Weekend nie minął mi inaczej niż czytanie moich ulubionych romansideł od których mama popada w szał i nauka na testy w przyszłym tygodniu. Wyjątkowo tata zamówił burgery, a potem poszliśmy w trójkę na spacer do lasu.
Zrobiłam zdjęcie pięknego jeziora, który leżał ukryty w środku głębiny drzew i kwiatów, słońce pięknie naświetlało taflę wody, a widok był cudowny. Następnie przełożyłam to na płótno, słuchając moich ulubionych piosenek wykonawstwa Lany del Rey.
Hailie się nie odzywała, ale przynajmniej już wiedziałam dlaczego. Powodem byli jej bracia. Moja kolejna zagadka na liście do rozwiązania.
Skoro podstawy już znałam, to pozwoliłam sobie wyszukać ich w internecie. Nie dowiedziałam się nic więcej, niż że są super bogaci i prawie nikt ich nie zna, ale każdy się ich boi. Typowe. Każdy się boi bogatych. Bo gdy ktoś ma pieniądze to może wszystko. Reasumując są tajemnicą i zagadką nie tylko moją, a całego miasta.
Moją wadą jest ciekawość, za duża ciekawość. Z jednej strony nie lubię terenów nie zbadanych przez innych, a z drugiej motywuje mnie to do odkrywania ich.Specjalnie wstałam dzisiaj wcześniej, by móc obejrzeć wschód słońca z kawą w ręku siedząc na kanapie mojej ulubionej kawiarni i zacząć ten dzień z uśmiechem na twarzy. Siedziałam w ciszy i spokoju, ubrana w mundurek szkolny, z plecakiem pełnym książek obok mnie, który dzielnie nosił te cegły w sobie każdego dnia, obserwując budzące się do życia miasto, gdy usłyszałam charakterystyczny dzwonek do drzwi sygnalizujący, że ktoś właśnie wszedł i zawitał do tego cudownego miejsca.
Wyrwało mnie to z myśli i od razu poleciałam tam wzrokiem. I to co zobaczyłam lekko mnie zdziwiło. Powód mojego spóźnienia w piątek i kłótni z mamą zjawił się o siódmej rano w kawiarni.
Spojrzał się na mnie i złapaliśmy kontakt wzrokowy. Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on widząc to zrobił to samo, a następnie ruszył pewnym krokiem w moją stronę.
- Witaj Y/n Miller. - powiedział łagodnym głosem.
- Witaj Peter Reys. - odpowiedziałam mu tym samym.
- Mogę się dosiąść? - spytał niepewnie.
- Zależy jakie masz intencje. - oznajmiłam udając poważną. W moich ustach brzmiało jak żart, ale chyba nie było tak w rzeczywistości, a blondyn spojrzał na mnie z zdziwieniem.
- Jasne. - naprostowałam sytuację.
- Co tak wcześnie tutaj robisz? - spytał, siadając na niebieskiej kanapie naprzeciwko mnie.
- Lubię zaczynać tydzień w ten sposób, czuję wtedy, że nic złego się nie stanie.
- Jaki poniedziałek taki cały tydzień?
- Dokładnie tak! A ty?
- Hmm, siedzę i słucham ciebie. - oznajmił.
Jego usta mówią jedno, a oczy co innego. Kłamał, a ja zauważyłam to odrazu.
- Ale czemu tak wcześnie?
- Miałem ochotę.
Spojrzałam na niego, krzywiąc brwi w zdziwieniu. Rzadko, albo prawie nidgy nie spotykam się z tym, że jakiś nastolatek w moim wieku chodzi o siódmej rano do kawiarni w sam poniedziałek.
- Oh no dajesz. Powiedz, co taki blondwłosy chłopak robi o tak wczesnej godzinie w kawiarni?
- Nie da się tego wytłumaczyć.
- Spróbuj.
- Nie, nie sądzę, żeby to dobrze brzmiało.
- Oh, dasz radę!
- Nie, serio nie, lepiej nie.
Rosnące w nim zakłopotanie sprawiły, że jego ręce zaczęły się pocić. Ewidentnie go stresowałam, trochę śmiesznie to wyglądało z pozycji osoby trzeciej.
Nagle przyszło mi coś do głowy, coś co go przekona.
- To ja idę. - oznajmiłam chytro.
Zaczęłam zbierać rzeczy, a dokładniej to telefon i książkę, gdy prawie byłam gotowa do wyjścia, jego słowa zatrzymały mnie.
- Okej. - wykrztusił z siebie.
- Co okej?
- Powiem ci. Tylko proszę nie zmieniaj o mnie zdania.
- Jeszcze go nie mam. - oznajmiłam i usiadłam z powrotem.
- A więc...trochę to głupio zabrzmi, ale zaobserwowałem, że przychodzisz tu w każdy poniedziałek rano.
- C...co? Jak to zaobserwowałeś?
- No, eee...po prostu. Zaobserwowałem.
- Masz na myśli, śledziłeś mnie?
- Nie, nie, nie.
- To jak?
- Zaobserwowałem, mówiłem, że ciężko to wytłumaczyć.
- Tak masz rację. Ciężko wytłumaczyć inaczej, niż stalking! - wręcz krzyknęłam.
Frustracja dawała o sobie swe znaki, zaciskałam pięści, mówiłam głośniej i szybciej oraz rozglądałam się nerwowo. Nie jestem typem awanturnika, ale lubię swoje spokojne życie porządnej uczennicy i nie potrzebuje chłopaka, kłopotów czy tym bardziej stalkera.
- Nie denerwuj się.
Spojrzałam na niego i zastanawiałam się czy on tak na poważnie. Może ktoś nas nagrywa, a to jest jakiś głupi prank?
Spojrzałam na kelnerkę, która stała za blatem i obserwowała nas w skupieniu.
Wzięłam kilka głębokich oddechów, zamknęłam oczy by rozsądnie zastanowić się dwa razy i gdy byłam gotowa, kontynuowałam tą rozmowę.
- Masz rację, złość piękności szkodzi.
- No właśnie. - powiedział zadowolony.
- Dlatego też, pójdę sobie i nie chcę żebyś się do mnie zbliżał bliżej niż na trzy metry. Nie przychodź więcej, nie szukaj mnie, nie obserwuj i nie rób sobie nadziei, że zmienię zdanie.
Wstałam powoli, obserwując czy nie planuje posunąć się dalej i zdecydowanie zajść mi za skórę, ale chyba zrozumiał przekaz, który z resztą nie był po rosyjsku, więc napewno zrozumiał.
Spojrzałam na niego ostatni raz, gdy trzymałam dłoń już na fioletowych drzwiach wyjściowych kawiarni i machnęłam głową w niedowierzaniu.
Ten chłopak stalkował mnie przez ostatnie trzy tygodnie. Nie wiedziałam ile o mnie wie. Czy wie gdzie mieszkam? Jaki mam numer telefonu? Gdzie chodzę do szkoły? Kiedy z niej wracam?
Z drugiej strony jaki człowiek przy zdrowych zmysłach stalkowałby najfajniejszą dziewczynę, która nawet nie istnieje w życiu społecznym. Jaki chłopak by chciał się za mną uganiać? Tylko jakiś stuknięty i porządnie nienormalny.
CZYTASZ
Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ
FanfictionKto by pomyślał, że zmiana szkoły może obrócić twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni? Planem były dobre studia medyczne, praca i w przyszłości kochająca się rodzina. Niestety, ale los lubi sobie płatać figle. ------------------- Postacie, ani his...