#8

362 17 13
                                    

Patrzyłem na dom zwilżając usta koniuszkiem języka, na górze paliło się światło, co ona robiła o tak później porze?

Przypomniałem sobie że mam klucze zapasowe do tego domu, otworzyłem auto szperając w nim aż natknąłem się na pęk kluczy, zamknąłem auto. Ruszyłem w stronę mieszkania, włożyłem odpowiedni klucz do zamka i otworzyłem drzwi, wszedłem do środka po cichu, słyszałem że z kimś rozmawia, bo krzyczała. Rozejrzałem się słysząc że jej głos dobiega z góry, wspiąłem się po schodach i zatrzymałem przed jej sypialnią.

- Weź go ucisz- syknęła do telefonu, widziałem przez uchylone drzwi jak siedzi tyłem do mnie, trzymając telefon przy uchu. - Nic przez niego nie słyszę, nienawidzę dzieci.- Warknęła i rozłączyła się rzucając telefon na szklany stolik, pchnąłem je z impetem aż z hukiem odbiły się od ściany.

- Jakoś mnie to nie dziwi.- rzuciłem chłodno, przestraszona odwróciła się w moją stronę, wszedłem w głąb pokoju patrząc na nią, zimnym wzrokiem.

- Jejku, Nathan. Wystarszyłeś mnie- złapała się za miejsce w którym, znajdowało się serce. - Co ty tu robisz, o tej porze?- spytała zestresowana. Wstała przybierając sztuczny uśmiech na twarzy. Uniosłem kąciki ust, w kpiącym uśmiechu, byłem na prawde blisko od wybuchu.

- Przestań udawać, teraz usiądź i odpowiadaj na moje pytania.- wskazałem miejsce na którym siedziała, usiadłem na przeciwko niej w rozkroku, pochyliłem się opierając łokcie o kolana.

- Jakie pytania, o czym ty.....- nie pozwoliłem jej dokończyć, wchodząc jej w słowo.

- Jaki był twój powód, że pojechałaś do Amber, cztery lata temu?- warknąłem, wbiłem w nią intensywne spojrzenie, uśmiech zszedł z jej ust, a na jej twarzy weszło przerażenie.

- J- Ja... Nie

- Bardzo dobrze Ci radzę, nie kłam.

- Nie wiem o czym mówisz! Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!- zdenerwowała się, wbiłem w nią zimny wzrok. - Nigdzie nie byłam, a w szczególności do tej fruzi- prychnęła zakładając nogę na nogę.

Zerwałem się z łóżka, na którym Siedziałem, podszedłem do niej opierając dłonie o rączki krzesła. Byłem wkurwiony na tyle że mógłbym wyjąć broń i strzelić jej w łeb. - Przez ciebie straciła dziecko, moje dziecko! Mojego syna!- warknąłem jej w twarz, trząsłem się ze zdenerwowania, to ona podała jej te pieprzone leki na przyspieszenie porodu! Przez nią Alex był wcześniakiem który urodził się zbyt wcześnie i nie był dobrze rozwinięty, kurwa właśnie przez nią!

- Nathan, co ty mówisz?- Zapytała głupio.

Wtedy nie wytrzymałem, wyprostowałem się wyciągając broń z paska, ubezpieczyłem pistolet, kładąc palec wskazujący na spuście. Ta spojrzała na mnie przerażona, pobladła jak biała ściana, teraz ci kurwa do śmiechu nie jest?!

- Wszystko zaplanowałaś, sprowadziłaś, Lucy do miasta, cztery lata temu, sprawiłaś że zniszczyła relacje z jedną z najważniejszych osób, dla mnie. Po mimo że zdradziła mnie z Diego, ty nadal chciałaś bym jej wybaczył, bo co? Bo jest bogata? Jesteś taka samą pierdoloną suką jak ona- nie panowałem nad sobą, słowa wylatywały ze mnie jak z karabinu. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, mrugając parokrotnie. - Odebrałaś mi Amber, i odebrałaś mi syna!- huknałem wymachując jej bronią przed tworzą.

- Doskonale wiedziałeś że jest z niższej kasty! Do tego dziecko? Nie poradzilibyście sobie! Zrobiłam to dla twojego dobra!- wbiła się w siedzenie patrząc na mnie przestraszonym wzrokiem.

- Zniszczyłaś nam życie ty stara pudernico! Jesteś taka sama jak ojciec, zawsze buntowałaś ojca na mamę, przez ciebie była bita i katowana do nieprzytomności, nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?- pochyliłem się opierając ręce o podłokietniki krzesła, byłem wściekły, trzasłem się z nerwów jakie we mnie siedziały.

𝐿𝑒𝑡 𝑚𝑒 𝑏𝑒 𝑦𝑜𝑢𝑟𝑠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz