Jak oparzona runęłam z łóżka i w mojej tymczasowej piżamie ruszyłam w stronę wyjścia. W biegu chwyciłam szare dresy aby po chwili je włożyć na tyłek. Wsunęłam na stopy białe buty i wcześniej zamykając dom na klucz pobiegłam w stronę ulicy. Przyłożyłam komórkę do ucha próbując dodzwonić się do Olivii.
- Halo?
- Gdzie jesteście?
- Jedziemy do Williama, podjechać po ciebie?
- Tak, tak. Jestem prawie w centrum.
Rozłączyła się, a ja niczym Sonic pobiegłam w stronę centrum.
Dosłownie po trzech minutach zobaczyłam nadjeżdżającego czarnego mercedesa. Uśmiechnęłam się w duszy, lecz na zewnątrz utrzymywałam największego poker face jakiego tylko mogłam. Gdy tylko auto się przede mną zatrzymało, wsiadłam do niego i z automatu zapięłam pas.
Nicolas bez słowa ruszył w stronę szpitala. Widziałam w jego oczach zmartwienie. W sumie mu się nie dziwię. Ja sama choć znałam się z nim o wiele krócej, martwiłam się w cholerę. Zupełnie nie wiem dlaczego. Myślę że to wcale nie dlatego, że ze sobą sypiamy. Nieeeee.- Wiadomo co się stało? - spytałam przerywając niezręczną ciszę
- Na krzyżówce jakiś pojeb z niego wjechał. - odparł Nick - Samochodu nawet nie było co ratować. Na szczęście Will przeżył, ale nie jest z nim najlepiej.
Olivia milczała. Odkąd wsiadłam do samochodu nie odezwała się ani słowem.
- Zadzwonili do mnie bo on nikogo tu nie ma. Wszyscy są porozpierdalani po świecie, i myślę że nawet oni sami nie wiedzą gdzie, kurwa, mieszkają.
Na moje usta wpełznął uśmiech, ale tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął.
Odwróciłam głowę w stronę szyby i akurat teraz zaczęło lać.×××
Po jakichś niecałych dziesięciu minutach zaparkowaliśmy pod ogromnym budynkiem więc całą trójką wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do wejścia. W środku było od cholery ludzi ale to ani trochę nie przeszkadzało Nicolasowi. Przepychał się przez ludzi jakby byli pionkami. Jakieś dziecko dostało od niego w głowę. Jakiś chłopak został potrącony barkiem przez co praktycznie się przewrócił - niestety uratował sytuację.
- William Walker. - rzucił pośpiesznie uderzając o recepcję - Leży tutaj?
- Jest pan kimś z rodziny?
- To mój brat.
Oho. Will stał się moim wujkiem.
- Został przeniesiony do sali numer czterysta dwadzieścia. Więcej informacji dostaną państwo od pielęgniarki która się nim zajmuje. - odparła
Nim ktokolwiek zdążył się ruszyć, runęłam w stronę wind. W momencie gdy do niej podbiegłam dźwig się otworzył, a w środku można było zauważyć dwie staruszki z pielęgniarką. Ruszały się jakby chciały a nie mogły. Mogły by się trochę postarać i przyspieszyć.
Gdy w końcu udało im się opuścić pomieszczenie u mojego boku pojawiła się Olivia z Nickiem.- Isa, spokojnie. - potarła moje plecy ręką
Jak mogę być, do kurwy nędzy, spokojna? Will miał jebany wypadek. Może umrzeć, a ja mam być spokojna, tak? W pełni cię rozumiem mamo.
- Jestem spokojna.
- Jak ty jesteś spokojna choć w jednym procencie, to ja jestem Papieżem. - odparł mój ojciec
We trójkę stanęliśmy w windzie i wybraliśmy piętro numer cztery.
×××
Siedziałam pod salą w której leżał Will już jakiś czas. Telefon już dawno padł, więc byłam skazana na obserwowanie ścian.
Moi rodzice pojechali niedawno do domu zostawiając mnie tu samą. Ale w sumie tego chciałam. W ciszy obserwowałam nieprzytomnego mężczyznę. Pozwolili mi tam wejść raz i to dosłownie na kilka minut. Olivia zaraz miała do mnie przyjechać aby dać mi ładowarkę do telefonu i choć chwilę ze mną posiedzieć.- Chcesz wrócić do domu? - spytała, siadając obok
- Nie, zostanę tu. - odpowiedziałam - Jak coś do wrócę uberem.
- Isa, możemy porozmawiać?
- Ta, jasne. - rzuciłam, odchylając głowę do tyłu
Kobieta wciągnęła więcej powietrza do płuc po czym wbiła we mnie wzrok.
- Czy ciebie i Willa coś łączy?