Smarkate popołudnia piłkarzyków

458 30 8
                                    



pov. Gonzalez


Przez gorączkę sam nie wiedziałem, co dzieje się dookoła. Kręciło mi się w głowie, a skaczący obok Gavi sprawy nie polepszał. Bo dosłownie traktował mnie jak małego smarkacza. To drugie się zgadza, ponieważ osmarkany byłem. Naprawdę czułem się jak chodzące gówno.

Aktualnie Pablo gdzieś wyszedł, a ja zostałem sam w domu. Raph zobowiązał się wyciągać naszego pupilka na spacerki. Ja zacząłem przeglądać Instagrama, wstawiłem nowe zdjęcie związane z reklamą bananów i w końcu wstałem czując panele pod nogami. Tak bardzo dawne uczucie... Chwiejnie podążyłem do kuchni, chcąc zaparzyć sobie herbatkę aż tu nagle drzwi się otworzyły i wpadł przez nie roześmiany Dybala.

— Boże czy ja mam zwidy?— zapytałem sam siebie, dotykając rozgrzanego czoła. Może to przez gorączkę? Paulo widząc mnie od razu rzucił walizki i mocno mnie wyściskał coś tam gadając o tym jak miło mnie widzieć, że wyglądam gównianie i stęsknił się niemiłosiernie.— Czekaj, czekaj, czekaj, czekaj... co ty tu robisz?

— Starego przyjaciela odwiedzić nie można?!— zapytał, dość za głośno jak dla mnie. Zmierzył mnie wzrokiem odrobinę się krzywiąc.— Zapamiętałem cię w... lepszym wydaniu.

— Spadaj, przeziębiony jest...

— Pedro!— tym razem krzyk Gaviego rozniósł się po całym domu. Wywróciłem oczami, widząc naganny wzrok młodszego. A chciałem sobie tyko herbatkę zrobić no.— Wracaj na kanapę, ale już. A ty Dybala co go męczysz, czekaj... Dybala?!

— Siemanko Pablo. Widzę, że nieźle się tu rządzisz — zaśmiał się i przybił piątkę z kolegą.— Ja tu słyszałem ploteczki z Internetów, że wy kręcicie i przycichałem trochę na wakacje i dowiedzieć się czy to prawda. 

Gavira machnął na niego ręką i wszedł do tej kuchni zrobić mi napój zrzucając obwiązek gadania na mnie. Biedaka schorowanego, więc postanowiłem rozwiązać to szybko.

— Ta to prawda. Ja idę spać.

 Następną część dnia całą przespałem. Nie miałem siły na jakiekolwiek ploteczki, czy chicheczki. Oczy kleiły mi się niemiłosiernie, a czując dłoń mojego chłopaka, która przeczesywała mi włosy i masowała głowę jeszcze bardziej usypiałem. Obudziłem się około trzeciej przez mocny ból głowy, spocony jak świnia. Ledwo podniosłem dłoń dźgając mojego chłopaka w kark.

— Co jest?— zapytał zaspany, przecierając sklejone oczy. Widząc moją minę męczennika od razu wstał i zapalił małą lampkę. Paulo słysząc głosy zszedł na dół i zapytał czy w czymś nie pomóc. Brunet wydał mu rozkazy co ma przyszykować sam biorąc miseczkę z wodą, ścierką oraz piżamę dla mnie na zmianę.— Przebierz się.

Ledwo co zdjąłem koszulkę i spodenki. Nienawidzę grypy. Chłopak delikatnie przemywał mi twarz zimną wodą i podał leki. Widząc jego lekko zmartwioną i spokojną twarz przysypiałem coraz bardziej, aż zza niej nie wyłonił się ten ziemniak.

— Na co się gapisz, dzbanie?— zapytałem ochryple, mrużąc oczy na przyjaciela. W odpowiedzi dostałem środkowego palca. Moje kochanie zachichotało i złożył delikatny pocałunek na moim mokrym tym razem od wody czole, rozgrzanym policzku i suchych ustach. 

— Idź spać. Jak coś to cię obudzę, kochanie — już chciał wstawać, lecz chwyciłem go za rękaw od bluzy.  

— Ale będziesz przy mnie?

— Jasne skarbie.



~*~


Obudziłem się, czując czyjeś ręce na moim czole. Rozejrzałem się lekko zdekoncentrowany. Okazało się, że głową leżałem na udach mojego chłopaka, który macał mnie po włosach i grał jednocześnie w Fife. Dybala podjadał kabanosy, co chwilę coś mamrocząc i przeklinając.

— Hej — przerwałem im, przecierając suche powieki. Pablo spuścił na mnie wzrok i złożył delikatny pocałunek na moich wargach z delikatnym uśmiechem. 

— Cześć, skarbie. Zaraz zrobię ci coś do jedzenia tylko rozjebię tego tu — kiwnął głową na obrażonego Argentyńczyka.  

 — Spierdalajcie, przesłodzone pedał — fuknął, strzelając samobója.— Jeb się Gavira. Idę zadzwonić do matki.

Chłopak odszedł zostawiając nas samych.

— Co chcesz zjeść?

— Nie jestem głodny — jęknąłem, wtulając się w jego zbudowany brzuch. Jebany, fajne ma te mięśnie.

— Musisz coś jeść. Możesz kabanosy Paulo — zaśmiał się, wskazując głową na jedzenie starszego. Zaakceptowałem propozycję, bo nie chciało mi się mielić niczego szczególnego. W nagrodę dostałem buziaczka (co oczywiście mi się spodobało) i jakieś leki na zbicie gorączki.

Oby szybko wyzdrowieć...


Na boisku i po pysku// Pablo Gavira x Pedri Gonzalez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz