▹ Epilog.

23.5K 1.7K 385
                                    

Dwa miesiące później.

Niall.

Krople deszczu łagodnie stukają o dach mojego domu, a ten spokojny dźwięk czyni całą sytuację jeszcze bardziej intymną, mimo że wraz z Ellie już dobrą godzinę temu przeżyliśmy swój pierwszy raz. Było cudownie i wcale nie dlatego, że seks był ostry oraz szybki, a wręcz przeciwnie. Podobało mi się jej niewinne spojrzenie, kiedy powoli ściągałem swój podkoszulek i delikatne rumieńce, gdy wreszcie pozwoliła zrobić to samo ze swoim. Samo patrzenie w jej rozszerzone źrenice, gdy moje bokserki upadły na podłogę było po stokroć bardziej podniecające, niż widok Amy klęczącej przy mnie na kolanach, kiedy robiła mi loda i nigdy nie sądziłem, że zwykły seks może być tak przyjemny. Miałem wrażenie, że mógłbym dojść od samego patrzenia na jej rozchylone usta, kiedy pozwoliła mi się dotknąć w najbardziej intymnym miejscu i w jednej chwili zrozumiałem, że działa tak na mnie nie dlatego, że jest oszałamiająco piękna - choć z pewnością to również miało znaczący wpływ - ale raczej dlatego, iż znaczy dla mnie dużo więcej, niż każda inna dziewczyna z którą do tej pory spałem.

Teraz kiedy, leżę na boku i podziwiam łagodne rysy jej twarzy niespodziewanie dochodzi do mnie powód, dzięki któremu przy niej staję się lepszym człowiekiem; Spokój i dobroć jaka od niej emanuje sprawia, że cała złość za wszystkie wydarzenia ostatnich czasów tak po prostu znika, jakby wyparowała w przestrzeń, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Nawet kiedy myślę o wynikach DNA, które jednoznacznie potwierdziły, iż Jackson jest moim ojcem nie czuję żadnych negatywnych uczuć oprócz rozczarowania własną matką, bo nawet jeśli umiem zrozumieć jej strach przed tym, że ludzie zaczną ją oceniać, to nigdy nie zdołam pojąć dlaczego nie potrafiła zaufać nawet mnie, jako że jestem jej jedynym dzieckiem.
Słyszę jak Ellie przewraca się niespokojnie na bok, tym samym przerywając moje rozmyślania i z powrotem odwracam się w jej stronę, widząc jak w nerwowym wyrazie marszczy brwi. To nie pierwsza noc jaką u mnie spędza (choć do tej pory nie była gotowa, by posunąć się dalej, niż do zachłannych pocałunków), więc dobrze wiem, że znów męczą ją koszmary i jak zawsze w tej sytuacji poraża mnie moja bezradność. Podnoszę się do pozycji siedzącej, a pościel zsuwa mi się z ciała, ale chociaż jestem całkiem nagi nawet nie przechodzi mi przez myśl, by się zakryć.
- Ellie, obudź się. - Szepczę jej we włosy, lekko potrząsając za ramię, ale jedyną wyraźną reakcją jest to, że kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej i odpycha mnie z jeszcze większym niepokojem. Po raz kolejny szokuje mnie to jak trudno wyrwać ją ze snu, kiedy nawiedzają ją koszmary. - Ellie! - Mówię głośnej i wreszcie otwiera oczy przez dłuższą chwilę przyglądając mi się zamglonym wzrokiem, jakby nie mogła rozróżnić realnego życia od snu.
W końcu wyrywa mi się i z cichym westchnieniem opada na poduszki, w milczeniu odwracając się do mnie plecami, ale choć wiem jakie to dla niej trudne tym razem nie zamierzam dać jej spokoju.
- Co Ci się śniło? - Odzywam się, dotykając palcami jej pleców i z zadowoleniem odnotowuję, jak drży pod moim dotykiem. Nie odpowiada, a ja zauważam, że nieświadomie zacząłem kreślić na jej skórze uspokajające kółka i po raz kolejny zadziwia mnie to, jak bardzo lubię dotykać jej miękką skórę. Nie cofam dłoni, choć jakakolwiek bliskość zazwyczaj napawa mnie niepokojem i lękiem przed stratą. - Co Ci się śniło? - Pytam znowu, zaskoczony stanowczością swojego głosu, bo do tej pory zawsze ulegałem i z trudem odpuszczałem, kiedy cisza się przedłużała.
Słyszę jak przełyka ślinę i w końcu odwraca się w moją stronę, mocno zaciskając dłonie na pościeli.

- Mama. - Mówi i choć to tylko jedno słowo, czuję, że bezwiednie zacisnąłem szczękę, tak mocno, że odczuwam tępy ból.

Czuję się bezradny i wcale nie dlatego, iż nie wiem co powiedzieć, a z powodu blokady, która we mnie tkwi i nie pozwala wydusić z siebie odpowiednich słów, szydząc, że zrobię z siebie uczuciowego idiotę. Zaciskam dłonie w pięści i biję się z myślami, zażarcie walcząc z samym sobą, bo przecież ona na to zasługuje.

Byłaś dzieckiem Ellie, nie mogłaś nic zrobić. - Podnosi wzrok i powoli przesuwa wielkimi oczami po mojej twarzy, a ja nie mogę znieść tego, jak wiele bólu ukrywa się w żywej zieleni tych tęczówek. Powolnie kiwa głową, ale w tym ruchu nie ma przekonania, jakby była pewna, że mogła tamtego dnia powstrzymać Jacksona przed zabiciem jej matki. - To nie twoja wina, słyszysz? - Mówię znowu, ale tym razem zauważam w jej oczach złość, jakby była wściekła, sądząc, że wmawiam jej kłamstwo.
- Tamtego dnia, kilka minut przed tym jak to zrobił poluzowały mi się liny Niall. - Chrypi w końcu, nerwowo odsuwając z twarzy jasny kosmyk włosów. Jej głos brzmi hardo, jakby chciała mnie wtajemniczyć w każdy szczegół tamtej nocy, ale ja tylko mrużę oczy nie mając pojęcia jakie to ma znaczenie.

- Boże Ellie! - Nie umiem zapanować nad swoim głosem, choć widzę, że się wzdryga, kiedy krzyczę. Próbuję się uspokoić, ale kiedy myślę o tym, że przez cały ten czas obwinia się o śmierć matki mam wrażenie, że efekt jest zupełnie odwrotny do zamierzonego. - Miałaś dziesięć lat!

Widzę jak odwraca spojrzenie, szukając jakiegoś punktu na ścianie, by zaczepić wzrok, ale tym razem nie zamierzam jej pozwolić na zakończenie rozmowy i chwytam w palce jej podbródek, delikatnie przekręcając jej głowę w mojąstronę, tak by patrzyła mi w oczy.

- Nic z tego co zrobił ten psychol nie jest twoją winą. - Wkładam całą swoją siłę, żeby dosadnie zaakcentować każde słowo, tak by wreszcie dotarło do niej, że nie ponosi odpowiedzialności za żadne z działań Jacksona, a szczególnie za to, że zabił jej matkę. - Przecież to jakiś pieprzony absurd!
Kiwa głową, ale mimo wszystko wiem, że będę musiał powtórzyć jej to jeszcze wiele razy, zanim wreszcie zrozumie. Przez długą chwilę siedzimy bez ruchu naprzeciwko siebie, po prostu wpatrując się sobie w oczy, aż wreszcie nachyla się i składa na moich ustach delikatny pocałunek.

- Dziękuję Niall. - W jednej chwili owiewa mnie jej słodki zapach i to wystarcza, żebym stwardniał. Kładę dłoń na jej plecach i przyciągam ją do siebie bliżej, a ona wspina się na moje kolana i owija swoje nogi wokół mnie, nie przerywając pocałunku. Wplata swoje palce w moje włosy, pociągając delikatnie za końce, a po moim kręgosłupie przechodzi dreszcz przyjemności. Dysząc odsuwa się ode mnie tylko po to, by wykrztusić cicho:
- Chcę jeszcze.

Od razu łapię o co jej chodzi i choć też mam na to ochotę, przypatruję jej się badawczo.

- Jesteś pewna, że...? - Nie pozwala mi dokończyć i po raz kolejny łączy nasze usta w pocałunku, tym samym odpowiadając mi niemo, że czuje się dobrze i naprawdę jest gotowa.
Wyczuwam, jak się uśmiecha i odsuwam się na chwilę tylko po to, by sięgnąć w stronę szuflady i wyciągnąć z niej prezerwatywę, a kiedy odwracam się z powrotem zauważam jedną rzecz, która mi się nie podoba; Uparcie przyciska do siebie cienką pościel, jakby próbowała nerwowo zasłonić swoje ciało, więc momentalnie chwytam jej rękę i splatam razem nasze palce, mając nadzieję, że wreszcie się uspokoi i pojmie jak cudowna jest. Nachylam się i biorę między zęby płatek jej ucha delikatnie go przygryzając.
- Jesteś piękna. - Szepczę, przenosząc usta na jej szyję i mimo że nie patrzę jej w twarz wiem, że się rumieni. - Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś świadoma tego jak działasz na facetów. - Mówię wolno pomiędzy pocałunkami, a ona śmieje się cicho i ten dźwięk jest tak uroczy, że mam ochotę go nagrać i słuchać w kółko.
W końcu pozwala mi zsunąć z siebie pościel, dając mi tym samym dostęp, by podziwiać jej kobiecą sylwetkę i powoli zsuwam dłoń, by dotknąć pełnych piersi.
- Elaine Jessico Gillian jesteś najpiękniejszą kobietą na jaką kiedykolwiek patrzyłem. - Mówię zachrypniętym głosem, słuchając jej przyspieszonego oddechu.

I mam nadzieję, że będę mógł patrzyć na Ciebie do końca swojego pieprzonego życia. - Dopowiadam w myślach, po raz kolejny przepełniony wdzięcznością do losu za to, że wreszcie pokazał mi, iż od lat jestem zakochany w dziewczynie, z którą jako mały dzieciak bawiłem się w piaskownicy.
***

Tak strasznie dziękuję, każdemu kto dotrwał do końca. Czy każdy kto kiedykolwiek czytał to opowiadanie (nie ważne czy czytacie je w dniu, w którym je opublikowałam czy może rok później) mógłby skomentować choć jednym słowem i tweetnąć coś z hasztagiem #GetYouPL?

Oh god, naprawdę nie mogę uwierzyć, że to już koniec i pojawi się tu jeszcze tylko „Notka" dla Was ode mnie. Aż mi się płakać chcę, kiedy myślę o tym, że już nigdy nie napiszę nic o #Niallie, bo po ponad roku dodawania rozdziałów tego fanfika to nawet brzmi absurdalnie.

#GetYouPL

Get You // Niall Horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz