W sobotę rano się śpi, odpoczywa albo imprezuje, ale nie ja. Co prawda nie ma rodziców w domu, jednakże to nie jest powód by się nie uczyć. Niedługo czas wystawiania proponowanych ocen i nie tak, ze muszę poprawiać bo mam dosyć jasną sytuacje, jednak nie mogę się wyłożyć na ostatniej prostej. To jest dla mnie ważne i nie zamierzam się poddawać tylko dlatego, że jest mi ciężko. Co prawda w tym momencie jest to nawet niezdrowe i niestety jestem tego świadoma, ale nie mogę odpocząć. Nie mogę odpocząć nawet gdybym chciała, bo studia nie zaczekają, aż mi się zachce. Jestem zmęczona, głodna i padam psychicznie, ale obiecuję sobie, że w ferie odpocznę. Najważniejsza jest dyscyplina, a nie motywacja.
Nie spałam od trzech godzin, a oczy same mi się zamykały, jednak siedziałam zmęczona na moim krześle przy biurku ubrana nadal w lekko brudną piżamę z kawą obok mając nadzieje, że może chociaż ona mi pomoże. Gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi zdziwiłam się, bo nie dość, że nikogo się nie spodziewałamm to moi rodzice wracają w poniedziałek rano, więc to nie mogą być oni. Chciałam wrócić do analizy badań medycznych z zajeć dodatkowych, ale po sekundzie pukanie się powtórzyło. Niepewnym ruchem ubrałam się w szlafrok i zeszłam cicho na dół nie wiedząc na co mam się szykować. Podeszłam do okienka naszych czerwonych trochę już zardzewiałych, żeby zobaczyć kto próbuje się dostać do mojego domu o 7 rano.
- Co jest. - powiedziałam do siebie.
- Idź sobie, jest weekend i mój czas na odpoczynek! Szczególnie od ciebie! - krzyknęłam do chłopaka z za drzwi m.
- Niestety nie mogę spełnić twej prośby.
- Tony idź sobie! - krzyknęłam jeszcze głośniej tak by zaakcentować moją złość i niechęć, którą odczuwam w tym momencie.
- Nie mogę, zostałem przysłany przez Vincenta. Uznał, że przyda ci się jakaś opieka kiedy nie ma rodziców. Na dodatek jesteś moim świadkiem, więc nie może ci się nic stać.
- Niestety muszę odmówić, iż pomoc nie jest potrzebna. Żegnam. - oznajmiłam i zaczęłam odchodzić tak głośno by słyszał, że odchodzę.
Naprawdę przez chwilę myślałam, że udało mi się pozbyć intruza w postaci Tonego, ale gdy wróciłam do biurka i usiadłam z powrotem do zadań usłyszałam głośne otwieranie zamka drzwi wejściowych. Zamarłam nawet wiedząc, że to on. Już po chwili rozległy się skrzypienie schodów, a ja odliczałam sekundy, aż wparuje do mojego pokoju jak do siebie.
- Dzień dobr- - zaczął, ale nie skończył mówić i zawiesił wzrok na moim biurku, a potem na mnie. Przewróciłam oczami na jego reakcje.
- C-co ty robisz? - spytał jakby zobaczył ducha całego w krwi trzymającego w ręku siekierę.
- Piekę tort urodziny, nie widać?- odpowiadałam ironicznie.
Chłopak spojrzał na zegarek, potem na książki i na koniec na mnie.
- Czy ty wiesz która jest godzina? - zapytał zdziwiony.
- Jest 7:00, a co?
- Jest sobota RANO, a ty się uczysz? - zapytał i spojrzał mi prosto w oczy.
- Brawo, twój mózg nadal działa. - powiedziałam upijąc łyk mojej pierwszej kawy w tym dniu. Spojrzał podejrzanie na mój kubek, potem znowu na mnie i jak gdyby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia. Słyszałam jak wszedł do kuchni i coś tam robił, a przynajmniej na to wskazywało echo jego kroków. Nie miałam siły iść za nim, więc chyba zdałam się na los.
Po chwili był z powrotem w pomieszczeniu i szybkim ruchem złapał za mój kubek po czym jak duch zniknął w łazience obok.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam i niemal odrazu ruszyłam za nim. Zakręciło mi się w głowie i poczułam miękkość w nogach mimo to kontynuowałam pościg za chłopakiem. Widok, który ujrzałam był wisienką na torcie mojej furii. Stanął nad umywalką i zgrabnym ruchem pozbył się zawartości naczynia.
- JESTEŚ WALNIĘTY!
- Chcesz być lekarzem, a nie wiesz że się nie pije kawy na pusty żołądek?
- Potrzebowałam jej!
- Śniadanie.
- Nie będziesz mi mówić jak mam żyć i co mam robić! - krzyknęłam mu prosto w twarz i poczułam jak ponownie świat zawirował mi przed oczami.
Pod wpływem chwili, jakiejś nieopanowanej złości uderzyłam go
otwartą dłonią. Strzeliłam go tak mocno ile starczyło mi sił. Chłopak przesunął głowę w lewo i złapał się za polik.
- Wynoś się stąd. - wycedziłam na jednym wydechu. Sekundy dzieliły mnie tego co miało nadejść. Poczułam jak uchodzi z mnie cała energia i byłam tak miękka w nogach jakby były zrobione z waty.
- Kiedy zgasiłeś światło? - zapytałam zmieszana, bo świat stawał się czarny.
Ostatnie co pamiętam to jak ktoś woła moje imię i łapie mnie jak tracę grunt. Potem była już tyko ciemność.
•••Na początku było światło, potem obraz zaczął się zaostrzać, a po chwili widziałam już wszystko. Od razu rozpoznałam to, że leżę w swoim łóżku, przez ten charakterystyczny materac, który rodzice dorwali na promocji w podejrzanym sklepie, jednak drugim co rzuciło mi się w oczy był Tony. Siedział na krześle obok, a jego wzrok był skupiony na mnie.
Skupiłam całą uwagę na tym co się stało i jak tu się znalazłam. Wydarzenia zaczęły się układać w całość, a ja nagle zrozumiałam.
- Która jest godzina? - spytałam gwałtownie unosząc się do pozycji siedzącej. Chłopak mi nie odpowiedział. On wiedział i nie chciał mi powiedzieć. Jednak to nie było takie złe jak to co zauważyłam niemal sekundę później. Zobaczyłam moje biurko i wszystkie półki gdzie normalnie leżą rzeczy szkolne, zeszyty, notatki, książki, podręczniki i wiele innych potrzebnych mi opracowań naukowych, ale problem był jeden. Tego nie było.
- Gdzie są moje rzeczy? - zapytałam podejrzliwie oczekując odpowiedzi.
- Może napij się na początku wody, twój organizm musi być odwodni-
Nie dałam mu skończyć.
- Tony... - mówiłam ostrzegawczym, ale trzęsącym się tonem. Czułam jak z tego wszystkiego zbierają mi się łzy do oczu.
- Musisz to skończyć. - powiedział cicho tak, że mogło oznaczać to wiele, ale ja zrozumiałam przekaz.
Przewróciłam oczami na jego słowa, bo nie miał pojęcia o czym mówi. Złapałam za telefon leżący na biurku i odpaliłam go.
Była 15:00. Miałam 30 nieodebranych połączeń od mamy i 4 od taty.
- Nie, nie, nie, nie, nie... - mówiłam coraz szybciej spanikowana i przerażona sytuacją do jakiej dopuściłam. Od razu odzwoniłam do matki. Kobieta odebrała niemal odrazu i nie musiałam czekać długo na jej wyrzuty. Wiedziałam, że miała rację, ale to nie była moja wina. Kłóciłem się z nią przez dobre 15 minut, aż nagle po prostu bez żadnego słowa się rozłączyła.
- Widzisz co narobiłeś?! - krzyknęłam tym razem na chłopaka wskazując na telefon.
- Wykańczasz się. Potrzebowałaś snu.
- Potrzebowałam się uczyć! - rzuciłam przez pierwsze wylatujące łzy z moich oczu. - Nie wiem gdzie są moje książki, ale mają być tu z powrotem, bo inaczej nici z mojej pomocy!
- Schowałem je i nie mogę ci ich oddać.
- Możesz, a nawet MUSISZ!
Usiadłam na łóżku łapiąc się za głowę rękami tak by nie widział mojej rozsypki. To nie pierwsza i nie ostatnia taka sytuacja, ale nie ma ludzi, którzy osiągnęli sukces bez łez, potu, zmęczenia i poświęceń, prawda?
- Zrobiłem obiad. Uważam, że powinnaś zjeść. Zejdź na dół jak będziesz gotowa. - oznajmił cicho chłopak i powolnym krokiem opuścił pomieszczenie zamykając drzwi za sobą.
Ogarnęła mnie nie wytłumaczalna pustka. Położyłam się i zwinęłam w bezpieczną kulkę, a łzom pozwoliłam lecieć.————————
Hello!
Witam po dłuższej przerwie. Wiem, że rozdział jest krótki, ale musiałam go podzielić na części. Mam nadzieje, że mimo wszystko wam się podoba!Love u all i do następnego <3
CZYTASZ
Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ
FanficKto by pomyślał, że zmiana szkoły może obrócić twoje życie o sto osiemdziesiąt stopni? Planem były dobre studia medyczne, praca i w przyszłości kochająca się rodzina. Niestety, ale los lubi sobie płatać figle. ------------------- Postacie, ani his...