IV. Miłość przez nienawiść cz. 1

1.2K 42 22
                                    

Dzisiaj znów wracałam z Tonym do domu, bo Shane miał trening, a Dylan już nie chodzi do tej szkoły. Znów musiałam słuchać jego przekleństw, bo coś mu nie pasuje, jego pretensji, że się spóźniłam i tak dalej. Puszczał muzykę, zresztą tak jak zawsze.

Ostatnio mój kontakt z Tonym trochę się pogorszył. Może nie był najlepszy, ale też i nie najgorszy. Jedynie kiedy ze sobą rozmawiamy to w czasie jazdy, aby zapytać cytuje "czy nikomu nie musi zapierdolić" albo jak Vince mnie woła do bibliotek. Z Dylanem to samo. Nawet na treningach mało kiedy się odzywa. Mogę tylko podejrzewać, że obaj panowie mają na mnie wielkiego focha za to co im zrobiłam, a mowa jest o nakablowaniu na nich Vincentowi.

W skrócie. Zaczęło się od tego, że pożyczyłam Tony'emu książkę. Po tym jak dostałam od niego wiadomość o przeczytaniu całej książki i możliwości o jej zabraniu, udałam się do pokoju najmłodszego z braci. Powiedział mi, że leży na górnej półce. Sięgnęłam po nią, a gdy ją ściągałam, zgadnijcie co wypadło. Nie, nie pistolet. Woreczek z białą zawartością. Okazało się, iż to były narkotyki. Z Dylanem było podobnie, ale to ja chciałam pożyczyć kasę na prezent dla Mony i jak sięgnęłam po jego portfel, wtedy to wypadło, ale w większej zawartości. Obaj powiedzieli, że jeśli komuś powiem to coś mi zrobią. Ciągle o tym myślałam i nie potrafiłam przestać, przez co byłam trochę nie obecna. Nie uszło to uwadze Vincentowi, który zaprosił mnie do gabinetu i przycisnął tak, że wyśpiewałam mu wszystko co się wydarzyło. On natomiast zaprosił ich do swojego pomieszczenia, w którym powiedziałam prawdę. Po rozmowie Tony oraz Dylan przyszli do mnie. Rozpętała się ogromną kłótnia. Atakowali mnie i nie dawali dojść mi do słowa. Był taki czas, że w awanturę musieli się wmieszać Vincent, Will i Shane, bo by doszło do rękoczynu.
Najstarsi bracia opieprzali Tony'ego i Dylana, a ten dobry bliźniak ochraniał mnie własnym ciałem, bym przypadkiem nie oberwała. Nawet mój ulubiony brat zaczął rzucać się do nich z łapami. Vince groził im utratą wszystkich pojazdów, a Shane co jakiś czas ich wyzywał i dokładał swoje trzy grosze do tego. Ja się nie odzywałam, aby nie pogorszyć sytuacji.

I tak o to właśnie "straciłam" moich dwóch braci i skłóciłam ze sobą dwójkę braci z resztą. Może nie przepadałam za nimi, ale i tak to w jakimś stopniu zabolało. Ta cała piątka, jedna całość, wspaniałych i kochających się braci, którzy staną za sobą murem poprostu się rozpadła. A to wszystko przez to, że jedna mała dziewczynka, która wtargnęła w ich życie niespodziewanie, jak jakiś intruz i muszą się z nią użerać na każdym kroku.

Pierwszy raz odkąd przeprowadziłam się do Pensylwanii zostałam sama w domu, nie licząc Eugenii oraz ochroniarzy. Moi bracia mają plany. Vincent i Will pojechali na kilka biznesowych spotkań. Shane po treningu musiał załatwić kilka swoich spraw, a Dylan i Tony umówili się z kimś.

Vincent i Shane na zmianę do mnie dzwonili. Dziadziuś się chyba za bardzo tym przejął. Kilka razy upewniał się czy wszystko okej.

Właśnie siedziałam w pokoju i odrabiałam zadane na następny dzień ćwiczenia, chrupiąc sobie kawałki marchewki. Miałam przynajmniej zjeść jakiś owoc, bo inaczej załatwili by mi opiekunkę, która by mnie karmiła, tego nie chce.

Usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Jakby ktoś coś zbił, uznałam, że to któryś z chłopaków wrócił pijany. Była godzina 19 i było już ciemno, jak na zimę to przecież normalne.

Rozległ się dźwięk łamania jakiegoś drewna i bardo mi znane odbezpieczenie broni. Postanowiłam sprawdzić co tam się dzieje, bo zaraz ten ktoś krzywdę se zrobi. Wychyliłam się z pokoju i jedyne co zobaczyłam to połamany stolik, który stał niedaleko, a na nim znajdował się wazon z kwiatami i schowanym pistoletem. Sonny'ego nie było, chociaż powinien stać przed wejściem do mojego pokoju.

Z Życia Rodziny Monet- OpowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz