Y/N
Siedziałam cała obrzygadana na białej kanapie, a o moje ramienie opierał się ledwo przytomny Tom. Zarzygał sobie swoją czarną koszulę, a przed sekundą jeszcze biegał, niszczył, bawił się i był w innym świecie, a teraz zarzygany, spłakany i zmęczony cały ciężar ciała opiera o mnie.
Po mojej prawej stronie siedzi zestresowana całą sytuacją Hailie. Ja i ona nie pokusiłyśmy się o alkohol, iż wiele osób nam proponowało. Tom miał inne zdanie na ten temat. Patrząc na jego stan cieszyłam się z swojej decyzji.
Siedziałyśmy w ciszy, a muzyka tylko odbijała nam się o uszy. Rozmowy ludzi zagłuszały wszystkie myśli, których nie mogłam zabrać. Było duszno, głośno i śmierdziało wszędzie dymem papierosowym. Jedyne o czym marzyłam to znaleść się pod ciepłą kołderką z książką w ręku.
- Y/n? - dostrzegłam znajomy głos i spojrzałam za sobą. Jednak przyjechał. Zadzwoniłam do niego pod wpływem chwili. Rodziców nie było w domu, a oprócz zebranych tu ludzi nie znałam kompletnie nikogo i pozatym miałam tylko jego numer telefonu.
- Tony?! - krzyknęła prawie Hailie. Poczułam niemal stąd, jak jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Wiedziałam, że jego widok może ją przerazić, jednak musiałam coś zrobić.
- Tony. - powiedziałam spokojnie.
- Co się stało? - zapytał brunet. Patrzył to na mnie, to na nią, to na Toma. Zatrzymał na nim wzrok jakby będąc trochę zmieszanym.
- Kto to jest? - zapytał poważnie wskazując palcem na chłopaka wręcz leżącego na mnie.
- Ja mam lepsze pytanie. Co TY tutaj robisz?! - odpowiedziała mu jego siostra.
Chłopak się spojrzał na mnie, żebym to ja wytłumaczyła.
- Zadzwoniłam po niego jak kazałaś mi wezwać kogoś do pomocy.
- I zadzwoniłaś do NIEGO?!
- Nie znam nikogo innego. - odparłam cicho.
- A twój tata?!
- Moich rodziców nie ma w mieście. - rzuciłam podnosząc ręce.
- A VINCENT?!
- Naprawdę wolałabyś Vincenta od niego?
- Tak. - odpowiedziała pewnie brunetka, na co jej brat od razu włączył się do dyskusji.
- Uważaj na słowa gówniaro! - krzyknął nerwowo podchodząc bliżej.
- Taka prawda! - odkrzykneła mu, a ja czułam się jakbym obserwowała sprzeczkę przedszkolaków o zabawki w przedszkolu.
- Przyjechałem wam pomóc niewdzięczny bachorze!
- Nie przezywaj mnie!
- Taka prawda. - powtórzył słowa siostry, na co ona już chciała się na niego rzucić, ale złapałam ją za rękę, zanim zdążyła wstać.
- Hailie proszę cię, nie dokładajmy sobie już na dzisiaj. - powiedziałam błagalnym tonem. - Po prostu nam pomóż, jeśli nie zaboli cię twoje ego. - dodałam po sekundzie patrząc wprost na brata przyjaciółki.
Poszedł do mnie i złapał Toma za ramię po czym odciążył mnie, a ja w końcu poczułam się wolna. Już nic nie mówiąc zabrał go z sobą i oddalił się w kierunku drzwi wyjściowych.
- Czekam przy samochodzie pod domem.
Pokazałam mu kciuka w górę i pomogłam Hailie wstać z kanapy.
- Naprawdę wolałabyś Vincenta? - spytałam zdziwiona przytaczając poprzedni temat rozmowy.
- Nie, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Parsknęłam pod nosem i ruszyłam szybkim krokiem za przyjaciółką do auta. Nie oglądałam się za siebie, nie chciałam widzieć wzroku ludzi.
Czułam ich spojrzenia i podśmiechiwanie się od momentu, w którym przekroczyłyśmy próg tej posiadłości. Nasiliły się one, kiedy przyjechał Tony.
Nie dość, że ci Hailie i Tonego znali wszyscy więc i ja zostałam postawiona na świeczniku to jeszcze się na nim upokorzyłam.Szybciej niż później Tony wręcz wrzucił zarzyganego Toma do swojego auta. Ciężko było wyciągnąć adres, ale po cięższej dyskusji zaczął współpracować i podał go.
- Dobra wsiadajcie. - rzucił Tony i sam udał się na miejsce kierowcy.
- Y/n? - zapytała nagle Hailie, a ja ocknęłam się zamyślenia.
- Tak? - spojrzałam w jej stronę.
- A jak ty zamierzasz wrócić do domu?
- Na piechotę. - odpowiedziałam jej, na co ta posłała mi dziwne spojrzenie jakbym była szurnięta. - Stąd mam tylko 20 minut, poradzę sobie. - dodałam po chwili.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Ja mam same dobre pomysły.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Nie trwała ona długo i tym razem to nie ja ją przerwałam.
- Dziękuję. - powiedziała nagle cicho Hailie.
To zwróciło moją uwagę, iż nie miała za co dziękować. Robię to co zrobiłaby każda przyjaciółka.
- Za co?
- Za to, że zadzwoniłaś do Tonego, a nie do Vincenta. - zaśmiała się, na co na moich ustach również pojawił się uśmiech.
- Mówiłam już, że mam same dobre pomysły? - i teraz śmiałyśmy się z tej sytuacji razem. Albo bawił nas absurd sytuacji, w której się znalazłyśmy.
- Odpuszczę narazie imprezy. - dodała brunetka.
- Mmm szkoda, myślałam, że jutro odwiedzimy menelnie. - zażartowałam.
Potem do moich uszu przez dobre długie dwie minuty docierał nasz śmiech i dźwięk śpiewających ptaków. Było mi trochę chłodno i sam sweterek to było zdecydowanie za mało, ale nie myślałam o tym.
Dziewczyna posłała mi uśmiec, po czym lekko objęła na pożegnanie i wykonała polecenie starszego brata.
Pomachałam brunetce i zaczęłam odchodzić w swoją stronę do domu, bo tylko to dzieliło mnie od ciepłego łóżka i książki.
- A ty gdzie? - zapytał zdezorientowany.
Stanęłam i powoli odwróciłam się jeszcze raz w jego stronę.
Teraz chłopak, który obiecuję, że przed sekundą był usadowiony w aucie teraz stał jakieś dziesięć metrów od mnie. Wiatr lekko podwiewał jego świeże umyte włosy, a tatuaże teraz były tylko lekko widoczne.
- Do domu, a gdzie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Słucham? - rzucił tonem, który miał sugerować jego złość.
- Przejdę się, mam tylko 20 minut.
- Żartujesz sobie z mnie? Wsiadaj do auta. - powiedział to tak władczym tonem, że chyba się przesłyszałam.
- Słucham? - odwróciły się role.
- Zawiozę cię. - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- To jest w kompletnie inną stronę, zajmij się nimi. Tylko o to cię prosiłam.
Tony westchnął głośno jakby próbował się uspokoić, po czym ruszył szybko w moją stronę. Wbił swoje ostre, pełne władzy spojrzenie pod którym ja tylko mogłam płonąć. Przeszywał mnie od środka i czułam, że nie mam żadnego znaczenia, nie kiedy on jest przy mnie.
- Nie trać mojego czasu i wsiąć do tego auta.
- Powiedziałam, że się przejde, czy może masz problemy z słuchem? - mówiłam z ironią. Wziął głęboki wdech, a ja spod bluzy zobaczyłam jak napinają się jego mięśnie.
- Nie chce mieć na sumieniu jak coś ci się stanie. Vincent by mnie zabił.
- Czy ty się martwisz? O mnie?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, słyszałaś? Vincent by mnie zabił, a ja chcę żyć.
- Jakoś ci nie wierzę. - zaśmiałam się, ale uświadomiłam sobie, że nie mogę się śmiać z niego. Tym bardziej z jego słów. - Zawieź Toma do domu, a mnie zostaw mnie.
- Tobie?
- Tak, mnie. Umiem się sobą zająć.
- A co jeśli jakiś wielki umięśniony facet będzie chciał cię zgwałcić i porwać?
- Moim najbliższym niebezpieczeństwem jesteś ty. A co jak ty wywieziesz mnie do lasu i zgwałcisz? Nie mogę ci ufać.
- Dobra. - oznajmił lekko zdenerwowany i poczułam wygraną połączoną z ulgą. Jednak nie potrwała ona długo.
- Zadzwonię po Shane'a. - dodał i wyciągnął telefonu z tylnej kieszeni spodni.
- C..co?
- Jak tak bardzo nie chcesz jechać z mną to pojedziesz z nim. Go chyba lubisz. - dodał, a ja od razu zrozumiałam aluzje. Jednak moja druga myśl to to, że z pewnością jest bipolarny.
- Ty tak na serio?
- No co? - wzruszył ramionami i odszedł na chwilę.
Słyszałam jego stłumioną przez lekki wiatr rozmowę. Pragnęłam by to wszystko się zakończyło, bym po prostu mogła być już w domu. Nawet jeśli miałabym iść na piechotę, jechać z Shane'm czy biec to dla mnie liczył się punkt końcowy. Dom.
Nie musiałam długo czekać, aż niebieskooki znów zjawił się przed mną.
- Serio? - spytałam zmęczona i zrezygnowana.
- Shane jest miły, śmieszny i nie bije ludzi, więc z nim na pewno będziesz chciała pojechać.
- Głupi jesteś i to tak bardzo. - parsknęłam pod nosem i usiadłam na krawężniku.
- Za chwilę tu będzie, więc...po prostu tu czekaj. - oznajmił nawet już nie patrząc się na mnie i odszedł w stronę samochodu.
Widziałam ulotne spojrzenia jego fanek, które rzucały w moją stronę.
CZYTASZ
Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ
FanfictionKto by pomyślał, że zmiana szkoły może obrócić twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni? Planem były dobre studia medyczne, praca i w przyszłości kochająca się rodzina. Niestety, ale los lubi sobie płatać figle. ------------------- Postacie, ani his...