▹ Rozdział 03

37.8K 1.9K 288
                                    

Niewiarygodne jak bardzo sześć, głupich słów może zaburzyć prawidłowe funkcjonowanie mojego mózgu. Przez jeden, idiotyczny liścik nie jestem w stanie skupić się na pracy domowej, więc w końcu daję sobie z nią spokój i kładę się do łóżka. Niektórzy ludzie to idioci – kompletnie nie mają wyczucia tego, co jest zabawne, a co pozbawione humoru.

Gaszę światło, ale mimo upływu czasu upragniony sen nie przychodzi, więc ciągle przewracam się na bok, próbując znaleźć wygodniejszą pozycje. Za każdym razem, kiedy przymykam oczy w moim umyśle niemal natychmiast pojawiają się czarne oczy, wiecznie spragnione agresji, więc szybko otwieram je z powrotem. Drżę ze strachu pod ciepłą kołdrą. Chcę z powrotem zaświecić światło, ale strach mrozi moje ciało i nie jestem w stanie poruszyć najmniejszym palcem. Fale nieprzyjemnych dreszczy przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa, a jestem wstanie jedynie myśleć; Zastanawiam się kim jest człowiek, który codziennie przychodzi do naszej kawiarenki, jakie są jego prawdziwe zamiary i czy zjawi się tam jutro. Z jednej strony nie chcę go więcej widzieć, ale z drugiej pragnę dowiedzieć się co znaczył jego list. Żyjemy w małym miasteczku i wszyscy mieszkańcy doskonale wiedzą o tym co się stało mojej matce.

Nie mam pojęcia czemu ten mężczyzna chce mnie zastraszyć, przywołując wspomnienia tamtego dnia. Słaby żart, biorąc pod uwagę to, że policja złapała tego szaleńca, a sąd wymierzył mu karę dwudziestu pięciu lat więzienia, bez możliwości warunkowego zwolnienia, co oznacza, że właśnie teraz gnije w więzieniu i najprawdopodobniej już nigdy nie zazna wolności. Mrugam, czując nadchodzące łzy i próbuje przełknąć rosnącą gulę w gardle. Żołądek zaciska mi się w ciasny supeł, ale próbuje zignorować to uczucie i wtulam twarz w miękką poduszkę. Mija długi czas zanim zapadam w niespokojny sen.

***

Rano budzę się zlana zimnym potem, jeszcze bardziej wyczerpana, niż kiedy zasypiałam. Całą noc wierciłam się na łóżku budząc się co kilka godzin, przez męczące koszmary. Idę pod prysznic, by zmyć z siebie wspomnienia okropnych snów, które nawiedzały mnie w nocy. Po kąpieli odważam się zerknąć w lustro i omal nie piszczę. Jestem blada jak trup, a jasność mojej skóry dodatkowo podkreśla ogromne cienie pod oczami. Ku mojemu przerażeniu nawet moje włosy sterczą, każdy na inną stronę. Chwytam szczotkę próbując się jakoś ratować, ale tylko pogarszam sprawę, bo kosmyki zaczynają się puszyć.

Cholera, cholera, cholera.

Związuje włosy w ciasny kucyk i próbuje zamaskować korektorem wory pod oczami, ale nie widać żadnej poprawy. Wzdycham, postanawiając odpuścić sobie jeden dzień szkoły i modlę się, żeby tej nocy sny były dla mnie łaskawsze.

Cały dzień duszę się w ciasnym pokoju, powoli zdając sobie sprawę, że dzień wolny nie był dobrym pomysłem. Ojciec poszedł do pracy, a Will do szkoły, więc jestem sama w domu i prawie wariuje ze strachu. Co chwilę wydaje mi się, że słyszę skrzypienie podłogi i jestem przerażona, choć tak naprawdę wiem, że to tylko moja chora wyobraźnia. Z samego rana zadzwoniłam do pracy, mówiąc, że jestem chora i nie dam rady przyjść. Poczułam wyrzuty sumienia, kiedy Carl ostro się wkurzył, musząc załatwić kogoś kto przejmie obowiązki ode mnie i Niny. Jakby nie było, z drugiej strony wyświadczyłam im przysługę biorąc wolne, bo jestem pewna, że na mój widok wszyscy klienci uciekliby ze strachu.

Wieczorem czuje, że nie wytrzymam dłużej w zamkniętym pomieszczeniu. Nie mogę tutaj złapać tchu, a pulsujący niepokój prawie rozsadza mi głowę. Zbiegam po schodach i niemal wypadam na zewnątrz. Słońce już dawno zaszło za horyzont, a niebo przybrało ciemnogranatowy kolor. Z ulgą wdycham do płuc świeże powietrze, szybko wychodzę przez furtkę, a potem puszczam się biegiem wzdłuż drogi. Im dalej jestem od domu, tym silniej czuję wypełniającą mnie wolność.

Bieganie sprawia, że czuję się jakbym była w stanie uciec przed wszystkimi wspomnieniami, które niszczą mnie od środka i mogła uniknąć problemów, które kiedykolwiek mnie dopadły. Mogę w ciszy wszystko przemyśleć i zastanowić się między innymi nad facetem w kapturze. Najprawdopodobniej już nigdy się nie pojawi w Bubble, ze strachu, że zgłoszę jego zachowanie na policje.

Po parunastu minutach płuca palą mnie żywym ogniem, więc zwalniam tępo. Przystaję, pochylam się, opierając dłonie na udach i próbuję uspokoić szalony oddech. Potem unoszę głowę i rozglądam się dookoła, z zaskoczeniem stwierdzając, że jestem na obrzeżach Londynu.

Przyszedł czas, by dołączyć do matki."

Drżąc siadam na krawężniku i ukrywam twarz w dłoniach. Ulice są opustoszałe, bo ludzie już dawno pochowali się w domach, a od ciszy, jaka unosi się w powietrzu zaczyna dzwonić mi w uszach. Łzy płyną po moich policzkach i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że słowa napisane na kartce wywołały u mnie tak wielkie emocje. Szloch wstrząsa moim ciałem, a ja próbuję się uspokoić, by nie dostać czkawki.

Wtedy słyszę głośny krzyk, który mrozi moje ciało. Zrywam się na równe nogi i nasłuchuje. Ktoś znowu wrzeszczy, a ja zaczynam biec w stronę miejsca, z którego dochodzi ten dźwięk. Jestem idiotką, ale nic nie poradzę na reakcję mojego ciała. Wszystko we mnie krzyczy, żebym uciekała, ale zamiast tego zbliżam się jeszcze bardziej. Kiedy słyszę wyraźniej zduszone jęki opieram plecy o ścianę o ścianę i zerkam w ślepy zaułek. Mrugająca latarnia rzuca słabe światło na uliczkę, więc muszę mrużyć oczy, by lepiej widzieć.

Z przerażeniem obserwuję trzech wysokich chłopaków i niskiego, otyłego mężczyznę, którego przyciskają do muru. Jestem tak blisko, że bez wysiłku mogę usłyszeć ich słowa.

- Powinieneś być wdzięczny. Daliśmy Ci wystarczająco dużo czasu. - Moje serce zamiera, kiedy widzę, jak jeden z prześladowców mierzy pistoletem w czoło grubego.

- Proszę tylko o jeden dzień. - Piszczy przerażony człowiek.

Nie mogę się ruszyć. Mój oddech jest płytki i urywany, a serce tłucze mi się w piersi tak mocno, że naprawdę obawiam się przedwczesnego zawału. Wpatruję się w nich sparaliżowana, gorączkowo zastanawiając się nad tym co powinnam zrobić.

Czy jestem na jakimś planie filmowym?

Ostrożnie wyciągam z kieszeni telefon, starając się nie wydawać żadnych, niepotrzebnych dźwięków. Nigdy w życiu nie bałam się bardziej o obcego człowieka. Ręce tak bardzo mi się trzęsą, że nie jestem pewna czy nie upuszczę komórki.

- Panowie nie zbawi Was jeden dzień. - Podnoszę wzrok i widzę jak gruby facet unosi dłonie w geście przerażenia. Jego pucołowata twarz jest czerwona, a małe oczka ze strachu prawie wychodzą na wierzch.

- Nas nie. - Zgadza się chłopak. - Ale Ciebie owszem.

Wszystko potem dzieje się jeszcze szybciej, a ja widzę to jakby w zwolnionym tempie. Najwyższy z prześladowców kiwa głową do tego drugiego, który trzyma pistolet, a on unosi wyżej broń i naciska spust. Huk ogłusza mnie na chwilę, ale to okropny widok powoduje zamroczenie.

Krew. Wszędzie krew.

Człowiek bezwładnie osuwa się po ścianę, pozostawiając na niej mokre, ciemne ślady. Nie umiem zapanować nad piskiem, który wydobywa się z mojego wnętrza, kiedy dostrzegam jak w jednej chwili jego oczy wywracają się białkami do góry bez żadnego wyrazu. Napastnicy natychmiast odwracają się w moją stronę, a ja cofam się, z trudem utrzymując równowagę. Nie dowierzając zakrywam usta dłonią, kiedy rozpoznaje dwóch z nich.

To tylko sen – Myślę spanikowana, cała się trzęsąc. - to musi być kolejny koszmar.

Get You // Niall Horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz