10. Cisza przed burzą.

2.3K 88 64
                                    


Tonu tak jak go prosiłam, nie przyszedł w sobotę. W kolejny czwartek również się nie zjawił i nawet w kolejną sobotę go nie widziałam. Co zbiło mnie z tropu, bo mówiliśmy tylko o sobocie, a nie o ogólnie wszystkich korepetycjach. Miałam naszykowane materiały. Notatki, zadania, quizy, byłam przygotowana. Poświęciłam na to czas. Poświęciłam mu mój czas, żeby on mógł podciągnąć ocenę, a on zlał mnie od tak.
Vincent nic nie mówił, z Hailie rozmawiałam codziennie, ale nic nie wspominała, a o nim samym to już nie wspomnę.
Kiedy nie zjawił się w sobotę, postanowiłam porozmawiać nie z nim, a z Vincentem, bo doskonale wiedziałam, że od niego nie wyciągnę żadnych informacji, a tylko zaliczę kolejną kłótnie i będę wpuszczać złą energię do swojego życia.
esyne czego chcę to wiedzieć jeśli zrezygnuje. I wewnętrznie miałam taką nadzieję, miałam nadzieję, że to będzie koniec. Nie chcę i nie potrzebuje go w moim życiu. Jest tak spokojnie, mimo tego, że zmarnowałam na niego trochę czasu to i tak było spokojnie. Nie dostawałam listów i nie widziałam już Peter'a.
Nie kłóciłyśmy się z mamą, a nawet zamówiłyśmy pizzę, kiedy tata gdzieś wyjechał na jeden dzień w sprawach służbowych.
Miałam bardzo dobry kontakt z Hailie, co prawda nocowanie się nie udało, bo nie starczyło mi czasu, ale widziałyśmy się w poniedziałek po szkole.
Jakby tak spojrzeć na moje życie było spokojnie.
Zrobiło się dziwnie spokojnie. Za spokojnie i przez to miałam dziwne przeczucie, że coś za sekundę znowu się zepsuje. Jak to mawiają, długa cisza jest zawsze przed potężną burzą.
Po raz drugi w życiu, nie myliłam się

•••

Stałam przy mojej szafce i ubierałam kurtkę, by móc wyjść z szkoły. Zamyślona, wymyślałam plan dnia, gdy Hailie wzięła się znikąd i zaskoczyła mnie swoją obecnością.
- Y/n! - krzyknęła mi prawie do ucha, gdy oparła się o jedną z szafek obok.
- Tak? - spytałam zaskoczona.
Przez chwilę zastanawiałam się czy nie straciłam słuchu, ale chyba było okej.
- Słyszałam, że chcesz znowu rozmawiać z Vincentem.- zaczęła.
- I?
- I dał mi znać, że możesz przyjechać do nas na chwilę po szkole. Zjemy obiad i następnie będziecie mogli porozmawiać.
- Naprawdę?
- Tak... - mówiła bardzo podekscytowana, ale tak jakby jeszcze nie skończyła.
Coś mi tu śmierdziało.
- Hailie?
- Co? - spytała niewinnie.
- To na pewno wszystko? - zaśmiałam się.
- No dobra! Pomyślałam, że jak już będziesz to możemy spędzić trochę czasu razem, obejrzeć jakiś film, pograć w monopoly i upiec ciasteczka. Jest piątek! - oznajmiła zadowolona.
Mój uśmiech od razu zszedł mi z twarzy, bo wiedziałam, że będę musiała jej odmówic. Bardzo się cieszyła na ten pomysł, a pozatym nie zjawiłam się w piątek na nasze zaplanowane nocowanie.
- Wisisz mi nocowanie. - dodała.
- Przepraszam, ale wtedy naprawdę nie mogłam, ale obiecałam ci jutrzejszy dzień.
- A co z dzisiaj? - dopytała podekscytowana.
- O 18:00 mam spotkanie z dyrektorem, a o 20:30 spotkanie wolontariuszy w schronisku.
- Seriooo?
- Wiesz, że uwielbiam spędzać z tobą czas, ale na to nie mam wpływu.
- Czekaj. Spotkanie z dyrektorem? O 18:00? W szkole? - pytała, jakby wcześniej kompletnie nie zauważyła moich słów.
- Dokładnie tak.
- Chyba na nie idziesz!
- Idę, muszę.
Dziewczyna zamknęła moją szafkę, gdy już skończyłam się ubierać.
- Prymuska. Jest piątek! - zaśmiała się z mnie.
- Nawet jeśli, to co? - odpowiedziałam jej żartem i udając, że się bronie wymawychiwałam rękami w górze.
Po chwili wyszłyśmy na patio przed szkołą. Stały tam grupki dziewczyn, które szeptały coś między sobą i śmiały, patrząc na kogoś.
Podążyłam ich wzrokiem i moim oczom ukazali się trzej napakowani bracia Hailie.
Dylan i Shane rozmawiali sami przed swoim luksusowym autem, a Tony palił z kolegami jakieś kilka metrów dalej. Stał oparty o motor, a jego włosy powiewały na wietrze.
Czego się mogłam spodziewać. Przecież to obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w tej szkole.
- Co one w nich widzą? - spytała zirytowana dziewczyna.
- Nie wiem.
- Weź na przykład Tonego, co jest w nim takiego wyjątkowego. Wygląda jak ziemniak pomalowany markerem. - mówiła.
Zaśmiałam się na te słowa, a bardziej na moje wyobrażenie tego w mojej głowie.
- I traktuje dziewczyny jak przedmioty. Bije się, pije, pali, pewnie ćpa. - wymieniałam.
Na te słowa, brązowowłosa spojrzała na mnie już bardziej poważnym wzrokiem. Stałyśmy tak patrząc na siebie na dworze, marznąć powoli. Nie śpieszyło się nam by tam podejść, a szczególnie mi.
- Y/n?
- Hm?
- Myślisz, że Tony może brać narkotyki?
- Myślę, że bym się nie zdziwiła gdyby tak było. Nie chcę cię zranić, ale to zepsuty do szpiku kości chłopak.
- Wiem..., ale to mój brat.
- Wiem.
Znowu zapadła cisza, spojrzałam się w jego stronę i jego paczki. Śmiali się z czegoś, jeden z nich rozdawał po kolejnym papierosie, na tą czynność wywróciłam tylko oczami. Jak można się świadomie truć?
- Y/n?
- Co?
- Możemy iść, jest mi zimno.
- Najpierw muszę się spytać rodziców, czy mogę z tobą jechać. - przypomniałam jej, a bardziej sobie, bo wcześniej o tym nie pomyślałam.
- Zadzwonisz w drodze, napewno się zgodzą. - oznajmiła zadowolona i zaczęła mnie ciągnąć w ich stronę.
Wtedy do głowy wpadła mi niedorzeczna myśl.
- Hailie. - zaczęłam lekko roześmiana.
- Tak? Coś się stało? - dziewczyna zlustrowała mój wyraz twarzy. Stanęła na sekundę, cały czas mi się przyglądając.
- Wiesz, że bardzo możliwe, że jesteś już ciocią! - zaśmiałam się głośno.
- CO?
- Twoi bracia przespali się z połową stanu, któraś napewno zaciążyła.
- O kurde, ty! Ha! Nigdy o tym nie myślałam.
Zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej niż zamierzałam. Wyobrażałam sobie w głowie Tonego z bobasem, który zamiast mleka daje mu piwo do picia.
W mojej głowie był taki zdezorientowany i robił dziwne miny.
- Wyobrażasz...sobie Tonego z dzieckiem z wózku?! - śmiałam się cały czas.
A oni chyba musieli to usłyszeć, z resztą jak połowa ludzi tam obecna, bo bardzo szybko stałam się obiektem spojrzeń tylu ludzi.
Gdy rozejrzałam się, speszyło mnie to. Może byłam pewna siebie, ale bycie wnikliwie obserwowaną przez tyle ludzie to już inne uczucie.
- Myślisz, że to usłyszał?
- Nie sądzę, ma wyjebane. - uspokoiła mnie przyjaciółka.
- Dobra, idź do nich, ja tylko szybko zadzwonię do rodziców.
Dziewczyna przewróciła oczami w rozbawieniu i odeszła do braci.
Wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer taty. To z mamą miałam ustalać takie rzeczy, ale  wiedziałam, że się nie zgodzi, a tata mnie zrozumie. Na inny sposób, ale zrozumie.
Nie myliłam się z resztą. Pozwolił mi jechać, pod warunkiem, że wrócę do siedemnastej. Obiecałam mu, że załatwię co muszę i wrócę jak najszybciej. Nie zamierzam tam siedzieć. Nie będę przesiadywać na terenie wroga.
Schowałam telefon do kieszeni i chciałam ruszyć do przyjaciółki, gdy już miałam iść, zaczepił mnie nieznajomy głos. Ktoś złapał za moje ramię, na co ja wzdrygnęłam się i od razu odwróciłam się, będąc gotowa do obrony.
Przed mną stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Jego włosy były ciemnobrązowe i lekko roztrzepane. Miał zielone oczy, które przypominały kolor zielonej łąki w lato.
Miał dość przyjazny wyraz twarz, który dziwnie od samego patrzenia wywołał uśmiech. Nawet się nie odezwał, a ja już go polubiłam.
- Y/n? - spytał upewniając się, że nie pomylił mnie z nikim innym.
- Zgadza się.
- Tom Jenner. - odezwał się po chwili i podał mi rękę.
Uścisnęłam się lekko.
- Jak Kendall i Kylie. - zauważyłam.
- Tak, ale niestety nie jesteśmy spokrewnieni. - zażartował.
Wyglądał...uroczo. Wyglądał przyjaźnie i do tego był bardzo przystojny.
Nie miał tatuaży, kolczyków ani pierścionków. Jego mundurek był założony idealnie i nigdzie nie było żadnej skazy.
Spodobało mi się to. Był kompletnie inny niż chłopcy w naszej szkole.
- Słuchaj, może zabrznę głupio, ale... - zaczął i zatrzymał się na chwilę.
- Mów. - powiedziałam spokojnie, by dodać mu otuchy.
- Chciałbym cię zaprosić na kawę.
Ostatni raz jak byłam na kawie i poznałam chłopaka, to o mało mnie nie zabił, więc jak tylko usłyszałam te słowa, to lekko się spiełam.
- Nie znamy się, wiem. Ale bardzo bym chciał cię poznać. Wydajesz się być bardzo ciepłą osobą. - oznajmił po chwili.
Uśmiechnęłam się szeroko na te słowa. Rzadko słyszałam coś tak miłego i to od tak ładnego chłopaka.
Biłam się z myślami przez moment.
- Może być to miejsce, gdzie będzie dużo ludzi, jeśli doda ci to otuchy. - powiedział łagodnym tonem.
- Sugerujesz, że jesteś psychopatycznym  mordercą? - zaśmiałam się.
- Nie. Osobiście nawet boje się horrorów, ale nie mówi nikomu. - śmiał się lekko i puścił do mnie oczko.
Tą samą konwersjacją przekonał mnie do siebie. Czułam, że może być inaczej. Czułam, że tym razem będzie dobrze.
- A może być herbata? - spytałam.
- Jak sobie życzysz.
- To super.
- Kiedy masz czas?
- Ogólnie to nigdy, bo mam dużo nauki, ale poczekaj dam ci mój numer i będziemy się kontaktować.
Wyciągnęłam pierwszą lepszą karteczkę i gdy on podał mi długopis, zapisałam na nim mój numer telefonu.
- Y/N! - zawowała mnie nagle Hailie.
Zrozumiałam, żebym już do nich przyszła, więc oddałam mu kartkę i spojrzałam jeszcze raz na wysokiego chłopaka, rzuciłam mu ciepłe spojrzenie z uśmiechem.
Po tym wszystkim, wróciłam do Hailie i niestety jej braci. Spojrzałam na nich, lecz na szczęście Tony nie zaszczycił nas swoją obecnością.
- Miałaś zadzwonić do rodziców, a nie umawiać się na randki. - zaśmiała się Hailie.
- Ani słowa więcej. - ostrzegłam ją.
Ona na to zaśmiała się, a ja tylko patrzyłam na nią z zażenowaniem połączonym z rozbawieniem.
- Nie chce przeszkadzać, ale żegnaj się z koleżanką i jedziemy. - wtrącił się Shane
- Y/n dzie z nami. - oznajmiła moja przyjaciółka.
- Co? - spytał zdziwiony Dylan. - Ej, nie mówiłaś wcześniej.
- Rozmawiałam z Vincentem. Wie o tym. To wystarczy. - dodała po chwili.
Przewrócił oczami na te słowa.
- A my się już nie liczymy? - zapytał z udawanym smutkiem Shane.
- Liczycie cię, ale Vincent to Vincent.
- Zawiodłem się na tobie Hailie. - dodał chłopak.
- Ja też. - dopowiedział Dylan.
- Gdzie jest Tony? - spytała nagle, zmieniając temat.
- Przed sekundą pojechał.
- Aha.
- Nie przedłużajmy tego stania, twoja koleżanka jedzie z Shane'm, a ty z mną. - powiedział blondyn i skierował się do jednego z dwóch drogich aut.
Nic nie powiedziałam, tylko jak niewolniczka poszłam za jednym z bliźniaków.
Poszło szybciej niż myślałam, bez awantury, krzyków i płaczu jak to opowiadała Hailie. Byłam wdzięczna, że nie musiałam się nawet odzywać.
Gdy usłyszałam, że jadę z Shane'm zaczęłam dziękować światu, bo nie uśmiechało mi się jechanie z Dylanem w jednym samochodzie sam na sam.
Chociaż z drugiej strony, wolałabym go niż Tonego.

Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz