tutaj? - zapytał schylając się odrobinkę by spojrzeć mi w oczy.
  - umm.. przepraszam.. zamyśliłem się.. - odpowiedziałem i złapałem się za głowę.

- coś cię boli? - podszedł do mnie i położył swoją smukłą dłoń na moim czole. - wyglądasz na nieobecnego.
     Zakręciło mi się w głowie.. byliśmy teraz tak blisko, że aż zrobiło mi się duszno.
   - nie, nie. - odpowiedziałem i próbowałem trochę odsunąć się od wyższego mężczyzny.
    Miał na moje oko 190, a ja tylko 175..
(((wiem co myślicie, brzmi jak gowno.)))
    Perfumy starszego dostały się do mojego nosa i rozpieszczały zmysły. Boże. Teraz wyobrażałem sobie wiele przeróżnych rzeczy.
    - pytałem, czy nie przeszkadzałoby ci, gdybyśmy poszli do sypialni. Wziąłeś długopis? - zapytał.
    - nie, nie. - trochę się przestraszyłem na myśl "sypialni", przepraszam, miałem spaczone myśli.
    - będziemy mieć wszystko pod ręką. - powiedział i zaczął iść w prawo wchodząc w ciemny korytarz.

     Światło świeciło się tylko w kinkiecie w salonie i w kuchni przy zlewie.
   Było bardzo cicho. Blask żarówki odbijał się od białych płytek. W salonie na kremowych panelach stały tak samo białe jak płytki meble. Wielki telewizor wisiał na ścianie z białych cegieł, a rolety ogromnego tarasowego okna były lekko zasłonięte.

     Ruszyłem za starszym. Weszliśmy do wielkiej sypialni gdzie po prawej stronie po środku ściany stało duże łóżko. Dwuosobowe... czyli jednak nie mieszkał sam? A może lubi mieć dużo miejsca, no, patrząc na dom to tak, lubi.

     - Siadaj. - powiedział trochę rozkazująco wskazując na jasny fotel przy biurku.
     Miejsca dla nas były już przygotowane, przy długim biurku stały dwa obrotowe krzesła. Na blacie było pare długopisów, kartek, zeszytów, teczek, podręczników.. Pomimo tego panował porządek.

     Położyłem na biurku swój podręcznik i zabrany ze sobą zeszyt, po czym usiadłem.
    - Chcesz pouczyć się materiału z klasy pierwszej?
    - tak. - odparłem.
    - więc ten podręcznik nie będzie nam potrzeby. - powiedział odkładając moją książkę na bok, po czym ciepło się do mnie uśmiechnął.

      Brunet wyjął z szuflady właściwy bryk i zaczęliśmy wszystko od początku...

                                      • • •

      Koło godziny 18:30 skończyliśmy. Opowiedział mi wszystko w skrócie i szczerze wam powiem - rozumiałem wszystko co do mnie mówił.
         Swoje słowa obrazował różnymi przykładami, zdjęciami z podręcznika oraz czasem pokazywał mi coś w telefonie.
       Zrozumiałem w końcu budowę atomu, systematykę związków nieorganicznych, stechiometrię - chociaż jeszcze nie do końca, więc Tadeusz obiecał, że będziemy ćwiczyć, i roztwory.
       W ósmej klasie miałem 5 na koniec, więc nie byłem w to aż taki zielony, po prostu potrzebowałem sobie to wszystko powtórzyć z kimś, kto rzeczywiście weźmie sobie do serca fakt, że potrzebuję pomocy.
     - mądry chłopiec.. - wymamrotał dosyć niskim tonem. - myślałem, że będzie gorzej.
     Impuls nerwowy przeszedł znowu po moim ciele.
     Profesor położył rękę na moim ramieniu. Przez ten czas gapiłem się jeszcze w zeszyt, unikając spojrzenia błękitnych, urzekających oczu bruneta.
     - chcesz coś jeszcze wiedzieć?
     - stężenie molowe jest równe l-liczbie moli składnika dzielone na litry tego roztworu?.. - zapytałem starając się kontrolować swój głos. Jego dotyk dziwnie na mnie wypływał. Bardzo.
      Głos pana profesora był teraz tak cholernie seksowny i podniecający.. Zebrałem się w sobie i spojrzałem na niego.
      - mhm.. - mruknął i się uśmiechnął. - zgadza się, coś jeszcze?
      - Możemy jeszcze chwile omówić hydraty?
     W sumie wolałbym, żebyśmy wylądowali już na tym miękkim łóżku lub nawet na biurku. Cholera, co ja gadam.
      - Hydraty, tak?
      Kiedy przytaknąłem ponownie zaczął objaśniać mi czym są sole uwodnione.
     - To każdy związek chemiczny otrzymany na skutek reakcji addycji wody..

                                        • • •

𝐊𝐚𝐭𝐢𝐨𝐧𝐲 𝐦𝐢𝐥𝐨𝐬𝐜𝐢 - uczeń x nauczyciel AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz