ROZDZIAŁ IV

450 12 8
                                    

31 maj, rok 2008, Syberia, Rosja.

Obudziłam się dopiero następnego dnia w ciemnym i zimnym pokoju. Miał on ściany z stali. W jednej było umieszczone małe okienko, przez które przenikało bardzo słabe światło. Leżałam na łóżku polowym w rogu pomieszczenia. Chciałam szybko wstać i uciec. Niestety uniemożliwił mi to ból z rozciętego uda. Odchyliłam przecięty materiał kombinezonu w miejscu rany i spojrzałam na nią. Była zaszyta. Niestety na odwal. Jako, iż nie mogłam wstać, zostałam w pozycji siedzącej.

Parę minut później przyszli po mnie dwaj strażnicy. Byli ubrani w grube zimowe kurtki, a w rękach trzymali karabiny.

-Yekaterina Orłowa. Idziesz z nami - powiedział jeden z nich. Nie miałam siły się opierać. W tym środku nasennym zdecydowanie musiało być coś jeszcze. Powoli wstałam i poszłam za nimi.

Zaprowadzili mnie do wielkiej sali. Pośrodku niej stał wielki fotel z dużą ilością monitorów. Po bokach miał uchwyty na ręce i nogi. No i oczywiście na samej górze, jakieś urządzenie do trzymania czaszki. Przed maszyną stało małe krzesełko. Siłą mnie posadzili na nim, a następnie przywiązali.

Obejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na facecie, który wchodził do auli. Podszedł do stolika, na którym leżała moja broń.

-Gdzie Yelena? - warknęłam na niego. Spojrzał na mnie po czym się uśmiechnął.

-Jest gdzie jest - odpowiedział.

-Co tu robię? Po cholerę mnie złapaliście - syknęłam ostro. Szczerze to nie miałam pojęcia. Mężczyzna oglądał moją broń, ignorując pytanie.

-Jak ci się udało uciec od Dreykova? - zapytał, nadal się uśmiechając. Milczałam.

-Nic ci nie powiem - odpowiedziałam uśmiechając się tak samo głupio jak on. Chyba nie myśli, że wszystko mu wypaplam.

-Co uważasz o przetestowaniu broni na samej sobie? - zaproponował facet. Nie odpowiedziałam, a udawany uśmiech zniknął mi momentalnie z twarzy.

-Pozwól, że się przedstawię. Jestem Nikolai Antonivich - rzekł facet z akcentem tak rosyjskim, że nawet jakby dał modulator głosu, to nic by nie pomogło.

-Super - burknęłam. Gówno mnie obchodzi jak się nazywa, do cholery jasnej.

-Radzę milej się odzywać, bo prędko stąd nie wyjdziesz - usłyszałam od Antonivicha.

-Hmm... ponad 5 tysięcy zabójstw na koncie. Zabójca i szpieg, ciekawa sprawa. Choć każda z was taka jest, co nie ślicznotko? - spytał facet. Zmrużyłam oczy. Ale co cię to obchodzi śmieciu?

Rozmowa z nim była istnym koszmarem. Facet nie dawał mi spokoju, przez co pyskowałam. Śmiałam mu się w twarz. Wyzywałam go od najgorszych rzeczy.

Czarnowłosa pała. Za każdym razem gdy podniosłam głos lub odpyskowałam, dostawałam od niego z pięści lub zostawałam delikatnie przecięta nożykiem.

Po około godzinie, mój czarny kombinezon był tak poplamiony krwią, że przybrała kolor bordowy.

-Chyba nic nie poradzimy - zaśmiał się do strażników. Ci zaś, zaśmiali się sztucznie na co uniosłam brwi i parsknęłam śmiechem.

Cholera jasna to bolało. Za moje krótkie roześmianie się, dostałam z liścia w policzek.

-Zawołam doktora, zobaczymy co poradzi - powiedział, po czym wyszedł z sali. Spojrzałam na strażników spod byka. Gapili się na mnie jak zaczarowani.

-Co się gapicie, idioci - powiedziałam do nich. Szybko odwrócili ode mnie wzrok. W tym samym czasie wrócił Antonivich z drugim facetem. Zapewne był doktorem.

ENEMY // Bucky Barnes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz