13

250 25 7
                                    

Nigdy nie podejrzewałam, że ta książka tak dobrze się przyjmie. Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz oraz za to, że po prostu jesteście. Doceniam to

"I'm only human after all
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Don't put the blame on me" - Rag'n'Bone Man ,,Human"

Albus Dumbledore

Wszystko układało się zaskakująco dobrze i byłem niemal stuprocentowo pewien, że niedługo to się skończy. Nie mogło być idealnie więcej, niż parę tygodni. To było po prostu niewyobrażalne. Szczególnie, gdy żyłem wspólnie z Gellertem. Często zastanawiałem się, czy dobrze postąpiłem, dołączając do jego szeregów, ale za każdym razem przestawałem, bo wiedziałem, że prawda była przeciwieństwem tego, co właściwe.

Regularnie przychodziłem nad jezioro, nad którym tak wiele się ostatnio wydarzyło i czytałem książki lub zwyczajnie odpoczywałem, w czasie kiedy Gellert pracował. Chciałem mu pomagać, ale on stanowczo mi tego zakazał. Jego akolci przyzwyczaili się już do mojej obecności, choć niekiedy wciąż krzywo się na mnie patrzyli. Nie dziwiłem im się. Do niedawna przecież mieli za zadanie mnie zabić, a teraz codziennie widywali mnie na korytarzach.

Zamknąłem oczy i niedługo potem poczułem delikatny pocałunek na wargach. Cicho zamruczałem i odwzajemniłem ten gest.

— Skąd wiedziałeś, że tu będę? — zapytałem, doskonale wiedząc, z kim mam do czynienia.

— Zgadywałem — odparł Gellert i usiadł obok mnie.

Chwyciłem go za rękę i splotłem nasze palce. Pogoda była idealna. Słońce świeciło, ale przy tym wiał lekki wiatr, dzięki czemu nie było aż tak gorąco.

— Stęskniłeś się?

— Owszem — przyznałem.

— Niestety, mam dużo pracy...

— Z którą mógłbym ci pomóc. Jak widzisz, codziennie przesiaduję bezowocnie.

— Doprawdy doceniam twoje chęci, Albusie. Jednakże nie chciałbym, żebyś się przemęczał.

— Tak więc, ile mam jeszcze odpoczywać?

— Tyle, ile to koniecznie.

Uniosłem brwi.

— Planujesz coś?

— Skądże znowu.

Nie mogąc się powstrzymać, parsknąłem. Nie od wczoraj wiedziałem, że Gellert potrafił być nad wyraz spontaniczny, choć zwykle wszystko starannie planował.

— Dostałeś list od Scamandera — oznajmił, wyjął kopertę zza pleców i mi ją podał.

— Dziękuję, Gellercie.

Otworzyłem kopertę, nie rozrywając jej i przyjrzałem się treści na papierze. Brzmiała ona tak:

Drogi Albusie,
Chciałbym ponownie z Tobą porozmawiać. Moje sumienie jest ciężkie. Zgaduję, że Twoje także. Jeśli to nie problem, wyślij, proszę list zwrotny, a omówimy dzień spotkania.
Newt.

Podrapałem się palcem wskazującym po policzku, głęboko zamyślony.

— Czyżby szanowny Scamander zamierzał się wygadać? — zagadnął Gellert, na co ciężko westchnąłem.

— Obawiam się, że to wysoce prawdopodobne — odrzekłem.

— I co z tym zrobimy?

— Nic.

— Nic?

— Na Merlina, chyba nie chcesz go zabić?

— Ależ tak.

— Gellercie!

— Zawsze usuwam osoby trzecie. Nie chodzi tu tylko o mnie, ale także o ciebie. Od kiedy jesteś ze mną, jesteś również przestępcą.

Niechętnie musiałem przyznać mu rację.

— Nie oznacza to jednak, że musisz go zabijać.

— Cóż więc proponujesz? Poddanie się? To nie w moim stylu, Albusie. Nie po to tak starannie nas ukrywam, żeby ten dzieciak w jednej chwili mógł to zepsuć i nas rozdzielić. — Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.

— Stałeś się romantykiem — zauważyłem rozbawiony, jak i rozczulony.

— To twoja wina.

— Przykro mi.

— Wcale nie.

Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.

***

— Albusie, ja tak dłużej nie mogę. Nie mogę udawać, że to jest w porządku — powiedział Newt, chodząc to w jedną, to w drugą stronę.

—  Wiem, że to nie jest w porządku.

—  To dlaczego na to pozwalasz?

— A co twoim zdaniem powinienem zrobić? Poddać się ministerstwu?

— Nie wiem. Ale z pewnością to, co robisz, nie jest słuszne.

— A czy kiedykolwiek robiłem coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się słuszne?

— Nie.

— Właśnie.

— Nie jesteś chyba z nim, bo chcesz go schwytać, prawda?

Wziąłem głęboki wdech, po czym wypuściłem wolno powietrze, zastanawiając się, co powinienem mu odpowiedzieć. Jeśli powiem, że tak, z pewnością go to usatysfakcjonuje. A jeśli, że nie — bo taka była prawda — to już kompletnie straci do mnie zaufanie i prawdopodobnie powtórzy to ministerstwu, które w końcu nas znajdzie. Byłem zagubiony. Doszedłem też do wniosku, że po raz kolejny będę musiał skłamać. Dla większego dobra.

— Tak, taki jest mój plan. Zmanipuluję go i oddam w ręce ministerstwa. Tylko musisz dać mi czas, Newt.

— Wiedziałem, że można na ciebie liczyć.

Pokiwałem powoli głową.

— Będę się już zbierał — poinformowałem.

— Do zobaczenia, Albusie.

— Do zobaczenia...

Odwróciłem się i deportowałem, przedtem doskonale czując, jak moje dłonie zaczynają drżeć.

Bo kto, jak nie my? || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz