[21]

224 23 7
                                    

Jego ręce sunęły po moim ciele, a wzrok zatrzymany był na mojej twarzy. Uśmiechałam się do niego miło, choć w środku wcale nie byłam taka szczęśliwa.
Przed sobą zamiast widzieć przystojnego blondyna widziałam równie przystojnego - a może nawet bardziej - szatyna o zielonych oczach.
Chociaż początkowo byłam cholernie chętna na to co ze mną robił, teraz czułam jebane wyrzuty sumienia. Bardzo chciałam go odepchnąć, ale moje ciało zaprzeczało.
Pragnęło go.
W momencie gdy chciał ściągnąć moją koszulkę mój telefon zadzwonił. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni, a na wyświetlaczu pojawił się napis Pan Will. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i odebrałam połączenie. Przyłożyłam komórkę do ucha, a Alan odepchnął się na rękach i klęknął na materacu tuż przy moich nogach.

- Kiedy będziesz?

- A coś się stało?

- Tak. Twoi rodzice zostawili mnie samego z waszym psem. Boję się go.

- I rozumiem że mam wracać?

- A jak, kurwa, myślisz?

- Zaraz będę.

Rozłączył się. Spojrzałam na Alana, a ten automatycznie zeskoczył na podłogę. Wziął do ręki odkręcane wino i upił z butelki kilka sporych łyków. Bez słowa również zeszłam z łóżka i wcześniej zbierając swoje rzeczy wyszłam z pomieszczenia.

+++

Weszłam do domu i do moich uszu dotarł przeraźliwy krzyk. Brzmiał jakby mała dziewczynka została pociągnięta za warkocz w pierwszej podstawówki. Ale na szczęście to tylko Will. Po chwili zamiast samego krzyku zobaczyłam biegnącego w moim kierunku szatyna, a tuż za nim Meggie. Szatyn stanął za moimi plecami, a szczeniak zatrzymał się przed moimi stopami.

- Jebnięty?

- To coś jest nawiedzone.

- Ty jesteś nawiedzony, spieprzaj stąd. - uderzyłam go łokciem w brzuch

- Idź pierwsza.

- Prawie czterdzieści lat na karku, a boi się szczeniaka. No ja pierdole. - przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie

  Meggie uszczęśliwiona pobiegła pierwsza.

- Ona chciała się bawić kretynie.

  Nie odpowiedział więc odwróciłam się tam gdzie powinien stać. Nie było go już za mną za to zauważyłam go prawie na szczycie schodów. Korzysta z tego, że Meg nie potrafi jeszcze po nich wchodzić. Wyglądało to dość komicznie. Trzydziesto siedmio letni typ boi się niespełna piędziesięcio centymetrowego psa.
Pokręciłam głową i zniknęłam za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Stanęłam przy blacie i wyjrzałam przez dość spore okno. Drogą jeździło mnóstwo samochodów co w sumie mnie nie dziwi bo była praktycznie godzina szczytu. Po chwili poczułam gorące dłonie tuż przy moich piersiach więc delikatnie się spięłam.

- Nie masz stanika. - zauważył - Czemu?

  Spostrzegawczy jest.

- Co robiłaś z Alanem? - odwrócił mnie w swoją stronę

- Rozmawialiśmy.

- A to ciekawe. Przed każdym rozkładasz nogi jak tylko otworzy do ciebie buzię? - zmarszczył brwi

  Podniosłam rękę w górę i otwartą dłonią uderzyłam w jego policzek.
Mężczyzna złapał się za obolałe miejsce i zrobił krok w tył. Miejsce w które uderzyłam było delikatnie zaczerwienione. W końcu się tego doczekałam. Jedno z marzeń zostało spełnione.

- Auć.

Miało boleć. Następnym razem będzie mocniej, sukinsynu.

- Możesz już iść. Chyba wiesz gdzie są drzwi.

  Uśmiechnęłam się sztucznie po czym wyszłam z kuchni. Wzięłam Meggie na ręce i to właśnie w jej towarzystwie udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam się w nim, a jedyne co słyszałam z dołu to chwilowe krzątanie się po przed pokoju, a później trzaśnięcie drzwiami. Cieszył mnie fakt, że w końcu zostałam sama.

+++

Otworzyłam oczy i jedyne co zobaczyłam to biały sufit. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Przy mojej głowie nie leżała tylko Meggie, ale również i mała, podłużna koperta. Nim zdążyłam ją chwycić do pokoju wbiegła Olivia.

- Otworzyłaś?

- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziałam przeciągając się - Mam się bać?

- Jak nie otworzyłaś to ci już powiem. - rzuciła podekscytowana - Lecimy do Hiszpanii!

  Hiszpania? Teraz? Naprawdę? Co im się stało?

- Wakacje w lutym? Lubię.

- Pomysł Nicka. Dał mi to na walentynki, dodając że mogę wziąć kogo chce. Biorę ciebie.

  Tak. Jestem jedyną przyjaciółką mojej mamy. Ona praktycznie nie wychodzi z domu, a jak już wychodzi to ze starym. A jak wiadomo Nicolas nie pozwala się z nikim zapoznać. Bo on musi być numer jeden.

- To kiedy?

- Pojutrze mamy lot. Będziemy tam niecały tydzień.

  Przecież oni mnie tam zostawią. Na lotnisku albo gdzieś po środku niczego. Zaczynam się trochę obawiać.
Gdy Oliva wyszła wybiegła za nią również Meggie, więc zostałam sama - znowu. Wzięłam do ręki komórkę, a na wyświetlaczu zobaczyłam trzy wiadomości od Willa.

Pan Wilk: Isa.
Przepraszam.

  Trzecia została napisana kilka godzin później.

Pan Will: Kpxham to, jak soe usmiexhasx.

  Czyżby mój kochany profesorek Will był pijany? Aż niemożliwe.
Telefon ponowie zawibrował. Kolejna wiadomość od Walkera.

Pan Wil: Kpxham coe Isa.

Trust MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz