17

251 22 65
                                    

,,Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym" - Cassandra Clare ,,Miasto Kości"

Albus Dumbledore

Deportując się do mieszkania Newta, czułem niepokój. Z lekko zmarszczonymi brwiami zapukałem w drzwi, które oddzielały przedpokój od salonu i wszedłem do środka, rozglądając się. Niemal od razu Newt pojawił się przy mnie. Było mi źle z tym, że okłamywałem akurat go, ale robiłem to dla większego dobra. Nie chciałem bowiem, żebyśmy z Gellertem zostali tak szybko rozdzieleni. Potrzebowaliśmy siebie jak tlenu. A ja nie przeżyłbym kolejnej rozłąki.

— Dobrze, że już jesteś, Albusie — powiedział Newt. — Napijesz się może herbaty?

— Nie, dziękuję — odrzekłem, czym zaskoczyłem zarówno jego, jak i mnie. — Po co chciałeś się ze mną zobaczyć? Przecież niedawno się widzieliśmy — zauważyłem, siląc się na uprzejmy ton.

— Chciał się z tobą zobaczyć, bo ja tego chciałem — odparł wchodzący do pomieszczenia Torquil Travers wraz z Tezeuszem, starszym bratem Newta.

Prychnąłem, widząc tego pierwszego. Jeszcze jego tu brakowało.

— Stęskniłeś się? — zapytałem sarkastycznie.

— Po prostu zdziwiła mnie twoja decyzja. Myślałem, że już nic cię z nim nie łączy.

— Bo nie łączy — mruknąłem bez zawahania. W tym samym czasie poczułem jednak ukłucie w sercu.

— No więc? Na co wpadłeś tym razem, Dumbledore?

— Zmanipuluję go i sprawię, że prędzej czy później na was wpadnie. — Wzruszyłem obojętnie ramionami.

— Masz szczęście, że jesteś po naszej stronie.

I to jakie, pomyślałem z ironią.

— Już myśleliśmy, że znów się zadurzyłeś — kontynuował Travers ze skwaszoną miną.

— O to akurat nie musisz się martwić, drogi Torquilu, bo to ostatnie, co powinno cię interesować.

— Faktycznie. Niezbyt przepadam za gejami.

— A mnie niezbyt mnie to obchodzi. — Uśmiechnąłem się sztucznie.

— Och, oczywiście, pedale.

— Słucham? — Uniosłem brwi.

— Torquilu — wtrącił się Tezeuesz — przestań.

— Mam prawo do wyrażania własnych opinii.

— Ale do obrażania już niekoniecznie — spostrzegłem.

— Bo co? — parsknął.

Coraz mniej podobało mi się jego zachowanie. W końcu podszedłem do niego, chwyciłem za kołnierz i zmusiłem, by spojrzał mi prosto w oczy.

— Bo mogę przestać być tak łaskawy i powiedzieć o wszystkim Grindelwaldowi, który z pewnością nie będzie zadowolony tą sytuacją — odpowiedziałem nad wyraz spokojnie.  — To jak? Przestaniesz się pogrążać?

Travers zamilkł, ale posłał mi lodowate spojrzenie.

— Tak myślałem. — Puściłem go i odsunąłem się.

Odwróciłem się i miałem już odejść, uznając to za koniec spotkania, kiedy usłyszałem szept Traversa:

— Flipendo.

Zaklęcie, którego użył, sprawiło, że uderzyłem mocno o ścianę. Z moich ust wydostał się zduszony jęk, zanim runąłem bezwładnie na podłogę. Miałem mroczki przed oczami. Czułem się, jakbym miał zaraz zemdleć. Z każdym wdechem coraz trudniej mi się oddychało. Byłem oszołomiony.

Bo kto, jak nie my? || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz