8. Domino, część druga.

2K 78 78
                                    

Nic nie mogłam zrobić ani poradzić na dzisiejszą wizytę Tonego Monet.
Nadal nie sądzę, że jest to dobry pomysł, bo ani ja niezbyt umiem uczyć, ani on niezbyt umie się uczyć. Po drugie nie lubimy się, wręcz od dnia, w którym na niego wpadłam próbuje się na mnie odegrać, a ja na nim. Po trzecie to jest kompletny psychol z problemami, który bije pierwszaków dla zabawy. Po czwarte traktuje dziewczyny jak swoje majtki codziennie rano. Zastanawia się, których dzisiaj użyć.
Mogę tak wymieniać bez końca, ale nie sądzę, żeby moje zdanie się liczyło dla mamy, czy Vincenta.
Nie chcieliśmy tego oboje, a oni i tak się uparli, ponieważ oni wiedzą co jest najlepsze dla swoich podopiecznych.
Moja mama musi być mocno stuknięta, jeśli myśli tak o tych korepetycjach, ale z nią było coś nie tak i każdy kto ją spotykał, wiedział to.

Z każdą minutą, wskazówka na zegarze przesuwała się w stronę 18:30.
Stałam przed lustrem w moim pokoju, patrząc na już trochę zmyty podkład kryjący ślady na mojej szyi. Nie widziałam sensu poprawiać go, bo miałam jeszcze golf i rozpuszczone włosy, które poprawiały sprawę.
Stresowałam się coraz bardziej na myśl o chłopaku w moim pokoju, ale przecież byłam w moim domu i nic nie może mi się tutaj stać.
Na dole będą siedzieć moi rodzice, a ściany są tutaj dosyć cienkie, więc wystarczy, że lekko krzyknę, a ojciec znajdzie się w progach drzwi po sekundzie.
Pewnie nie czułabym się tak, gdyby nie wczorajszy atak na mnie, gdy spokojnie szłam chodnikiem pouczyć się do kawiarni.
Czemu miałam wrażenie, że wszystko co ostatnio się dzieje, dzieje się przeciwko mnie?
- Dobra, Y/n. Ogarnij. Się. - mówiłam do siebie. - To tylko godzina. Zadasz kilka zadań i pójdziesz robić swoje. Dasz radę.
Stałam tak i chyba zgubiłam poczucie czasu, bo po chwili usłyszałam jak mama woła moje imię.
Wiedziałam o co chodzi. Już tu jest.
Dotarł mój największy koszmar.
- Zaczynajmy. - powiedziałam i wzięłam głęboki oddech.
Zeszłam powoli po schodach. Czułam jak trzęsą mi się dłonie, więc by ukryć oznaki niepokoju, schowałam je za plecy i uśmiechnęłam się lekko.
Stanęłam na trzecim stopniu, by zachować dystans, a pozatym często tak robię gdy wiem, że i tak będę iść za chwilę z powrotem na górę.
Tony po chwili stał już w przedpokoju. Ubrany był w czarne, luźne spodnie trochę na styl garniturowych, ale nie były jakoś bardzo eleganckie. W połączeniu z czarną bluzą, na której znajdował się czerwony pająk wyglądały bardzo ładnie. Buty miał jakieś drogie, ale jakie tego nie wiem. Zbytnio się nie znam. Jego tatuaże na szyi były widoczne, a wytatuowane dłonie ozdabiały pierścionki.
Włosy miał trochę roztrzepane, ale w elegancki sposób.
Stał tak jak gdyby nigdy nic. Stał w moim domu. Na moim terenie. Nawet go to nie ruszało, wyglądał jakby miał iść na papierosa z kolegami, a nie uczyć się z jakąś kujonką. Nie miał z sobą żadnych książek.
Dlaczego on nie miał książek?!
- Jesteś. - oznajmiłam sucho.
- Witaj, ty musisz być Tony. - zaczęła miło mama i nawet nie pozwoliła mu odpowiedzieć. Nawet lepiej. Jego głos jest  denerwująco przyjemny.
- W własnej osobie. - odpowiedział jej.
Mimika twarzy nie zmieniła mu się nawet na chwilę.
Patrzył na nią swoim chłodnym spojrzeniem, którym obdarzał każdego kogo nie znał.
- Kawy, herbaty, a może wody? - dopytywała mama.
Czemu ona musi być taka miła?!
- A macie colę, albo energetyki? 
Gdy mama usłyszała te dwie nazwy napoi, twarz zbladła jej na chwilę.
Nie znosiła coca-coli, a co dopiero sztucznych napoi energetycznych. To coś czego nie akceptowała. Jest to dla niej tak samo złe jak alkohol czy papierosy.
- Nie. - odpowiedziała mu niechętnie.
- Nie pijemy takich świństw. - dodałam, a następnie wzruszyłam ramionami.
Spojrzeli na mnie oboje, a ja tylko stałam  uśmiechnięta, że on nie zapunktował mamie i że tracimy czas.
- To może coś do jedzenia? Kanapki, może jabłko, a i mamy wafle ryżowe. - ożyła nagle kobieta.
- A macie jakieś czipsy? - spytał ponownie.
I ponownie stracił w oczach mojej rodzicielki.
Widziałam w jej oczach chęć wykładu i pouczania, że to jest bardzo niezdrowe i prowadzi do śmierci, ale ona nie była głupia.
Vincent napewno dostanie sprawozdanie jak było, a ona musi wypaść jak najlepiej. Nie z względu na jego pieniądze, a z względu jego wpływów na Harvardzie.
Robiła to dla mnie i tym się próbowałam uspokajać.
- Dobrze. Idźcie już się uczyć i nie traćcie czasu. - oznajmiła spokojnie i po chwili znikła w salonie.
Dzięki mamo, a zaczynało być zabawnie.
Ja udałam się bez słowa do pokoju. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że za mną idzie, bo słyszałam jego kroki i na dodatek czułam jak wbija w mnie swój wzrok.
Weszłam do pokoju i od razu poszłam usiąść na swoim krześle.
Gdy usłyszałam zamknięcie drzwi, poczułam jak gula w gardle powiększa się do rozmiarów niemożliwych.
Zaczęłam sprzątać szybko biurko, by nie było niezręcznie.
Chłopak po prostu stał i patrzył na mnie cały czas.
- Jeśli chciałaś mnie w swoim pokoju, trzeba było napisać. - oznajmił szyderczo.
- Mama nie chciała nam przeszkadzać w salonie. - odpowiedziałam mu na zaczepkę.
- Nie umawiasz się z chłopakami, co?
Powiedział to, bo chyba zeskanował już całą moją kolekcję romansów na półkach.
- Nie. - odpowiedziałam mu krótko, bo nie zamierzam się mu tłumaczyć z swoich działań.
- Grzeczna dziewczynka. - oznajmił władczo.
Co on powiedział? Po pierwsze to mam 16 lat, a po drugie zbyt się szanuje by się dać tak nazywać.
Wzięłam głęboki oddech. Potem drugi, bo serce biło mi z prędkością światła i nawet dwa to zdecydowanie za mało.
- Gdzie masz podręczniki? - spytałam zirytowana.
- Co mam?
- Podręczniki.
- Nie mam ich.
Nie wytrzymam.
- A może posiadasz coś takiego jak zeszyty?
- Mam.
- Wow. - powiedziałam z irytacją.
- Jeden. - dodał.
- Z czego nie zdajesz? - spytałam zmieniając temat.
- Z matematyki, fizyki i chemii. - powiedział otwarcie bez żadnego wstydu.
Przewróciłam oczami na te słowa. Jak można nie zdawać z najłatwiejszych przedmiotów?
Nic już nie powiedziałam. Po prostu przygotowałam dla niego kartkę i wyjęłam moje wszystkie stare notatki z fizyki i matematyki. Przerobiłam trzecią klasę z tych przedmiotów i jeszcze angielski i historię, w lato, żeby móc się skupić na biologii i chemii, której z każdym rokiem jest coraz więcej.
Wręczyłam mu je, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ty przecież jesteś w drugiej klasie.
- Przerabiałam to w wakacje.
- Japierdole.- zaśmiał się drwiąco.
- Teraz tak. Przejrzysz te wszystkie tematy i spróbujesz je przeanalizować, a następnie napiszesz na oddzielnej kartce tylko to czego naprawdę nie rozumiesz. - mówiłam władczym tonem.
- Nie przesadzasz trochę?
-  Co do chemii, to pójdziesz jutro do pani i poprosisz ją jak ładnie o swoje wszystkie prace, które oblałeś. - powiedziałam, kompletnie ignorując jego uwagę. - A i możesz usiąść na fotelu. - dodałam.
Gdy skończyłam mówić od razu poszłam do biurka i wyjęłam karty, które mam zrobić dla Shane'a i zabrałam się w ciszy za ich zrobienie.
Mój spokój długo nie potrwał, bo chłopak chyba niezbyt był zainteresowany rzeczywistą pracą.
- Nudna jesteś. Nie dziwię się, że tylko kujonowata Hailie z tobą rozmawia, ale w sumie teraz to może być różnie. - powiedział drwiąco.
Zabolało. Nie to, że jestem nudna, tylko to, że pokłóciłam się z moją jedyną przyjaciółką, którą tu mam.
Wiem co chce uzyskać, chce oderwać mnie od pracy, spędzić godzinę na dręczeniu się na mnie i następnie wrócić dumny jak paw do domu.
Za wszelką cenę walczyłam z sobą, żeby się nie dać.
- Dużo masz książek, ale za inteligenta to ty nie jesteś.
Y/n nie daj się. Spokojnie.
Wstał nagle i widziałam kątem oka jak zbliża się powoli w moim kierunku.
Stanął obok mnie, ale nie patrzył się na mnie tylko na moje wszystkie dyplomy, medale, puchary i zdjęcia jak byłam mała.
- Czy ty masz wogóle życie? - spytał tym swoim szyderczym, nieprzyjemnym tonem głosu.
- Będę miała życie po dostaniu się na Harvard.
- Ty jesteś jakaś poważnie pierdolnięta.
- Rób lekcje, albo wyjdź. - rozkazałam ostro.
Miałam dosyć tego, że nawet nie może udawać, że coś robi.
- Spokojnie. Złość piękności szkodzi.
- Wiem, widać to po tobie. - odpyskowałam mu niemiło.
Nie patrzyłam na niego, bo nawet na chwilę nie oderwałam się od lekcji jego brata, ale wiedziałam, że go to zdenerwowało.
Widziałam kątem oka, że pod wpływem irytacji spięły mu się mięśnie i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na kancie mojego biurka.
Stał tak chwilę i wiercił dziurę w mojej głowie, lecz odpuścił sobie po dłuższej chwili.
Wrócił na miejsce i tylko przeglądał wcześniejsze mu wręczone materiały.
Przez chwilę nawet chyba widziałam, że coś piszę, lecz szybko oczami wyobraźni walnęłam się w głowę na tą myśl.

Gdy zostało mi pięć minut, a ja już dawno skończyłam poprzednią pracę i obecnie pisałam wypracowanie o romantyzmie, chłopak zamknął głośno notatki i westchnął głęboko zanim wstał.
Nie chciałam tego przedłużać, bo odliczałam sekundy do jego wyjścia, więc tylko rzuciłam, że może już iść.
Byłam pewna, że nic nie zrobił, więc zrobiłam mu przysługę i puściłam go wolno.
Ten jednak stał cały czas patrząc na moją kartkę i chyba czytał co piszę. Nerwowo odwróciłam ją i wstałam z miejsca, by przekonać się jak bardzo wyższy jest ode mnie.
Mój wzrok spotkał się z jego chłodnym spojrzeniem pełnym drwiny i czystego zła.
- Dobrze piszesz. - oznajmił nagle.
Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu i próbowałam znaleźć chociaż odrobinę żartu w wyrazie twarzy, ale niczego takiego się nie doszukałam.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, ale moja szczerość nie miała końca. - Idź już sobie, bo zatruwasz mi powietrze. - dodałam, uśmiechnęłam się lekko i wskazałam na drzwi.
On tylko zaśmiał się drwiąco i nagle wyjął kartkę z za pleców, którą następnie położył na biurko.
- Co to jest?
- To co kazałaś zrobić. - odpowiedział.
Czyli jednak nie mam zwidów i on naprawdę coś zrobił.
- Nie sądziłam, że coś zrobisz. - oznajmiłam, już trochę bardziej miło.
- A jednak.
Wskazałam ponownie ręką na drzwi, które były za nim, ale szybko tego pożałowałam.
- Co to jest? - spytał nagle i spojrzał się gdzieś trochę zdziwiony.
Trochę na początku nie zrozumiałam o co mu znowu chodziło, ale gdy zauważyłam, że patrzy się na moją szyję już zrozumiałam.
Zrozumiałam jak bardzo zepsułam i jak bardzo się zapomniałam.
- Idź. - oznajmiłam ponownie.
Nie zamierzałam nikomu o tym powiedzieć, a na pewno nie jemu.
Zakopałam to głęboko w sobie i schowałam.
Ale to, że coś chowasz nie znaczy, że to coś znika.
- Co to jest? - spytał ponownie, ale już bardziej groźnie.
Gdy wyciągnął rękę w stronę szyi i złapał za kawałek golfu, odepchnęłam go mocno i sama cofnęłam się krok dalej.
- Nie twój interes. Idź sobie.
- Nie.
- Przepraszam, co?
- Kto ci to zrobił? - powtórzył pytanie i oglądał ślady łapsk tego drania.
Pokręciłam głową w niedowierzaniu i minęłam go szybko, chcąc udać się do drzwi by otworzyć je i pozbyć się chłopaka.
Jednak szybko poczułam jak łapie mnie za nadgarstek i zatrzymuje w miejscu.
- Ała. - szepnęłam cicho, ale on to usłyszał.
Zanim wogóle zdążyłam zareagować on podciągnął rękaw od golfu.
- Co jest kurwa? - powiedział już naprawdę agresywnie, że aż sama zaczynałam się go bać.
Wyrwałam się mu szybko.
- Jeśli nie wyjdziesz w ciągu pięciu sekund, zacznę krzyczeć. - oznajmiłam.
- To rodzice ci to zrobili?
On jest jakiś stuknięty, wszyscy są stuknięci, albo to mi zaczyna odbijać.
- Zwariowałeś?! Nie i wyjdź stąd do cholery!
- Chcę wiedzieć. - rzekł do mnie.
Patrzyłam się cały czas w jego niebiesko-szare tęczówki, próbując odgadnąć o co mu chodzi.
- Nie zgrywaj bohatera. Pobiłeś biednego chłopaka i nagle się przejmujesz, że ktoś zaatakował jakąś głupią kujonke?!
- Nie był biedny. - wybronił się.
- I co z tego?! To nie upoważnia cię do prawie zabicia go! - uniosłam głos z frustracji. - Jesteś najbardziej egoistyczną osobą na świecie! Nie bije się ludzi bo cię zdenerwowali, rozumiesz? Zachowujesz się jak Hitler, któremu się coś nie podobało, więc to eliminował! To psychopatyczne, a teraz wyjdź z stąd! - prawie krzyczałam na niego.
Staliśmy tak w ciszy, a w powietrzu było czuć napięcie. Nie wiedziałam, czy teraz mnie zaatakuje, czy rzuci się na mnie.
Patrzył na mnie tak wściekło, że się go bałam. Przerażał mnie coraz bardziej.
- Wyjdź. Przerażasz mnie i boje się ciebie, więc wyjdź. - oznajmiłam cicho po chwili.
On nic nie powiedział, tylko spełnił moją prośbę.
Został po nim tylko zapach jego męskich, mocnych perfumów i  papierosów.
Ruszyłam jak odjeżdża z piskiem opon z pod naszego domu.
Poczułam ulgę.

Ludzie uważają, że osoby, które się kładą spać o 3 w nocy, bo się uczyli albo pracowali i nie chcieli odpocząć, bo muszą coś skończyć to pracoholicy.
Czy cierpiałam na pracoholizm w tak młodym wieku? Bardzo możliwe, ale było już za późno.
Sprzątałam moje rzeczy z biurka i gdy tylko miałam skończyć, na tyłu kartki od Tonego ujrzałam pewny napis.
A dokładniej jego numer telefonu i obok narysowana uśmiechnięta mina.
Mrugnełam dwa razy by upewnić się, że się nie przewidziałam, a jednak był tam. Napisany czarnym na białym.
On jest jakiś bipolarny czy co?
Nikt normalny nie zostawia od tak swojego numeru telefonu osobie, której nienawidzi.
Czy chciałam go wyrzucić? Tak. Czy to zrobiłam? Nie.
Oczywiście, że nie. Bo jestem totalną idiotką, która myśli tylko w szkole.
I zrobiłam to. Włożyłam go pod etui, bo byłam zbyt ciekawa co przyniesie mi los.
Nie wiedziałam wtedy, że będę sobie dziękować za to co teraz zrobiłam.

------------
Hejka!
Wrzucam wyczekiwaną, drugą część!
Przepraszam za błędy i mam nadzieję, że się podoba.
Dajcie znać co sądzicie!
Love u i do następnego <3

Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz