VI. Ucieczka cz. 1

750 32 13
                                    

Dzisiaj był jeden z tych dni kiedy nic mi nie wychodziło i odechciało mi się żyć. Najpierw święta trójca wpadła ja genialny plan zerwania mnie bardzo wcześnie z łóżka, bo podobno zaspałam.

-Dziewczynko, wstawaj.- Usłyszałam nad uchem głos Dylana.

-Idź sobie...- Wymamrotałam wtykając się w poduszkę.

-Hailie zaspałaś! Za 5 minut zaczynają się lekcje!- Nagle wydarł się Tony wprost do mojego ucha.

Zerwałam się z łóżka. Było ciemno i gdy biegłam do łazienki się potknęłam. Za sobą uslyszałam śmiech tych idiotów.

-Spokojnie młoda, nie zaspałaś.- Wydusił przez śmiech Shane. -Żartowaliśmy.

Podniosłam się i spojrzałam na nich.

-Co?- Powiedziałam z wyrzutem.

-No żartowaliśmy. -Odezwaj się najstarszy.

-Wy idioci!- Krzyknęłam.- Co wam wpadło do głowy?! Będę nie wyspana! Wy debile nie myte! Jak mogliście!? Co z wami jest nie tak!? Jesteście niedorozwinięci mózgowo! Banda idiotów! Debili! Jak was dorwę to nogi z tyłka powyrywam! Chamy!

Później pokłóciłam się z Moną.

-Nie uwierzysz!- zawołała Mona, gdy tylko pojawiłam się na szkolnym korytarzu. -Audrey mnie przeprosiła j znów jesteśmy przyjaciółkami!

-Co?- Sapnełam z niedowierzaniem.

-Pogodziłam się z Audrey! Jutro mamy się spotkać w parku przy szpitalu.- Szeroko się uśmiechnęła, tak, że było widać jej białe, idealne zęby. -Chcesz z nami się spotkać?

-Przepraszam, Mona, ale nie.

-Dlaczego?- Przy krzywiła głowę trochę w bok patrząc na mnie.

-Nie pamiętasz co nam jej brat zrobił?- Urwałam i po chwili kontynuowałam.- Dosypał nam czegoś, uśpił nas, chciał mnie zabić i pracował dla jakiegoś gangusa!

-No, ale Audrey nic nie miała z tym wspólnego.- Założyła ręce na piersi.

-Ona mnie szantażowała! Razem z Jason'em!- Wykrzyczałam jej prosto w twarz.

-Ale ona chciała tylko odzyskać brata, bo twoi durni bracia zrobili wielkie hali i wyjebali go z Pensylwanii. Wie, że popełniła błąd i tego bardzo żałuję. Chociaż... to ty powinnaś ją przeprosić za wyrzucenie jej brata.- Odwróciła się na pięcie i odeszła.

-Oj będziesz tego żałować, oj będziesz.

Stracilam zaufanie Vincenta.

-Znów mnie okłamałaś, droga Hailie.- Siedział na fotelu przy swoim biurku i nie odrywał ode mnie wzroku.

-Wiem Vince... Ale ja naprawdę nie wiedziałam jak zareagujesz...- Spuściłam wzrok na swoje kolana. Znów go zawiodłam.

-Mogłaś powiedzieć prawdę, miałabyś mniejszą karę.

-To on mi to dał... To miał być tylko jeden raz...

-Jedem, drugi, trzeci... A później popadniesz w nałóg. Tego chcesz? Naprawdę?- Pochylił się trochę w moją stronę.

-Już tak nie będę... Obiecuję.- Położyłam rękę na klatce piersiowej.

-Znów to słyszę. Obiecujesz i łamiesz tą obietnice. Tak się bawić nie będziemy Hailie.

-To naprawdę byłby jeden raz...

-Nie wierzę ci. -Powiedział w prost.

-Dlaczego...?- Moje oczy zaszkliły się. Ledwo powstrzymywałam się od płaczu.

Z Życia Rodziny Monet- OpowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz