- Muszę lecieć, mama na mnie czeka.
Will powoli się ode mnie odsunął, lecz duże dłonie dalej zostały na moim ciele. Obserwował moją twarz z niemal niezauważalnym uśmiechem, a jego głowa delikatnie się przechyliła. Po chwili jednak ręce powędrowały pod moją koszulkę.
Skurwysynu zostaw mnie.- Aż tak bardzo przeszkadza ci
Olivia? - spytał nie zaprzestając swoim ruchom- Tak. A poza tym muszę się uczyć.
- Nie zapytam cię jutro. - delikatnie się uśmiechnął przejeżdżając palcami wzdłuż moich pleców
Przymknęłam oczy, a moje usta opuściło głośne westchnienie.
- Nie mam tylko zajęć z tobą, profesorku. - spojrzałam prosto w jego oczy
- Załatwię żeby i oni cię nie zapytali, są moimi znajomymi więc powinni się zgodzić. A jak nie to załatwię to inaczej.
Czy on ma rozwiązanie na każdy mój problem? On zaraz wyleci do mojej matki i wciśnie jej jakiś kit i kolejny wieczór spędzę z nim - a tego naprawdę nie chcę.
Ostatkami sił moje dłonie zacisnęły się na jego nadgarstkach i odsunęłam je od mojego ciała. Umięśnione ręce opadły bezwładnie wzdłuż jego ciała, a wzrok dalej spoczywał na mojej twarzy.- Muszę lecieć, zajmij się nią. Wierzę w Ciebie że dasz radę, profesorku. - odparłam - Do zobaczenia jutro.
Po tych słowach odbiłam się od ściany i w mgnieniu oka wybiegłam z domu. Olivia przeglądała coś w telefonie więc początkowo nie zwróciła na mnie większej uwagi, dopiero gdy otworzyłam drzwi od strony pasażera podniosła wzrok na mnie.
- Jutro po zajęciach porzuci ją do nas.
- Okej, a co tak długo? - spojrzała na mnie podejrzliwie
- No... Pytał się głównie o to kiedy ma ją odwieść i pytał jak idą mi przygotowania do egzaminów. - powiedziałam
Spojrzałam przed siebie, a mój wzrok spotkał się z intensywnymi tęczówkami Willa. Stał w kuchni więc przed ogromne okno które się tam znajdowało bez problemu widziałam jego całą sylwetkę. Dalej miał na sobie tylko i wyłącznie biały ręcznik, więc jeden niewłaściwy ruch i jest nagi. W jednej ręce trzymał filiżankę, za to drugą non-stop poprawiał swoje włosy. Wyglądał kurewsko gorąco. Przez chwilę zastanawiałam się czy tam nie wrócić.
- No dobrze. - powiedziała tak, jakby nie do końca mi wierzyła
Sama bym sobie, kurwa, nie uwierzyła.
++
Po powrocie do domu, Nicolas już na nas czekał. Od razu zaczął robić wywiady mojej mamie, a ja w odpowiednim momencie się ulotniłam. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju mój telefon zaczął dzwonić. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni, a na wyświetlaczu zobaczyłam Pan Will. Już miałam ochotę nie odbierać, ale jednak ciekawiło mnie co ode mnie chce.
- Przygotuj się na jutrzejszy wieczór. Spędzimy go sobie razem, co o tym sądzisz?
- Zachowujesz się jak niewyżyty nastolatek...
- O mój Boże, wielka pani studiująca medycynę.
Byłam wręcz pewna że teraz przewrócił oczami.
- Nigdzie jutro z tobą nie idę, mój ojciec ma urodziny.
- Ależ Iso, kto powiedział że my gdzieś wychodzimy? My kochanie zostajemy w domu.
Rozłączyłam się. Nie mam zamiaru go dłużej słuchać. Odrzuciłam komórkę na komodę i rzuciłam się na swoje łóżko.
On mnie jutro zamorduje.++
Kolejny dzień znowu zaczęłam zajęciami. Najchętniej rzuciłbym studia i zajęłabym się czymś co rzeczywiście lubię. Ale wiem że mogłoby się to dla mnie źle skończyć.
Gdy weszłam do budynku zobaczyłam Jane stojącą przy mojej szafce. Ręce miała założone na piersi, a szczęka była zaciśnięta.- Nie chcesz mi może o czymś powiedzieć?
- Będę miała psa. - powiedziałam próbując załagodzić sytuację
Nie odpisywałam jej przez dwa dni i jedyne co wie to to że byłam z Willem na tej zasranej kolacji.
- O tym pogadamy później, teraz mów co tam się działo.
- Większość wieczoru spędziłyśmy w pokoju na piętrze... - zaczęłam
- Ruchał? - przerwała poprawiając biały sweterek
- A jak myślisz?
- Widzę że tak. - zaśmiała się - I jak było? Doświadczony czy nie bardzo?
Jej wzrok powędrował nad moje ramię, a uśmiech automatycznie znikł z jej twarzy.
- Dzień dobry. - powiedziała - To ja już będę lecieć, widzimy się potem. Do widzenia, proszę pana.
Poprawiła torbę na swoim ramieniu i w momencie zniknęła nam z pola widzenia.
Dalej stałam do niego tyłem i jakoś nie spieszyło mi się żeby na niego spojrzeć. Spokojnie wymieniałam książki w swojej torbie, a jedyne co za sobą słyszałam to niezadowolone fuknięcia.
Proszę bardzo, fucz sobie. Nie przeszkadza mi to.
Gdy po niecałych dwóch minutach zamknęłam szafkę byłam zmuszona żeby zrobić obrót.- Dziękuję panno Smith. - powiedział gdy moja głowa wylądowała tuż przed jego klatką piersiową
- Co znowu?
- Do mojego gabinetu, raz.
Czy on w końcu może przestać się rządzić? Ileż można. Naprawdę zachowuję się jak taki najgorszy nastolatek który pozwala sobie na za dużo.
Niezadowolona zrobiłam krok w bok i ruszyłam w stronę brązowych drzwi z napisem Walker. Po chwili mężczyzna znalazł się tuż przy mnie, otworzył pomieszczenie więc od razu do niego weszłam.
Byłam tu chyba tylko raz i od tamtego momentu zmieniło się tu dosłownie wszystko. Wcześniej było tu zdecydowanie jaśniej, teraz wszystko jest w kolorze czarnym i gdzieniegdzie można zauważyć ciemny brąz. Biurko stoi po środku pomieszczenia, a na jego tle jest ogromne okno. Przy drzwiach stoją dwa fotele, a pomiędzy nimi znajduje się malutki stolik. Po drugiej stronie stoi regał rozciągający się na całej ścianie, a jego półki wypełnione są książkami.- Siadaj.
Posłusznie wykonałam jego polecanie i usiadłam na wygodnym fotelu. Moja torebka wylądowała na ziemi, a czarnowłosy mężczyzna stanął przede mną.
- Jaki był powód twojego wczorajszego zakończenia połączenia?
Jak pięknie składa zdania. Ciekawe co miał z angielskiego. Z taką umiejętnością to na pewno na samych szóstkach leciał.
- Nie miałam ochoty z tobą rozmawiać.
- Z panem. - poprawił mnie - Nie miałaś ochoty ze mną rozmawiać, tak?
Kiwnęłam głową, a Will ukucnął.
- Czyli oszczędzałaś głos na dzisiejszy wieczór? W pełni cię rozumiem.
- Kretynie, nie! - podniosłam głos - Po prostu mam plany i nie będę mogła się z tobą zobaczyć.
- Przychodzę do was na obiad, potem muszę zostać żeby pomóc twojemu ojcu. Oni wychodzą, a my zostajemy sami, spotkania musisz odwołać.
JA PIERDOLE. JAKI KURWA KRETYN JEBANY. NIENAWIDZĘ GO.
Zacisnęłam palce na podłokietnikach i bardzo chciałam wyjebać mu w tą piękną buźkę.- Rozumiemy się, księżniczko?
Nie księżniczkuj mi tu, frajerze.
- Tak.
Nie.
- Mogę już iść? - spytałam
- Jasne, widzimy się za godzinkę. - uśmiechnął
Spierdalaj, nie przyjdę na te zajęcia.
Szatyn się wyprostował i podszedł do swojego biurka więc ja wzięłam do ręki czarną torbę i wstałam z miejsca. Nie odzywając się do niego więcej wyszłam z pomieszczenia. Miałam ochotę się zabić. Ewidentnie muszę kupić sobie jakiś pistolet.