[13]

260 32 4
                                    

- Zaproś go dzisiaj na kolację. - rzucił, wyjeżdżając z parkingu - Chętnie się z nim zapoznam.

Co to, to nie. Nie ma najmniejszej szansy żebym spotkała się z nimi dwoma. Jeden to już za dużo.

- Skoro ty go lubisz, to myślę że mi też się spodoba.

- A kto powiedział że go lubię? - spytałam

Na jego ustach wymalował się piękny uśmiech lecz mogłam obserwować go tylko z profilu.

- A nie? - zmarszczył brwi - Wydawało mi się że jeżeli się z kimś...

Przyłożyłam mu dłoń do ust aby nie mógł dokończyć zdania które zaczął. Ponownie na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Po dosłownie kilku sekundach moja dłoń z powrotem znalazła się tuż przy moim ciele, a Will zrezygnowany pokręcił głową. 
W dalszym ciągu podejrzanie się cieszył. Naćpał się jak chuj. Nawąchał się kleju w tym swoim gabineciku. Zaczynam się go bać.

- Jedziesz do mnie, czy mam podrzucić cię do domku? - spytał

- Rób co chcesz.

  O znowu uśmiech. Will, kurwa. Co jest z tobą nie tak? Przecież ja nigdy nie widziałam żeby uśmiechał się dłużej niż piętnaście sekund - i to łącznie.
Skręcił w przeciwną stronę od mojego domu więc to znak że prowadzi mnie do siebie. Z jednej strony się cieszyłam, za to z drugiej chciałam go za to zamordować. Gdy odwróciłam głowę w stronę szyby, poczułam gorące palce dotykające mojego kolana. Niemal niezauważalnie się uśmiechnęłam i położyłam swoją dłoń na ręce Willa. Mężczyzna złączył nasze palce i zaczął gładzić moją skórę kciukiem.
 
++

Całą drogę praktycznie spędziliśmy w ciszy którą znowu przerywał jebany Drake. Do momentu poznania Willa naprawdę go lubiłam. Teraz go nienawidzę. Codzienne słuchanie tych samych piosenek w zapętleniu jest naprawdę męczące. Choć sama słucham praktycznie tego samego to jakoś te puszczane przez Walkera są dość przytłaczające.
  Will rozmawiał z kimś przez telefon, a ja miałam czas żeby pozwiedzać jego dom. Dolne piętro mało mnie interesowało więc od razu wspięłam się na pierwsze piętro. Było tam mnóstwo drzwi, a tylko w jednym z pomieszczeń byłam. Sypialnia Walkera znajdowała się naprzeciwko schodów, reszta pokoi była mi jeszcze nieznana.
Weszłam do pierwszych lepszych drzwi, które okazały się małym gabinetem. Po środku stało ciemnobrązowe biurko, a tuż za nim znajdowały się drzwi balkonowe. Przez nie mogłam zobaczyć naprawdę ładnie ozdobiony duży balkon.
Ściany były praktycznie całe zasłonione regałami z książkami - wyglądało to jak jego gabinecik na uczelni. Na podłodze znajdował się szary dywanik, a tuż obok niego stała wysoka lampa.
  Nie zagłębiając się dalej w to pomieszczenie, wyszłam z niego i skierowałam się do kolejnych. Obok była łazienka i jakaś biblioteka - jakby mu książek brakowało. Po przeciwnej stronie znajdowała się garderoba Walkera i z tego co zdążyłam zauważyć to nie miał tylko koszul, lecz posiadał również zwykłe koszulki - aż dziwne. Obok niej kolejna łazienka i chyba dwa pokoje gościnne.
Po dwudziestocztero minutowej przechadzce po domu Walkera zdecydowałam się wrócić do jego sypialni. Mijając schody zobaczyłam mężczyznę wchodzącego po schodach.

- Zwiedzałaś sobie moje królestwo? - zapytał - I jak ci się podoba?

- Po co ci tyle łazienek? Mieszkasz tu, kurwa, sam.

- Może lubię.

  Chyba nie masz na co pieniędzy wydawać.

- Idę się przebrać, a ty pisz do kolegi żeby był gotowy na wieczór. Ja nie będę czekał.

Kiwnęłam głową i zniknęłam za drzwiami jego sypialni. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni po czym wyszukałam konwersację z Alanem.

Isabella: chcesz dzisiaj przyjść do mnie na kolację?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź bo dostałam ją praktycznie od razu.

Alan: Chętnie podjadę, sami czy ktoś jeszcze?

Isabella: będzie koelga Nicolasa.

  Na to już nie odpisał, dlatego też odrzuciłam komórkę na łóżko i wbiłam wzrok w przedmioty przed sobą.
Dosłownie po chwili do pomieszczenia wszedł William ubrany w szare dresy oraz biały zwykły t-shirt. Uśmiechnął się do mnie po czym przeczesał dłonią przydługie, czarne włosy.

- Zaprosiłam Alana.

- To tak ma na imię blond włosa królewna? Super, cieszy mnie to.

A weź, pierdol sie.

++

Około trzy minuty temu dzwonił do mnie Alan, prosząc o adres Williama. Było już grubo po dziewiętnastej więc do tego momentu wraz z moim towarzyszem zdążyliśmy zrobić lasagne. Will był też kilka razy w sklepie bo cały czas o czymś zapominał. Kupił mi wino, a sobie whisky. Mam nadzieję że Alan nie będzie pił i od razu pojedzie sobie do domu, a jeżeli cokolwiek z procentami wyląduje w jego rączce to przypierdolę mu w łeb.

- Idź otwórz kochasiowi. - odparł gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi

- Idę otworzyć twojemu kochasiowi.

Wstałam z miejsca i dość szybko ruszyłam do przed pokoju. Nabrałam więcej powietrza do płuc po czym otworzyłam drzwi. Na ganku stał zadowolony Alan, a w jego dłoni widoczna była butelka wina - super byłoby gdyby Walker go nie kupił, ale w sumie alkoholu nigdy nie za mało.

- Wejdź.

  Zrobił krok w przód, a jego dłoń wylądowała na mojej talii.

- Nie. - zrzuciłam rękę chłopaka ze swojego ciała

- Co? Czemu?

Bo za ścianą jest pierdolony William, a jego się kurewsko boje. Zaraz tu przyjdzie i nam napierdoli.

- Po prostu mnie zostaw, okej?

Niezadowolony kiwnął głową i odstawił zieloną butelkę na komodę. Ściągnął buty oraz kurtkę po czym razem udaliśmy się do salonu w którym siedział już William.

- Cześć, Will jestem. - szatyn wyciągnął w jego stronę rękę

- Alan.

  Will patrzył na blondyna z zrezygnowaniem wymalowanym na twarzy i naprawdę nie wyglądał jakby cieszył się z jego towarzystwa.

- W takim razie zapraszam na obiecaną kolację. - uśmiechnął się sztucznie

  Nie odzywając się skierowałam się do jadalni. Zajęłam miejsce przy stole, a dosłownie po chwili przy mnie pojawili się Alan wraz z Walkerem. Blondyn usiadł naprzeciwko mnie, a Will tuż obok mnie.
To jest najbardziej niekomfortowe co mnie w życiu spotkało. Alan patrzył się na mnie jakby chciał mnie zamordować za to szatyn za przesadnie się cieszył - mówię wam, że on coś ćpał. Zdecydowanie potrzebuję numeru do jego dilera, albo po prostu pożyczyć towar który zażywa.

++

Autentycznie zaraz się popłaczę. Po wypiciu przez szatyna kilku szklanek whisky zaczął coraz bardziej konwersować z Alanem. Choć dalej nie wyglądał na zadowolonego z towarzystwa blondyna to rozmawiało im się chyba dobrze.

- Będę się zbierał. - powiedział wstając z miejsca

  W KOŃCU!!!

- Och, tak szybko? Jak mi przykro. - odparł Will, udając przejętego

  We trójkę udaliśmy się do przed pokoju. Alan pod czujnym wzrokiem Williama zaczął się ubierać, a ja jedyne co robiłam to obserwowałam swoje bardzo interesujące paznokcie pomalowane na czarno.
Gdy blondyn założył swoją skórzaną kurtkę spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem więc zmuszona byłam podnieść wzrok. Odwzajemniłam uśmiech chłopaka, a ten zrobił krok w przód. Nachylił się nade mną i jak już chciał złączyć nasze usta ręka Willa pojawiła się pomiędzy nami.

- A kolega to nie zagalopował się czasem? - zmarszczył brwi odsuwając Alana - Jeżeli dalej chcesz utrzymywać piękny, biały uśmiech to się odsuń. W tym momencie.

Pomimo tego, że już dość sporo wypił to utrzymywał to, że jestem tylko do jego wglądu.

- Niby czemu?

- Bo Isa nie jest tobą zainteresowana, prawda moje ciemnowłose kochanie?

  Oczywiście profesorku. Tylko tobą. Żaden inny frajer.

Trust MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz