#1 Zajmę sie tą sprawą.

1.2K 33 3
                                    

Od razu mówię, wiem że na studia prawnicze powinno się być 5,6 lat, ale na potrzeby opowiadania ja ten czas skracam do 4 lat.

* Cztery lata później *

Wracałam do domu po trzeciej rozprawie, która skończyła się sukcesem, spodnie garniturowe pokryły moje nogi, na stopach miałam czarne czółenka a biała koszula była wcisnęta w spodnie, a na to beżowy płaszcz siegajacy mi do kolan. Odgarnęłam niesforny kosmyk, swoich na blond pofarbowanych włosów, które sięgały mi do ramion. Tak ścięłam je i pofarbowałam.

Kroczyłam pewnym siebie krokiem po chodniku, małą kopertówkę trzymałam w dłoni zsuwając okulary na nos, mimo tego że był marzec, słońce świeciło ale wiatru nie zabrakło, uśmiech nie schodził mi z ust, kolejna sprawa w sądzie skończyła się dobrze. Byłam dumna z siebie.

Weszłam do domu po dwudziestu minutach, bo po drodze zachaczyłam o kawiarnie, zdjęłam buty i powiesiłam płaszcz na wieszaku. Przywitałam się z Gapciem który wesoło merdał ogonem, pogłaskałam go po głowie i ucałowałam.

Molly wyprowadziła się rok temu, znalazła mieszkanie bliżej swojej pracy, nie miałam jej tego za złe, wręcz przeciwnie, potrzebowałam chwili pobyć samej, nie żeby mi ona przeszkadzała ale wołałam pobyć sama, miałam takie dni.

Wyjęłam dzwoniący telefon z kieszeni spodni, widząc zdjęcie mojej przyjaciółki, odebrałam.

- Hej

- Hejka, jak poszła rozprawa? - jej aksamitny głos sprawił że uniosłam kącik ust.

- Bardzo dobrze, Ferlich nie miał ze mną szans!- Powiedziałam dumnie.

- Pani Adwokat, gratuluję. Trzeba to opić, będę za pół godziny- nie dala mi dojść do słowa i się rozłączyła, i nici z bycia sama ze sobą.

Rzuciłam telefon na sofę i poszłam do sypialni, gdzie przebrałam się w luźne dresy, spojrzałam na zdjęcie które wisiało na ścianie, było robione kilka lat temu nad jeziorem, byli tam wszyscy z naszej starej paczki, kontakt miałam z Valerią i Williamem, ale to sporadyczny, ponieważ ograniczał się do życzeń na urodziny jak i pytań o samopoczucie. Zapięłam suwak bluzy po czym weszłam do salonu, zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Kiedy miałam wziąć gryza do mieszkania wpadła moja przyjaciółka.

-  Pani Mecenas! - wywróciłam oczami a wtedy ta podbiegła do mnie rzucając mi się na szyję, nic się nie zmieniła, za niedługo będzie miała dwadzieścia trzy lata a i tak ma rozum dziecka.

- Cześć Molly

- Wybacz ale dziś nie opijemy twojego sukcesu, dziś przyszłam z gościem, Lucas Chodź- zmarszczyłam brwi kiedy za ściany wyłonił się mały blond chłopiec, moje serce przyspieszyło kiedy go ujrzałam, mój synek....

Zacisnęłam szczęke kucając i pomagając mu zdjąć kurtkę. Jego niebieskie oczy skanowały mnie z zaciekawieniem.

- Cesc ciocia -seplenił, poprawiłam jego włosy które wpadały mu do oczu.

- Witaj, Lucas- scisnelismy swoje dłonie, w geście powitania ale jemu to nie wystarczyło, przytulił się do mnie.

Mój synek zmarł, nigdy nie było dane mi się z nim pobawić, ani wyjść na spacer. Lekarze powiedzieli że dostał krwotoku wewnątrz i zalało mu płuca. Był wcześniakiem, ale przysięgam że oddałabym wszystko by go uratowali. Miał dwa tygodnie, nosiłam go na rękach, całowałam i śpiewałam mu. Był taki piękny.

Ocknęłam się widząc jak chłopczyk wyciera kciukiem mój polik, nawet nie zauważyłam łez które spływały mi po twarzy, uśmiechnęłam się odkładając jego kurtkę na bok, Molly posłała mi przepraszające spojrzenie, na co machnęłam ręką.

𝐿𝑒𝑡 𝑚𝑒 𝑏𝑒 𝑦𝑜𝑢𝑟𝑠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz