18. Niewinny czyn

2.6K 105 130
                                    

Nie wiem co sobie wyobrażałam. Miałam chyba za duże oczekiwania co do chłopaka. Miałam nadzieję, że za mną pobiegnie, czy mnie zatrzyma, przeprosi, albo wytłumaczy.  Jednak nic takiego się nie stało.
W końcu nawet się nie przyjaźniliśmy, czemu akurat za mną wielki książę miałby pobiec. Monetowie za nikim nie biegają, to ludzie biegają za nimi

Po tamtych zdarzeniach, po tym jak bezszczelnie nawrzeszczałam na niego, nie miałam odwagi pisać w sprawie korków. Na sobotę i czwartek przekazałam Hailie testy i inne zadanie dla Tonego, tłumacząc, że sprawdzę jak zrobi, a mam ostatnio mało czasu i niestety nie mogę się spotkać na korki. A w czwartek, tydzień po balu zdecydowałam się na zajęcia online. Nie zaczynałam rozmów, nie włączałam kamerki i starałam się nie przykuwać większej wagi do jego obecności.
Unikałam Tonego, a bardziej robiłam wszystko co w mojej mocy aby nie było między konfrontacji. Chłopak ma mocną osobowość, a ja jestem bardzo uległa, więc żadne dyskusje czy kłótnie kończyłyby się tak samo.
Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego i dotrwać z korkami do końca tego semestru, a jako że już było niedaleko ubrałam się w zbroje, mając nadzieję, że ona wytrzyma.

Nie wytrzymała, bo moje serce było za głośne.

•••

Czas mija mi spokojnie. Dzień po dniu, aż nagle dobiega koniec stycznia. Od balu minęły prawie dwa tygodnie. Tak spokojnie i szybko. Czas tak szybko leci, że nawet go nie zauważam. Sprawdzian za sprawdzianem. Widywałam się z Hailie na przerwach. Odbebniałam korki nawet na nie nie chodząc i mi to pasowało.
Codziennie siedziałam nad książkami do bardzo późna, bo niedługo wystawiali oceny, a ja muszę być najlepsza.
Nauka przepełniła moją każdą wolną chwilę.
A z każdym dniem moje życie się uspokojało i nawet prawie zapomniałam o istnieniu Tonego. Jednak kim on by był gdyby tak łatwo odpuścił.

Siedziałam w salonie, a w tle leciała jakaś pierwsza lepsza muzyka klasyczna, którą mama włączyła przed wyjściem.
Rodzice wyszli do jakiegoś teatru, czy do kina. Do końca nie wiem, bo gdy to mówili byłam tak skupiona na matmie, że nie załapałam.
Spokojny, sobotni wieczór. Cały dom dla  mnie, więc rozłożyłam się z książkami w jadalni iż tam mam więcej miejsca. Moje rzeczy mogę rozwalić na całej długości stołu i chodzić po pomieszczeniu by się skupić. Kułam tak na każdy sprawdzian po kolei. Moja mama gadała mi o tych ocenach końcówych już od tygodnia i miałam tego serdecznie dosyć, więc zabrałam się do tego na widoku, by mogła zobaczyć moją ciężką pracę. Martwi się mną tak jak bym chodziła na imprezy, palila w ukryciu i sypiała po kryjomu z chłopakiem.
Gdy prawie obliczyłam sama logarytm, ktoś zadzwonił do drzwi i wyrzuciło mnie to kompletnie z skupienia. Rzuciłam z złości podręcznikiem o ściane. Po chwili doszło do mnie, że ktoś zadzwonił do drzwi. Lekko mnie to zmieszało, bo nic nie zamawiałam, ani nikogo nie zapraszałam.
Postanowiłam udawać, że nikogo nie ma w domu, ale dzwonienie i pukanie nie ustało nawet po dobrych pięciu minutach.
Także podeszłam powoli, cichym krokiem do drzwi i zajrzałam przez okienko.
Moje zmieszanie sięgneło zenitu. Na jego widok tutaj w sobotę, mój żołądek zrobił fikołek, a ja zaczęłam panikować.
Gapiłam się w pustą przestrzeń robiąc małe kroki w miejscu i myślałam co zrobić. Nie było, opcji, żebym z nim rozmawiała.
Im dłużej tam stałam tym bardziej czułam, że popadałam w wir niedobrych myśli.
Gdy spojrzałam na niego drugi raz, ujrzałam coś innego. Jego pięści były w krwi i miał rozcięty łuk brwiowy. Wytrzeszczyłam oczy i kompletnie mnie zmutowało.
A co jak był ranny? A co jeśli umierał?
Jak dzisiaj umrze, to będę za to współodpowiedzialna.
I wtedy tępa ja postanowiłam go wpuścić.
Złapałam za klamkę i otworzyłam powoli drzwi.
Tony Monet stał przed mną w całej okazałości i patrzył się na mnie swoimi pięknymi niebieskimi tęczówkami. W jego oczach widziałam coś innego niż złość czy poirytowanie. Pierwszy raz widziałam jego oczy w takim wydaniu. Wyglądał na zawstydzonego i winnego. Wyglądał trochę jak małe dziecko, które przyszło do mamy, by powiedzieć, że zbiło jej ulubiony wazon. Czułam się dziwnie, staliśmy w ciszy przyglądając się sobie, a fakt, że nie ma u mnie nikogo w domu nie polepsza tej sytuacji. Nie do końca wiedziałam co mam zrobić z tym fantem, a robiło mi się coraz zimniej.
Gdy już chciałam zamknąć je z powrotem, do moich uszu doleciał znajomy głos.
- Hej. - szepnął cicho.
- Cześć. - odpowiedziałam tak samo.
Nasza bardzo dluga rozmowa narazie  na tym się skończyła, a ja poczułam się dziwnie odpowiedzialna za jej prowadzenie.
- Co tutaj robisz?- spytałam nagle, ale z lekkim wyrzutem w głosie, żeby sobie nie myślał, że wszystko między nami jest okej.
- Nie miałem do kogo pójść. - przyznał spokojnie.
Przewróciłam oczami na te słowa, bo od kiedy jestem na liście jego osób, które odwiedza jeśli nie ma się do kogo udać.
Potem ujrzałam znowu jego rany. Zainteresował mnie fakt, że przyszedł do mnie poraniony o tak późnej porze.
- Co się stało? - dopytałam.
- Domyśl się. - odpowiedziałam już swoim mniej przyjemnym tonem.
Zrobiło mi się go żal, ale nie jego jako Tonego, a jego jako zwykłego nastolatka, który nie wie co z sobą zrobić.
To była bitwa między mną, a mną, kiedy biłam się się z myślami, żeby go nie wpuszczać.
Potem pomyślałam sobie, że nic się nie stanie jak pomogę drugiej osobie. Moja czerwona lampka świeciła bardzo mocno, gdy wmawiałam sobie, że tylko opatrze mu rany i go wywalę z powrotem za drzwi.
Zdenerwowana sytuacją, że to wszystko przytrafia się akurat mnie, odezwałam się z powrotem.
- Chodź. - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę domu.
Weszliśmy do środka, a ja pokazałam mu by skierował się do jadalni i usiadł na jednym z krzeseł. Poszłam po apteczkę, układając sobie wszystko w głowie, ale miałam taki mentlik, że było to niemożliwe.
- Dawno mnie tu nie było.  - oznajmił, gdy pojawiłam się ponownie w kuchni. Na jego twarzy pojawił się flirciarski uśmieszek, za którym nie tęskniłam.
- Nie było takiego powodu. - odpowiedziałam mu, rozkładając wszystkie potrzebne rzeczy na stole obok niego.
Namoczyłam wacik wodą utlenioną i bez ostrzeżenia przyłożyłam do rany.
- Kurwa! - krzyknął w bólu i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Akceptuj konsekwencje swoich działań.
Sprytnie zamknęłam mu usta i zaczęłam naklejać plasterki na brwi. Pomieszczenie przepełniała cisza i nieokreślone napięcie.
Dziwnie było mu tak pomagać po tym wszystkim co się stało. Tony uważnie obserwował moje ruchy i co jakiś czas chciał się odezwać, ale rezygnował, za co byłam mu wdzięczna. Ja nawet nie próbowałam pytać o więcej rzeczy. Nie chciałam wiedzieć, nie chciałam słyszeć odpowiedzi na pytania.
- Nikogo nie ma? - powiedział, a bardziej spytał.
- Tak. - oznajmiłam krótko i znowu przyłożyłam wacik z wodą utlenioną do jego skroni na co ponownie na jego twarzy pojawił się grymas.
Nie było tematu do rozmowy. Ja robiłam swoje, a on siedział jak za kare i przyjmował godnie ciszę.
Czas dłużył się, więc próbowałam zrobić wszystko jak najszybciej.
Gdy skończyłam, schowałam wszystkie rzeczy z powrotem i oznajmiłam, że może już iść.
Tony sprawnie zeskoczył z krzesła i ruszył swój tyłek w stronę wyjścia. Obserwowałam każdy jego ruch. Gapiłam się w jego oddalające się plecy.
- Dzięki za pomoc. - oznajmił w połowie, a w jego głosie znów można było wyczuć trochę chytrości pomieszanej z zboczeniem.
Nie wiem, czemu nie odpuściłam. Chcialan to zrobić, ale nie potrafiłamdać mu wyjść i nie zaczepiać go pytaniami, bo to się źle skończy. Jednak był wyjątkowo miły i nie rzucał swoich głupich tekstów. A szedł do wyjścia powoli i strasznie mnie kusiło.
Pokręciłam głową w niedowiarzeniu kiedy postanowiłam to zrobić.
- Czemu przyszedłeś do mnie? - spytałam nagle.
On zatrzymał się gwałtownie w miejscu i odwrócił się w moją stronę, tak by znowu wbijać w mnie to spojrzenie, które przyprawia mnie o uczucia, których nie mogłam nazwać. Uśmiechnął się triumfalnie, jakby to planował. Kusił mnie, a ja popadłam ciekawości.
- Bo wieczorem podejmuje decyzję pod wpływem chwili.
- Skąd wiedziałeś, że ci pomogę? - ciągnęłam temat, który mu dawał satysfakcje, a mnie chłonął.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale przepadłam momentowi.
- Bo jesteś dobrą osobą. - oznajmił po chwili ciszy , a na jego twarzy uśmiech zmienił się diametralnie. Teraz był taki spokojny i opanowany. Jego szyderczość jakby znowu wyparowała. Podobał mi się. Ten uśmiech mi się spodobał. Mało, ja stwierdziłam, że ten uśmiech jest piękny.
Dalej staliśmy w ciszy, nie odrywając od siebie wzroku. Ta głupia muzyka grała w tle, a my oddaleni od siebie dwa metry obserwowaliśmy siebie nawzajem. On nie odwracał się z powrotem, co powinno mi dawać znaki ostrzegawcze, jednak ja już byłam pochłonięta. Pochłonięta pytaniami i jego obecnością, a jego nieznany spokój dodawał mi otuchy.
- Czemu taki jesteś? - spytałam cicho. Nie byłam pewna czy to usłyszał, jednak gdy zrobił krok w moją stronę stwierdziłam, że napewno usłyszał.
- Jaki? - spytał i zrobił kolejny krok w moją stronę.
Nasze twarze dzieliły centymetry, a to że on stał tak blisko nie polepszało sytuacji. Błądził oczami po mojej twarzy, jakby chciał wyczytać z mnie o co mi chodzi, za co byłabym mu wdzięczna, gdyby mu się udało, bo nie wiedziałam jak zacząć. Plułam sobię w brodę za to, że wogóle zaczęłam ten temat
Teraz, albo nigdy, to te słowa puściły moje wodze i dały mówić. Jakby ktoś zabrał rękę z moich ust, która zasłaniała je na wszelki wypadek.
- Czemu uprzykrzasz mi życie? Zawracasz mi głowę kiedy nie trzeba, a dobrze wiem, że o korki nie chodzi. Więc o co chodzi? Co takiego masz w głowie, że nie możesz mi po prostu odpuścić i dać żyć spokojnie? - zadałam te masę pytań na jednym wydechu, kompletnie go zalewając. Widziałam jak zmieszanie maluje się na jego twarzy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - dopytał jakby upewniając się, a jego dłoń zgarnęła mój jeden kosmyk z lewej części twarzy.
- Tak.
Chłopak zbliżył się do mnie, złapał dłonią prawy bok mojej twarzy i zbliżył nasze usta. Zrobił coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Pocałował mnie.
Właśnie odbyłam swój pierwszy pocałunek i to na dodatek z wrogiem.
Staliśmy tak blisko siebie, a nasze wargi były złączone w jedność.
Najgorsze było to, że nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam się odepchnąć. Jakby jakaś dziwna siła trzymała mnie tak na siłę.
To było dziwne uczucie. Zbyt dziwne, by je opisać.
Nagle rozłączył nas i nawet nie czekając na moją reakcję wyszedł z domu.
Zostawił mnie samą z tyloma myślami naraz.
Czemu jego odpowiedzią był pocałunek? Czemu to zrobił? Dlaczego to zrobił?
Dlaczego ja to wszystko zaczełam?
Gapiłam się na drzwi, którymi przed chwilą wyszedł pochłonięta przez własne myśli.
Zostawił po sobie zapach wody kolońskiej i papierosów. Nie mogłam się ruszyć, ani nic zrobić. Sparaliżował mnie. Gorsza od niego byłam ja. Dlaczego ja?
Bo nie wiedziałam co czuje. Nie nie podobało mi się to i za to zaczęłam się karcić. Jednak to jedno pytanie chodziło mi po głowie.
Czy tego żałowałam?

•••

W poniedziałek rano byłam cała w nerwach i rzeczy po prostu wypadały mi z rąk. Zbiłam dwie szklanki rano, jak próbowałam zrobić sobie kawę, a to wszystko przez test z matematyki. Test z matematyki, na który pierwszy raz w życiu czułam się nieprzygotowana. Nieprzygotowana przez Tonego.
Ostatni raz gdy się widzieliśmy, pocałował mnie, a bardziej zagościł w mojej głowie i nie chciał wyjść. Po raz pierwszy raz w życiu miałam coś takiego, że nie mogłam się uczyć. Nieważne co robiłam, on zawsze zachodził moje myśli. Gdy liczyłam, robiłam notatki, czy szykowałam prezentację on zawsze tam był. Zawsze był w mojej głowie.
Widziałam w głowie jak śmieje się z mnie i tego, że nie umiem się przez niego skupić.
Może to zaplanował. Czemu miałby się mścić?
Taka opcja też chodziła mi po głowie, ale starałam się na tym nie skupiać. Nic mu nie zrobiłam, więc po co miałby to robić?
W końcu nadszedł wtorek. Prawie trzy tygodnie po balu został zapowiedziany mecz, czyli jak dowiedziałam się od nauczycieli, ważna część szkoły, bo nasza drużyna jest bardzo dobra i zawsze wygrywa i zbiera się masa ludzi, a nawet prasa. Na stronie szkole po każdym meczu są zamieszczane wpisy na jego temat. Jako, że zaczął się sezon i w tym wszystkim chodzi o mistrzostwa, obecność była obowiązkowa. Bardzo nad tym ubolewałam, bo na środę miałam test z biologii i kartkówkę z angielskiego. Jednak również moi rodzice zmusili mnie do pójścia, żeby cytując: nie odstawać od innych.
I to tylko z tych dwóch powodów siedzę teraz na niewygodnym krześle z widokiem na całe boisko. Na trybunach było bardzo głośno i było super dużo ludzi. Miałam wrażenie, że nie jest tu tylko nasza szkoła, bo wątpię, że tyle liczy.
- Hej! - krzyknęła wesoło Hailie, która właśnie zbliżyła się w moją stronę.
Jednak to nie ona przykuła moją uwagę, a Dylan, który szedł za nią. Za nim po chwili wyłonił się Shane i na końcu niestety Tony.
- Hej. - odpwiedziałam.
- Vincent nalegał, by byli obok na trybunach. - tłumaczyła, pokazując na braci idących za nią, bo chyba zauważyła moją niechętną minę.
Jedyny Shane mi nie przeszkadzał. Dylana prawie nie znałam, ale wydawał się bardziej podobny do Tonego, niż Shane'a, co od razu dawało mu punkty ujemne.
Tonego tu nie chciałam, bo teraz nie tyko zanim nie przepadałam, ale go unikałam.
- Jasne. - skłamałam i uśmiechnęłam się głupio.
- Cześć. - powiedział Shane, który usiadł między mną, a Tonym.
Tony zajął miejsce obok Hailie z lewej strony, a po prawej stronie Hailie siedział Dylan.
Obstawa jakby była przynajmniej królową Elżbietą drugą.
Poczułam się bardzo nieswojo. Siedziałam na końcu, nie miałam z kim gadać, otoczona braćmi Hailie, w tym Tonym.
Przez pierwsze pięć minut bawiłam się gumką do włosów, która ozdabiała moją dłoń, ale miałam dość po tym jak czułam, że pewna para oczu głęboko mi się wpatrywała. Starałam się ignorować to uczucie i spychać je na samo dno, jednak średnio mi to wychodziło.
- Idę do toalety. - powiedziałam cicho nagle i wstałam z swojego czerwonego krzesełka. Nawet nie spojrzałam na nich, by zobaczyć, czy ktoś się na mnie patrzył, tylko ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Mijałam ludzi patrzących na mnie podejrzenym wzrokiem i nauczycieli, którzy pytali, czy wszystko okej, ale ja ich zbywałam.
Po chwili stałam w nad małym stawikiem na szkolnym dziedzińcu, który został zrobiony tu niedawno dla ozody.
Rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że nikogo tutaj nie ma, a następnie usiadłam na jednej z marmurowych ławek.
Robiłam powolne wdechy i znowu zaczęłam analizować moje ostatnie spotkanie z Tonym. Po cholerę on to robił?! 
Jeśli chciał mi zamącić w głowie, to mu się udało, bo ostatnio nie mogę wywalić tych myśli.
Zimne powietrze otulało moje ciało i mroziło mi głowę. Liści poruszały się na małym wietrze, a ja patrzyłam w swoje odbicie w oknie na przeciwko. Jednak widok, który zastałam nie spodobał mi się za bardzo. Widziałam żałosną nastolatkę, która powinna się uczyć, a jedyne co robi to myśli cały czas o jakimś zagorzałym dupku.
Nagle usłyszałam zamknięcie się drzwi na szkolne podwórke i zobaczyłam wysoką męską postać pokrytą tatuażami. O wilku mowa. Chłopak nawet się nie ruszył, tylko stanął, opierając się o szybę tuż przy drzwiach.
- Nie miałaś być w toalecie?

-------------------

Hejka wszystkim!
Przepraszam, że musieliście czekać. Miałam na głowie mnóstwo rzeczy i zdrowie mi się posypało :(
Mam nadzieję, że się podoba!
Możecie napisać w komentarzu ;

Love u all i do następnego<3

Tony Monet x reader • NIENAWIŚĆ MOŻNA ULECZYĆ TYLKO MIŁOŚCIĄ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz