Po dość miłej rozmowie z naszymi rodzinami, opuściliśmy dom moich dziadków. O planowaniu ślubu nie pisnęliśmy nic. I niech narazie tak pozostanie. Nie spieszy mi się dlo tego. Najważniejsze, że mam Sergio przy sobie.
- Mówiłem ci, że nie będzie tak źle - pogładził moje udo, kiedy jechaliśmy w stronę Barcelony.
- Miałeś rację - uśmiechnęłam się. - Czy mógłbyś pokazać mi nasz nowy dom? - zainteresowałam się tym tematem.
- Jasne, jutro pojedziemy i zobaczysz swoje nowe królestwo - powiadomił mnie.
- Cieszę się, że tak właśnie jest - odparłam z ulgą.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak ja się cieszę - powiedział. - Jesteśmy na miejscu, powiedz Alexisowi, że przyjadę z Gerardem i Isco - uśmiechnął się do mnie, kiedy zaparkował na podjeździe mojego przyjaciela.
- Dobrze - przytuliłam go mocno.
- Brakowało mi tego - odparł.
- Teraz będziesz miał tego pod dostatkiem - oznajmiłam.
- Cieszę się - odpowiedział z uśmiechem. - Zabierasz rzeczy czy mam je później przynieść? - zapytał.
- Zabiorę, bo może będę chciała się poprawić - stwierdziłam. Wysiadłam z auta i zabrałam torbę z naszymi rzeczami. Sergio dzisiaj wypije, więc raczej nie wrócimy do domu. Pomachałam mu jeszcze, po czym weszłam na posesję należącą do mojego przyjaciela. Przywitały mnie jego psy, a następnie Alexis wyszedł mi na powitanie. Przytulił mnie mocno. - Hej, przyjacielu - odparłam.
- Hej, Pilar - odpowiedział odsuwając się. Zabrał ode mnie torbę i ruszyliśmy do domu. - Zaniosę wasze rzeczy na górę do pokoju gościnnego - powiadomił mnie, a ja tylko skinęłam głową. Chilijczyk zniknął na górym piętrze, a ja weszłam do kuchni i zajęłam się powoli przygotowywaniem jedzenia. Przez to, że moje dłonie się tak trzęsą przejechałam sobie po palcach, kiedy kroiłam paprykę.
- Cholera - fuknęłam, a w kuchni pojawił się Sanchez.
- Ej co się stało? - zapytał zaniepokojony. - Usiądź sobie - nakazał, po czym z szafki wyciągnął apteczkę. Zdezynfekował mi ranę, która była dość duża i mi ją opatrzył.
- Skaleczyłam się jak kroiłam paprykę - westchnęłam pijąc wodę, którą mi podał.
- Jesteś mistrzem w kuchni, jak to się stało? - zapytał siadając na przeciwko mnie.
- Ręce mi się niesamowicie trzęsą.. Zauwazyłam to już tydzień temu, ale teraz jest to już nie do zniesienia. Ten toczeń.. to chyba znowu wraca. Aż mam ochotę płakać na samą myśl - wyznałam.
- Zapisz się koniecznie do lekarza - poprosił.
- Już to zrobiłam, jutro mam wizytę - oznajmiłam.
- Dasz radę - objął mnie ramieniem.
- Uwierz, że czuję się coraz gorzej. Ten stres, równiez źle na mnie wpływa - westchnęłam.
- Widzę i to mnie martwi. Może znowu powinnaś pójść na terapię? - zaproponował.
- Muszę to poważnie przemyśleć - stwierdziłam. Akurat to był całkiem dobry pomysł.
- Pogadajmy, przygotowywanie do imprezy zaczeka. Mamy mnóstwo czasu. Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził na kanapę do salonu. - Gadaj - nakazał.
- Od czego by tu zacząć? - zapytałam.
- Nie zastanawiaj się, może być całkowity chaos. Ja cię zrozumiem. Już nie raz tak było - zachęcił mnie.