Nikt nie żyje wiecznie

547 28 4
                                    



pov. Gavi


Nie wiedziałem czemu Pedri nagle wybiegł z mieszkania. Próbowałem się do niego dodzwonić, ale na próżno. Zmartwiło mnie zachowanie starszego tym bardziej, że nie wracał od godziny. Raph siedział ze mną knując niczym Sherlock gdzie może być nasz przyjaciel, aż w końcu drzwi się otworzyły. Stanął w nich przemoczony Gonzalez z miną zbitego szczeniaka.

— Boże Pedro!— krzyknąłem zły.— Kiedyś przez ciebie ataku serca dostanę!

Podszedłem do niego, by go walnąć jednak ten mocno mnie przytulił szlochając w moje włosy. Zaskoczony oddałem pieszczotę zerkając zza jego ramienia na kolegę z reprezentacji.

— To może... ja pójdę!— Raph chwycił za kurtkę i się ewakuował z naszego domu. Czując jak mój partner się trzęsie kazałem mu iść się wykąpać. Sam naszykowałem mu ciuchy, które położyłem przed drzwiami do pomieszczenia. Następnie zeskoczyłem po schodach (coraz lepiej radziłem sobie bez kół) i wziąłem się za robienie herbaty plus kanapek. 

Słysząc skrzypiące panele podłogowe odwróciłem się w stronę starszego. Ten niechętnie zasiadł przed stołem i zaczął rzuć chleb z niechęcią. Analizowałem przez ten cały czas jego wyraz twarzy. Co mogło się stać?

— Pedri — zacząłem, chwytając jego już cieplejszą dłoń.— Co się stało?

Ten spojrzał na mnie przybity, a łzy leciały po policzkach spadając na blat kuchenny. Jeszcze bardziej się przeraziłem przez to wszystko. Ta niewiedza mnie dobijała.

— Byłem w szpitalu — powiedział.— Mama tam trafiła. Ma raka mózgu. Dają jej parę miesięcy — wyjaśnił, na co mocno go przytuliłem. Miałem zaszczyt spotkać panią Gonzalez nie raz i pokochałem kobietę. Strasznie współczułem mojemu chłopakowi. W tej chwili mogłem go jedynie przytulać, słuchać żalów i mówić, że wszystko będzie dobrze.

—  Spokojnie, kochanie — zacząłem, chwytając jego spuchniętą buzię między dłonie.— Nie płacz. Teraz trzeba dobrze spędzić z nią czas, kochać i wspierać. Postaram się być jak największym oparciem dla ciebie. Jak chcesz możemy jutro do niej pojechać, razem.

W odpowiedzi dostałem potwierdzające kiwanie głową. Przenieśliśmy się na kanapę, gdzie starszy zasnął przez za duże emocje. Zadzwoniłem do kapitana tłumacząc czemu nie będzie mojego chłopaka przez najbliższe kilka dni na treningach oraz meczach. Następnie niepewnie wybrałem numer do jego brata.

— Halo?

Słysząc po drugiej stronie męski, twardy głos trochę się przeraziłem. Z tego co wiem Fernando był poważnym człowiekiem o dużych aspiracjach na biznesmena. 

— Cześć Fernando, to ja Pablo — powiedziałem.— Współ...

— Ta... wiem, wiem — przerwał mi.— Coś się stało z moim bratem?

— Tak właściwie nie wiem czy to dobra chwila, ale... ja i Pedro jesteśmy razem. Słyszałem co się stało i nie wiem co mam robić z nim — wytłumaczyłem dość chaotycznie. Cały czas przeczesywałem włosy kochanka, by się chociaż trochę odstresować.

 — Myślałem, że to ja będę pierwszą osobą, której powie że kogoś ma, ale widocznie się przeliczyłem — westchnął, a w mojej głowie pojawiło się milion pytań. Czy się o coś pokłócili.— Pedro zawsze był bliżej z matką niż ze mną czy ojcem. Ona też go bardziej kochała... zawsze wspierała, nigdy nawet ręki nie podniosła. Na pewno to mocniej odczuwa. I też jest zły na mnie i ojca...

— Czemu?

— Bo dowiedział się jako ostatni w szpitalu. Mama leżała już tam parę godzin...



~*~ 

 

Następnego dnia poprosiliśmy naszego przyjaciela, by podwiózł nas do szpitala. Po prostu nie chciałem, żeby Pedri prowadził. Cenie sobie drugą nogę. Pani w recepcji uśmiechnęła się na mój widok, a pielęgniarki zaczęły pytać czy coś się stało. Ta popularność. 

Gdy stanęliśmy przed salą chłopak mocniej chwycił moją dłoń i na wdechu weszliśmy. Pani Gonzalez czytała gazetę, co jakiś czas zerkając na telewizor u góry. Przeniosła na nas swój wzrok, patrząc chwilę na swojego syna tak jakby sobie coś przypomniała.

— Oh, Fernando!— powiedziała ucieszona. Pedri na te słowa mocniej się spiął.— Coś się stało? I co to za chłopak?

— To Pablo mój chłopak — przedstawił mnie, na co niepewnie się uśmiechnąłem i podszedłem. Kobieta chwilę mierzyła mnie niezbyt miłym spojrzeniem, lecz następnie szeroko uśmiechnęła. 

—  Bardzo miło mi cię poznać przystojniaczku — powiedziała, na co prychnąłem. Bardzo się cieszyłem, że kobieta mnie zaakceptowała.— Mógłbyś powiedzieć Pedro, żeby mnie odwiedził. Mu nic tylko ta piłka w głowie — fuknęła niezadowolona. Pedri pokiwał głową, siadając na krześle obok. Starsza Gonzalez nagle zaczęła patrzeć na mnie nieobecnym wzrokiem, po czym złapała za głowę.

—  No proszę pani jedziemy na badania — odparł lekarz, który przed chwilą wszedł.— Panie Pedro możemy porozmawiać?

Pielęgniarki wzięły kobietę, a Gonzalez poszedł za lekarzem do jego kanciapy. Widziałem jedynie przez szkło jak twarz mojego chłopaka z każdym słowem nabiera nowy wyraz. Najpierw nadzieja, później smutek, a na końcu złość połączona z żalem. Wyszedł do mnie mocno mnie przytulając. 

Na boisku i po pysku// Pablo Gavira x Pedri Gonzalez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz