Krzyki. To właśnie one uzmysławiają mi, że akcja rozgrywająca się wokół mnie nie jest chorym urojeniem mojej psychiki. Męskie głosy wrzeszczą do siebie krótkie, stanowcze rozkazy, nakazując między innymi sprawdzić czy Jackson naprawdę nie żyje i czy nikomu innemu nie stała się krzywda. Chaos otacza mnie z każdej strony, napierając i przytłaczając swoją siłą.
Słyszę głośny huk i rejestruję, że Aaron leży na ziemi przygnieciony ciałem jednego z mężczyzn. Jego ręce są ciasno splecione na plecach, ale skrępowanie nie gasi jego woli walki - wręcz przeciwnie - szarpie się, jakby miał jakiekolwiek szanse na ucieczkę. Zaciska zęby tak mocno, że jego szczęka porusza się w niespokojnym, pulsującym tempie, a z głębi jego gardła wyrywają się zduszone jęki. Wygląda jak rozwścieczony byk, który pomimo obezwładniającego go człowieka atakuje i wciąż stanowi spore zagrożenie dla otoczenia. Jego skrzywiona mina mówi, że cierpi z każdym najmniejszym ruchem i gdzieś w głębi, wbrew sobie czuję ukłucie współczucia, kiedy uświadamiam sobie, że przed chwilą patrzył na śmierć własnego ojca, a teraz nie może się z nim nawet pożegnać.
Cofam się odrobinę otępiona, kiedy jeden z mężczyzn przybliża się do mnie z karabinem przewieszonym przez ramię. Pomimo tego, że Ci ludzie wydają się nam pomagać, trochę panikuję, bo jego twarz jest przysłonięta czarnym materiałem i mogę dostrzec tylko skrawki bladej skóry, okalającej lodowato niebieskie oczy. Wyciąga w moją stronę ręce w całości okryte tym samym ciemnym materiałem, z którego zrobiona jest jego kominiarka, ale wycofuje się, kiedy widzi moje przerażanie. Mój mózg w tym momencie przetwarza obrazy wolniej i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że człowiek jest ubrany w antyterrorystyczny strój. Szybkim krokiem idzie w stronę potężnego mężczyzny, ubranego zaskakująco normalnie i mówi coś do niego nie spuszczając ze mnie wzroku. Czuję ciarki; Ich fale przetaczają się przez moje ciało, jakby jadowite mrówki urządziły sobie schronienie pod skórą i z zapałem szarżowały między moimi mięśniami. Drżę, czując wstyd przed tym jak słaba jestem. Nie umiem sobie poradzić ze swoją psychiką nawet teraz, kiedy Jackson nie żyje, a Aaron został złapany i prawdopodobnie nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe lata.
Rozglądam się wokół i dostrzegam Nialla, który obojętym wzrokiem wpatruje się w ciało Jacksona zabezpieczane już przez ludzi w białych, lateksowych rękawiczkach, zdawkowo konsultujących między sobą każdy szczegół. Przychodzi mi do głowy zdecydowanie niestosowna myśl, że w domku jest zbyt wielu ludzi i czuję, że powinnam coś z tym zrobić. Pewnym ruchem odrywam stopę od ziemi, by wyjść i pozwolić w spokoju pracować specjalistom, ale niemal sekundę później kładę ją w tym samym miejscu, czując jak kręci mi się w głowie.
Po raz kolejny kieruję wzrok w stronę Nialla, nie mogąc zrozumieć czemu jest tak spokojny. Jestem pod wrażeniem jego umiejętności zachowania zimnej krwi, ale nie wierzę, że słowa Aarona nie wywołały na nim najmniejszego wrażenia. Każdy inny człowiek patrząc na niego zapewne uznałby, że nie dopuszcza do siebie faktu, iż jego ojcem mógłby być potwór, który zniszczył życie tak wielu osób, ale ja wiem, że jest inaczej. Nawet w tej chwili musi się silnie kontrolować, by nie pokazać jak bardzo jest przybity. Świadomość, że jego matka od zawsze wzbraniała się rękami i nogami, byleby uniknąć tematu jego taty, jakby był powodem do wstydu jeszcze bardziej go dobija. A ja nie mogę zrobić nic, żeby mu pomóc.
Nie mam pojęcia jak powinnam się zachować, by pokazać mu, że tożsamość jego ojca nie wpływa na to jakim człowiekiem jest on sam. Pomimo tego, iż w jego oczach zauważam starannie maskowaną troskę jestem mu wdzięczna, że nie próbuje mnie nie próbuje mnie pocieszać. Czułabym się jeszcze bardziej niezręcznie, bo przecież wiem, że to przez co przechodzi jest tak samo trudne. Oboje jesteśmy zbyt przejęci wszystkim co się stało w ostatnich godzinach by się do siebie odezwać.
CZYTASZ
Get You // Niall Horan ✔
Fanfiction#GetYouPL ... "To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."