22. Poczucie bezpieczeństwa

1.4K 65 55
                                    

Y/N

Siedziałam cała obrzygadana na białej kanapie, a o moje ramienie opierał się ledwo przytomny Tom. Zarzygał sobie swoją czarną koszulę, a przed sekundą jeszcze biegał, niszczył, bawił się i był w innym świecie, a teraz zarzygany, spłakany i zmęczony cały ciężar ciała opiera o mnie.
Po mojej prawej stronie siedzi zestresowana całą sytuacją Hailie. Ja i ona nie pokusiłyśmy się o alkohol, iż wiele osób nam proponowało. Tom miał inne zdanie na ten temat. Patrząc na jego stan cieszyłam się z swojej decyzji.
Siedziałyśmy w ciszy, a muzyka tylko odbijała nam się o uszy. Rozmowy ludzi zagłuszały wszystkie myśli, których nie mogłam zabrać. Było duszno, głośno i śmierdziało wszędzie dymem papierosowym. Jedyne o czym marzyłam to znaleść się pod ciepłą kołderką z książką w ręku.
- Y/n? - dostrzegłam znajomy głos i spojrzałam za sobą. Jednak przyjechał. Zadzwoniłam do niego pod wpływem chwili. Rodziców nie było w domu, a oprócz zebranych tu ludzi nie znałam kompletnie nikogo i pozatym miałam tylko jego numer telefonu.
- Tony?! - krzyknęła prawie Hailie. Poczułam niemal stąd, jak jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Wiedziałam, że jego widok może ją przerazić, jednak musiałam coś zrobić.
- Tony. - powiedziałam spokojnie. 
- Co się stało? - zapytał brunet. Patrzył to na mnie, to na nią, to na Toma. Zatrzymał na nim wzrok jakby będąc trochę zmieszanym.
- Kto to jest? - zapytał poważnie wskazując palcem na chłopaka wręcz leżącego na mnie.
- Ja mam lepsze pytanie. Co TY tutaj robisz?! - odpowiedziała mu jego siostra.
Chłopak się spojrzał na mnie, żebym to ja wytłumaczyła.
- Zadzwoniłam po niego jak kazałaś mi wezwać kogoś do pomocy.
- I zadzwoniłaś do NIEGO?!
- Nie znam nikogo innego. - odparłam cicho. 
- A twój tata?!
- Moich rodziców nie ma w mieście. - rzuciłam podnosząc ręce.
- A VINCENT?!
- Naprawdę wolałabyś Vincenta od niego?
- Tak. - odpowiedziała pewnie brunetka, na co jej brat od razu włączył się do dyskusji.
- Uważaj na słowa gówniaro! - krzyknął nerwowo podchodząc bliżej.
- Taka prawda! - odkrzykneła mu, a ja czułam się jakbym obserwowała sprzeczkę przedszkolaków o zabawki w przedszkolu.
- Przyjechałem wam pomóc niewdzięczny bachorze!
- Nie przezywaj mnie!
- Taka prawda. - powtórzył słowa siostry, na co ona już chciała się na niego rzucić, ale złapałam ją za rękę, zanim zdążyła wstać.
- Hailie proszę cię, nie dokładajmy sobie już na dzisiaj. - powiedziałam błagalnym tonem. - Po prostu nam pomóż, jeśli nie zaboli cię twoje ego. - dodałam po sekundzie patrząc wprost na brata przyjaciółki.
Poszedł do mnie i złapał Toma za ramię po czym odciążył mnie, a ja w końcu poczułam się wolna. Już nic nie mówiąc zabrał go z sobą i oddalił się w kierunku drzwi wyjściowych.
- Czekam przy samochodzie pod domem.
Pokazałam mu kciuka w górę i pomogłam Hailie wstać z kanapy.
- Naprawdę wolałabyś Vincenta? - spytałam zdziwiona przytaczając poprzedni temat rozmowy.
- Nie, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Parsknęłam pod nosem i ruszyłam szybkim krokiem za przyjaciółką do auta. Nie oglądałam się za siebie, nie chciałam widzieć wzroku ludzi.
Czułam ich spojrzenia i podśmiechiwanie się od momentu, w którym przekroczyłyśmy próg tej posiadłości. Nasiliły się one, kiedy przyjechał Tony.
Nie dość, że ci Hailie i Tonego znali wszyscy więc i ja zostałam postawiona na świeczniku to jeszcze się na nim upokorzyłam.

Szybciej niż później Tony wręcz wrzucił  zarzyganego Toma do swojego auta. Ciężko było wyciągnąć adres, ale po cięższej dyskusji zaczął współpracować i podał go.
- Dobra wsiadajcie. - rzucił Tony i sam udał się na miejsce kierowcy.
- Y/n? - zapytała nagle Hailie, a ja ocknęłam się zamyślenia.
- Tak? - spojrzałam w jej stronę.
- A jak ty zamierzasz wrócić do domu?
- Na piechotę. - odpowiedziałam jej, na co ta posłała mi dziwne spojrzenie jakbym była szurnięta. - Stąd mam tylko 20 minut, poradzę sobie. - dodałam po chwili.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Ja mam same dobre pomysły.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Nie trwała ona długo i tym razem to nie ja ją przerwałam.
- Dziękuję. - powiedziała nagle cicho Hailie.
To zwróciło moją uwagę, iż nie miała za co dziękować. Robię to co zrobiłaby każda przyjaciółka.
- Za co?
- Za to, że zadzwoniłaś do Tonego, a nie do Vincenta. - zaśmiała się, na co na moich ustach również pojawił się uśmiech.
- Mówiłam już, że mam same dobre pomysły? - i teraz śmiałyśmy się z tej sytuacji razem. Albo bawił nas absurd sytuacji, w której się znalazłyśmy.
- Odpuszczę narazie imprezy. - dodała brunetka.
- Mmm szkoda, myślałam, że jutro odwiedzimy menelnie. - zażartowałam.
Potem do moich uszu przez dobre długie dwie minuty docierał nasz śmiech i dźwięk śpiewających ptaków. Było mi trochę chłodno i sam sweterek to było zdecydowanie za mało, ale nie myślałam o tym.
Dziewczyna posłała mi uśmiec, po czym lekko objęła na pożegnanie i wykonała polecenie starszego brata.
Pomachałam brunetce i zaczęłam odchodzić w swoją stronę do domu, bo tylko to dzieliło mnie od ciepłego łóżka i książki.
- A ty gdzie? - zapytał zdezorientowany.
Stanęłam i powoli odwróciłam się jeszcze raz w jego stronę.
Teraz chłopak, który obiecuję, że przed sekundą był usadowiony w aucie teraz stał jakieś dziesięć metrów od mnie. Wiatr lekko podwiewał jego świeże umyte włosy, a tatuaże teraz były tylko lekko widoczne.
- Do domu, a gdzie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Słucham? - rzucił tonem, który miał sugerować jego złość.
- Przejdę się, mam tylko 20 minut.
- Żartujesz sobie z mnie? Wsiadaj do auta. - powiedział to tak władczym tonem, że chyba się przesłyszałam.
- Słucham? - odwróciły się role.
- Zawiozę cię. - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- To jest w kompletnie inną stronę, zajmij się nimi. Tylko o to cię prosiłam.
Tony westchnął głośno jakby próbował się uspokoić, po czym ruszył szybko w moją stronę. Wbił swoje ostre, pełne władzy spojrzenie pod którym ja tylko mogłam płonąć. Przeszywał mnie od środka i czułam, że nie mam żadnego znaczenia, nie kiedy on jest przy mnie.
- Nie trać mojego czasu i wsiąć do tego auta.
- Powiedziałam, że się przejde, czy może masz problemy z słuchem? - mówiłam z ironią. Wziął głęboki wdech, a ja spod bluzy zobaczyłam jak napinają się jego mięśnie.
- Nie chce mieć na sumieniu jak coś ci się stanie. Vincent by mnie zabił.
- Czy ty się martwisz? O mnie? 
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, słyszałaś? Vincent by mnie zabił, a ja chcę żyć.
- Jakoś ci nie wierzę. - zaśmiałam się, ale uświadomiłam sobie, że nie mogę się śmiać z niego. Tym bardziej z jego słów. - Zawieź Toma do domu, a mnie zostaw mnie.
- Tobie?
- Tak, mnie. Umiem się sobą zająć.
- A co jeśli jakiś wielki umięśniony facet będzie chciał cię zgwałcić i porwać?
- Moim najbliższym niebezpieczeństwem jesteś ty. A co jak ty wywieziesz mnie do lasu i zgwałcisz? Nie mogę ci ufać.
- Dobra. - oznajmił lekko zdenerwowany i poczułam wygraną połączoną z ulgą. Jednak nie potrwała ona długo.
- Zadzwonię po Shane'a. - dodał i wyciągnął telefonu z tylnej kieszeni spodni.
- C..co?
- Jak tak bardzo nie chcesz jechać z mną to pojedziesz z nim. Go chyba lubisz. - dodał, a ja od razu zrozumiałam aluzje. Jednak moja druga myśl to to, że z pewnością jest bipolarny.
- Ty tak na serio?
- No co? - wzruszył ramionami i odszedł na chwilę.
Słyszałam jego stłumioną przez lekki wiatr rozmowę. Pragnęłam by to wszystko się zakończyło, bym po prostu mogła być już w domu. Nawet jeśli miałabym iść na piechotę, jechać z Shane'm czy biec to dla mnie liczył się punkt końcowy. Dom.
Nie musiałam długo czekać, aż niebieskooki znów zjawił się przed mną.
- Serio? - spytałam zmęczona i zrezygnowana.
- Shane jest miły, śmieszny i nie bije ludzi, więc z nim na pewno będziesz chciała pojechać.
- Głupi jesteś i to tak bardzo. - parsknęłam pod nosem i usiadłam na krawężniku.
- Za chwilę tu będzie, więc...po prostu tu czekaj. - oznajmił nawet już nie patrząc się na mnie i odszedł w stronę samochodu.
Widziałam ulotne spojrzenia jego fanek, które rzucały w moją stronę.

Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz