#9 Mój dom.

202 13 9
                                    

Minęło kilka dni, w tym czasie zrobiliśmy mamie imprezę urodzinową, a Lucas wyszedł ze szpitala, cały i zdrowy. Chciałam już wracać do Bostonu, i już pakowałam się, bo o 22:45 miałam mieć samolot, mama pytała czy na pewno chce już wyjeżdżać, ale ja byłam tego bardziej niż pewna.

Czułam się przytłoczona, chciałam do swojego domu.

Kiedy się już spakowałam byłam gotowa do wyjścia z domu, pożegnałam się z mamą i Molly, Luke miał przyjechać za jakiś czas. Kiedy żegnałam się z bratem przycisnął mnie do swojego ciała cicho szepcząc.

- To przez niego Wyjeżdżasz? - zapytał, pokręciłam głową, chociaż mój brat miał rację.

Czułam że wariuje, że znowu będę cierpieć, czułam jakby chciał mnie osaczyć z każdej strony, chciał pokazać że nadal jest w moim życiu.

Czy bałam się tego?

Bardzo.

Nathan wydzwaniał do mnie przez cały dzień, ale nie odebrałam, nie chciałam z nim rozmawiać. Luke chciał mnie zawieźć na lotnisko ale się nie zgodziłam, Lucas podbiegł do mnie kiedy oderwałam się od jego ojca.

- Ciociu, ciociu jesce ja!- pisnął obejmując mnie za nogi, przykucnęłam przytulając go do siebie.

- Nie zapomniała bym o moim maleństwie- szepnęłam całując go w skroń- Widzimy się niedługo, nie?

- No pseces Ciociu- wcisnął całusa w mój policzek, uśmiechnęłam się odsuwając od chłopca.

- Amber, taksówka już czeka - Mruknęła mama, pomachałam im, wychodząc z domu- zadzwoń jak będziesz na miejscu!- usłyszałam za sobą, wsiadłam do taksówki kierując się na lotnisko.

***

Po męczącym locie w końcu mogłam odpocząć, w swoim łóżku, odebrałam Gapcia, psiak leżał obok mnie, przytuliłam się do niego, co wcale mu nie przeszkadzało, nie wiedziałam czy postąpiłam dobrze wyjeżdżając z Anglii, ale tu w Bostonie był mój dom.

Miałam mieć jeszcze trzy dni wolnego, chciałam je wykorzystać na zrelaksowaniu się. Chciałam jutro iść do sierocińca, zobaczyć jak się dzieci mają, zamknęłam oczy.

Chodziłam po korytarzu zniecierpliwiona, lekarze kręcili się w te i z powrotem, nikt nie chciał mi udzielić informacji, nie wiedziałam jak to się stało, byłam ostrożna, uważałam na niego, pilnowałam go.

Po pół godzinie wyszedł lekarz który zajmował się nim, zsunął maske z twarzy, jego oczy były smutne, zmarszczyłam brwi.

- Co się dzieje?

- Pani jest mamą chłopca?- zdjął rękawiczki z rąk.

- Tak, co z nim?

- bardzo mi przykro, stwierdzam zgon Alexandra Samuela Wilsona, na skutek krwotoku wewnętrznego, czas zgonu 14:38, moje kondolencje- lekarz ułożył rękę na moim ramieniu - robiliśmy wszystko co w naszej mocy.- ścisnął moje ramie I wyminął mnie.

Nie, nie, nie, nie.

- Nie, to nie prawda- pokręciłam głową, poczułam jak mój brat mnie obejmuje, upadłam na kolana, a głośny krzyk opuścił moje wargi. - Mój synek! Mój Ali, Luke on nie żyje!- płakałam, uderzając ręką w zimne kafelki, zanosiłam się płaczem, krzyczałam. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli że go nie ma.

Mój brat płakał razem ze mną, tak samo jak Colin, Ivan, Mama i Molly.

- oddajcie mi mojego syna, proszę! - lkałam niemalże rwąc sobie włosy z głowy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 16 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝐿𝑒𝑡 𝑚𝑒 𝑏𝑒 𝑦𝑜𝑢𝑟𝑠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz