korepetycje

556 35 77
                                    

Czwartek, godzina 14:40.

   Właśnie wróciłem do domu ze szkoły. Droga zajęła ni wyjątkowo mało czasu. Miałem nadzieje, że przywitam się z mamą, ale ta spała po nocce.
    Tata wciąż był w pracy. Siostra jeszcze nie wróciła od chłopaka.
   W domu panowała cisza i spokój, w dodatku było niezwykle czysto - z resztą tak jak zawsze.

  Nie chciało mi się wychodzić. Marcowa pogoda platała figle, raz było ciepło, raz zimno. Dzisiaj akurat było chłodno i przede wszystkim bardzo ponuro - wyglądało jakby zaraz miało się rozpadać.      
    Mimo wczesnej (w miarę) godziny w mieszkaniu trzeba było zapalić światło by zrobić cokolwiek. Wyjrzałem przez okno, latarnie nie świeciły się. Cholera będę musiał iść po ciemku..

   Wbiegłem do swojego pokoju w pośpiechu. Musiałem już iść. Zrzuciłem plecak i złapałem ten sam zeszyt co miałem poprzednio.
  Wychodząc stanąłem na korytarzu i zastanowiłem się, czy czegoś nie zjeść.

  Zajrzałem jeszcze do telefonu i odczytałem wiadomość od Pawła - chłopcy chcieli wyjść o siedemnastej na pizze.
" może zdążę " - odpisałem z uśmiechem. Ale obiad i tak będę musiał jakoś przyrządzić.

   Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku sąsiedniej alei.

    Zadzwoniłem dzwonkiem przy furtce z dużą pewnością siebie.
Furtka otworzyła się prawie od razu. Wszedłem zamykając ją za sobą i ruszyłem w kierunku drzwi.
  W domu profesora znów było ciemno.
Otworzył mi drzwi i przywitał się.
  - Cześć, wejdź.
Znowu "cześć".. hmm.. to było bardzo dziwne.
  - Dzień dobry.. - odpowiedziałem nieco ciszej.

  Ściągnąłem buty i rozejrzałem się. Już wcześniej wspominałem, że jego mieszkanie było piękne. Na ściance oddzielającej kuchnie od salonu wisiał zapalony kinkiet, którego blask odbijał się na białych płytkach. Podłoga między największym pomieszczeniem a korytarzami była oddzielona w taki sposób, że w salonie były panele.

    W kuchni znowu świeciła się lampka. Pan Zawadzki miał na sobie trochę ciemniejsze dresy i granatową koszulkę. Włosy miał bardzo roztrzepane i niechlujnie ułożone na bok. Wyglądał trochę na zmęczonego.

- fatalny dzień dzisiaj. - powiedział z uśmiechem i zaczął iść powoli do sypialni, prowadząc mnie ze sobą.
   Odgarnął z oczu włosy i usiadł na fotelu.
Położyłem na biurku zeszyt i również spocząłem.

  Spojrzał na mnie, po czym wyjął z szuflady mój podręcznik.
  - wyprzedzamy materiał i robimy zbiory zadań czy po prostu fenole?
  - może fenole, zbiory zadań są dosyć ciężkie.
- tym lepiej, że są ciężkie. Takie łatwe rzeczy zrozumiesz na lekcji, a zbiory mogę wyjaśnić ci dokładnie. - odrzekł i przewrócił kartki podręcznika na sam koniec.
   Po co mnie pyta, skoro wie lepiej?
   Przytaknąłem, wziąłem jeden z długopisów leżących na biurku bo znowu zapomniałem zabrać swój.. po czym zapisałem temat naszej "lekcji".

    Zbiory zadań wcale nie są takie łatwe, tym bardziej, że Tadeusz zaczął od tych rzeczywiście trudnych zadań.

    Po trzydziestu minutach złapałem się za głowę. To było serio skomplikowane i długie.. Skończyliśmy robić dopiero drugie zadanie.
  - teraz coś łatwiejszego.. - mruknął mężczyzna.
  Uniosłem głowę i zacząłem czytać polecenie, które nauczyciel wskazał palcem.

"W wyniku hydrolizy 2,03 g pewnego peptydu o masie molowej równej 609,74 g ∙ mol–1 otrzymano 2,27 g mieszaniny aminokwasów. Oblicz, ile wiązań peptydowych zawiera cząsteczka badanego peptydu."

    Wydałem z siebie cichy jęk i zacząłem bazgrolić jakieś wzory na marginesie. Zawadzki zrobił te zadanie ze mną krok po kroku w taki sposób, że zrozumiałem co i jak liczyliśmy.

Gdy skończyliśmy poskarżyłem się:
   - to wcale nie było łatwiejsze.

   - przecież dobrze ci poszło. Lepiej niż te niby prostsze zadania. - uśmiechnął się poprawiając włosy.

     Zerknąłem na zegar cyfrowy na parapecie.
    Za dziesięć czwarta.

     - naprawdę swietnie ci idzie, Janek, ten sprawdzian to chyba na piątkę napiszesz. - poklepał mnie po ramieniu.
    - Mam nadzieję. - odpowiedziałem uśmiechem.
  Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju.
  - do zobaczenia jutro. - odpowiedział odprowadzając mnie do drzwi.
  Ubrałem się i wyszedłem, ściskając pod pachą podręcznik, zeszyt i trzymając długopis w kieszeni bluzy.

   Pobiegłem do domu, mama poszła do kosmetyczki, zostawiła mi na stole jeszcze ciepły obiad i karteczkę z napisem "Kocham cię, smacznego Janeczku."

    Wziąłem telefon i usiadłem do jedzenia. Odpisałem Pawłowi, czy nie chcieliby wpaść do mnie zamiast iść na pizze. Odłożyłem smartfon i zacząłem jeść.

PAWEŁEK
No spoko tylko alka sie spytam bo
ten kretyn znowu gdzies na panienki poszedl 💀

  Zaśmiałem się gdy zobaczyłem powiadomienie.
Odłożyłem talerz do zmywarki. Była pełna więc ją włączyłem.

JA
Z korkow wlasnie weocilem

PAWEŁEK
I jak bylo

JA
Calkiem spoko. wezxie pizze kupcie hdzies po
drodze, zjemy u mnie

PAWEŁEK
sie robi panie komendancie

  Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor.

𝐊𝐚𝐭𝐢𝐨𝐧𝐲 𝐦𝐢𝐥𝐨𝐬𝐜𝐢 - uczeń x nauczyciel AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz