-Przepraszam, właśnie pan minął masz hotel. -Pochylił się lekko do przodu. Kierowca tylko na niego spojrzał i nic nie odpowiedział. -Prosze się zatrzymać.
Mężczyzna siedzący z przodu uśmiechnął się drwiąco i wrócił wzrokiem na drogę. Sięgną do schowka i wyciągnął z niego pistolet. Sonny od razu wyciągnął swoją broń i wycelował w faceta. Chyba to czas, aby skontaktować się braćmi
Z kieszeni, tak aby nikt nie zauważył, wyciągnęłam telefon i już miałam pisać do Vincenta, gdy usłyszałam strzał. Podniosłam swój przerażony wzrok. Kula trafiła w siedzenie obok. Koleś chciał mnie zastrzelić.
-Telefon. -Wyciągnął wolną rękę w moją stronę. Nie zauważyłam nawet kiedy się zatrzymaliśmy. Znajdowaliśmy się teraz w ciemny i strasznym lesie.-Oddaj mi swój telefon.
Co ja mam teraz zrobić? Jeśli oddam mu telefon to nie skontaktuje się z braćmi, a jak mu nie oddam telefonu to mnie zabije. Znieruchomiała patrzyłam na bruneta, on chyba tracił cierpliwość. Spojrzałam na mojego ochroniarz. Dalej celował w nieznajomego.
Poczułam szarpnięcie i straszny ból w przedramieniu. W ułamku sekundy kierowca auta wyrwał mi komórkę i od razu wycelował w Sonny'ego.
Padł kolejny strzał. Tym razem to mężczyzna siedzący obok mnie strzelił i trafił w ramię bruneta. Złapałam za klamkę i próbowałam otworzyć drzwi. Były zamknięte. Cholera.
Usłyszałam głośny syk. Spojrzałam na Sonny'ego, trzymał się za udo. Dłonie w ciągu kilku sekund były całe we krwi.
-Sonny! -Krzyknęłam i rzuciłam się w stronę mojego ochroniarza. Krew tryskała mu pomiędzy palcami. Ten idiota przebił mu tętnice!
-Wszystko dobrze, Panno Monet. Nic mi nie jest. -Jego słaby głos zagłuszyło trzaskanie drzwiami. To ten mężczyzna wyszedł z auta. Obkrążył pojazd i otworzył drzwi od strony, gdzie siedział Sonny. Złapał go za jego czarną marynarkę i wyciągnął na zewnątrz.
Korzystając z okazji próbowałam wybiec z auta, ale zatrzymała mnie potężna dłoń. Przez chwilę widziałam na jego palcu sygnet, taki sam jak miał Vincent. Identyczny. Byłam już pewna, że ten mężczyzna był związany ze słynnymi Braćmi Monet. Ale co oni mogli mu zrobić? Aż tak są nierozsądni, że muszą wszędzie szukać sobie wrogów? Czy oni nie potrafią chociaż raz utrzymać z kimś pokój?
Wepchnął mnie z powrotem do środka, zamknął drzwi, a następnie zabrał Sonny'emu wszystkie sprzęty, którymi mógł wezwać pomoc. Usiadł za kierownicą i odjechał. Tak poprostu. Zostałam bez swojego ochroniarza, który miał mnie chronić. W mojej głowie układały się już scenariusze co ten porywacz ze mną zrobi. Przecież on może mnie zabić, zgwałcić, sprzedać albo wyciąć mi nerkę i je sprzedać, a nie mnie. Wszystko jest możliwe.
Bałam się odezwać. Rozglądałam się z nadzieją, że coś znajdę. Jakieś pałeczki, pistolet albo jakiś sznur, aby go udusić. Spojrzałam na szybę. A co jakby tak ją rozbić? Ja jedyne co sobie zrobię to kilka małych ran. Gdy upewniłam się czy napewno nie ma nic czym bym mogłam wybić szybę, zamachnęłam się i walnełam z całej siły w szkło. Nic się jednak nie stało. Jedyne co to lekko czerwone palce od uderzenia oraz ból całej ręki. Dylan by mnie wyśmiał.
-Zostaw to Monet i tak się stąd nie wydostaniesz. -Odezwał się mężczyzna. -Predzej krzywdę sobie zrobisz.
-Skąd znasz moje nazwisko?- zapytałam trzymając się za najbardziej obolałe miejsce.
-Każdy cię tu zna. Twoi bracia zrobili tu niezły bałagan.
A nie mówiłam?
-Co oni takiego zrobili? -Przyglądałam sie mężczyźnie. Kiedyś go widziałam, tylko nie wiem gdzie.
-A to twój braciszek ci nie powiedział? Jaka szkoda. -prychnął.- Myślałem, że wiesz co się dzieje w twoim rodzinnym kraju, a tu taka niespodzianka.
Znów mi nic nie powiedzieli. Ale co tu się dziwić. Przecież jestem dla nich tylko małą siąstrą, która pojawiła się w ich życiu niespodziewanie i muszą nią się opiekować. Czasem mam wrażenie, że oni, jak i ojciec mnie nie chcieli. Przyjęli mnie tylko z litości. Tylko tajemnice. Oni mnie mogą okłamywać, ale ja ich już nie.
-Twój braciszek, Vincent Monet przyjechał, zrobił interesy, z którymi zostawił mnie z tym wszystkim. Teraz zaczęło się wszystko pierdolić, a ja zostałem bankrutem i muszę mu pospłacać wszystko co kupiłem za "jego" pieniądze. -Vince by tak nie zrobił, prawda? On nie jest taki zły.-
A reszta twoich braci to pierdoleni kłamcy, którzy wszystkich bogaczy oszukali.-Kiedy oni byli niby w Anglii?
-Dwa może trzy tygodnie temu. Teraz mi za to zapłacą.
Już się nie odezwałam coś mi tutaj nie pasowało. Przecież chłopcy nigdzie nie wyjeżdżali. Mają dużo pracy, a każdego z nich widziałam chociaż raz na dzień. Nawet jakby mieli wyjechać to by powiedzieli i dzwonili aby upewnić się czy wszystko u mnie dobrze. Z jego opowieści nic nie kleiło się ze sobą. Coś tu nie gra, a to coś to pewnie rozwiązanie tego problemu.
***
Jechaliśmy już kilka godzin. Kilka razy się zatrzymywaliśmy, a kilka razy próbowałam uciec, ale bez skutku. Jedyne co wiem to to, że nie długo mamy wyjechać z Anglii. Dużo czasu miałam na rozmyślanie i znalezienie jakiegoś zrozumiałego wyjaśnienie tego wszystkiego. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkich wspólników Vincenta, których oczywiście widziałam, i porównać ich do mojego porywacza, ale nikt do niego nie pasował. Próbowałam też wyciągnąć z niego coś więcej, ale jako odpowiedź dostawałam groźby, że jak się nie zamknę to będzie ze mną źle.
Nawet raz strzelił we mnie, na moje szczęście lekkie draśnięcie.W mojej głowie pojawiły się także pytania czy moi bracia zainteresowali się tym, że nie napisałam do nich i czy jest szansa, że mnie kiedykolwiek uratują? Zastanawiałam się też czy ktoś pomógł Sonny'emu. Przecież ten psychol rozwalił mu tętnice! Sama widziałam jak tryska krew. Myśląc o tym wszystkim zmówiłam czterdzieści razy dziesiątek różańca.
Właśnie się zatrzymaliśmy. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Kierowca wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony. Burknął coś niezrozumiale, co miało chyba oznaczać, abym wysiadła. Też tak zrobiłam.
Poczułam jakiś metal na moim prawym nadgarstku. Spojrzałam w dół, miałam na sobie jedną obręcz z kajdanek. Drugą miał mężczyzna.
-To tak abyś mi nie uciekła.- Pociągnął mnie do jakiegoś budynku. Był to chyba jakiś magazyn z różnymi wspaniałymi rzeczami.
Do głowy wpadł mi genialny pomysł. Złapałam niezauważalnie kij bejsbolowy. Gdy odwrócił się całkowicie tyłem do mnie, zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły jaką miałam, oczywiście tak jak mnie uczył Dylan, bo Will twierdzi, że jestem jeszcze na to za mała.
Mężczyzna upadł nieprzytomny na ziemię, a ja zdjęłam kajdanki, również sposobem Dylana. Tyle ile sił w nogach miałam zaczęłam biec do wyjścia, byleby być daleko od tego wszystkiego. Wskoczyłam w samochód, którym tu się dostałam. Kluczyki były w statyjce, więc sprawnie odpaliłam samochód. Przed tym jak odjechałam przeszukałam przód pojazdu, żeby znaleźć mój telefon. Niestety go nie było, musiał go zabrać ze sobą. Ale ja tam nie wrócę, nie ma takiej mowy. Znajdę kogoś kto mi porzyczy telefon i zadzwonię do chłopaków.
Ruszyłam powoli włączając się do ruchu. Teraz to zależy ode mnie czy bezpieczenie dojadę do jakiegokolwiek miejsca, byle by odjechać jak najdalej stąd albo rozbije auto na pierwszym lepszym zakręcie. Nie byłam jeszcze aż tak dobrym kierowcą. Ostatnio porysowałam auto Vincenta. Myślałam, że mnie udusi, widziałem tą jego małą łezkę w oki, gdy patrzył na rysę. Ale nie był na mnie zły, czyli jednak mnie kocha.
Kilka metrów od wjazdu do lasu drogę zagrodził mi jakiś człowiek w kapturze. Nacisnęłam gwałtownie chamulec, przez co uderzyłam głową o kierownicę. Oczywiście z tych emocji zapomniałam o pasach. Ostatnie co pamiętam to huk i straszny ból.
CZYTASZ
Z Życia Rodziny Monet- Opowiadania
Novela JuvenilOpowiadania z życia Rodziny Monet autorki: @booksmaddy Kolejne przygody głównej bohaterki- Hailie Monet oraz jej braci- Tony, Shane, Dylan, William i Vincent Monet. Opowiadania są podzielone na części, np: I. Problem cześć 1. Snap: @rodzinka.monet ...