I. Problem cześć 1.

2.4K 61 43
                                    

Dziś jest kolejna rocznica śmierci mojej mamy. To właśnie w ten dzień, trzy lata temu dowiedziałam się, że kobieta, która mnie wychowywała przez dobre czternaście lat umarła.
Nadal za nią tęskni, a z każdym dniem ta tęsknota rośnie od nowa i z każdym dniem jest coraz większa.

Nigdy nie zapomnę tego okropnego dnia. Najpierw zasłabnięcie mojej babci, a po kilku godzinach wiadomość, że obie zginęły w wypadku. Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy ten wypadek nie był przez kogoś ustawiony. Może kierowca tira, który wtedy wjechał w auto moich dwóch najbliższych mi osób, to jeden z wrogów rodziny Monet. A może Cam to wszystko zorganizował, aby mnie odzyskać i nikomu temu nie powiedział.

Własnie przygotowywałam mowę, która, mam nadzieję, pomoże mi w przekonaniu Vincenta do odwiedzenia grobu mojej mamy. Wolę być przygotowana, jakby coś poszło nie tak. Jest szansa, że się nie zgodzi.

Przez ostatnie tygodnie moi bracia mają dużo pracy. Aż za dużo, przez co nie mają dla mnie czasu. Jak czegoś chce to mówią, żebym później przyszła. Powoli robi się to męczące. Bardzo męczące. Już nie pamiętam nawet, kiedy usiedliśmy wspólnie do jakiegokolwiek posiłku. To już się robi męczące. Bardzo męczące.

Zebrałam się w sobie i wreszcie wyszłam z pokoju, od razu kierując się do zakazanego korytarza. Z każdym kolejnym krokiem serce waliło mi coraz mocniej. Czułam jak nogi robią się jak z waty. Czy tu zawsze było tak gorąco? Chyba się duszę.

Każda sekunda w tym korytarzu przedłużała się niemiłosiernie. Zaczęłam się lekko pocić. Cholera, co się ze mną dzieje? Już nie raz prosiłam go o coś i było wszystko dobrze. Tym razem też powinien się zgodzić, przecież byłam dobrą siostrą, nic złego nie zrobiłam, więc nie ma powodów, żeby się nie zgodził, prawda?

Stanęłam przed drzwiami gabinetu Vincenta. Jak zwykle obok nich stał wysoki i umięśniony ochroniarz. Wzięłam głęboki wdech.

-Ja do brata.

Mężczyzna tylko przytaknął i uchylił drzwi. Coś powiedział do mojego opiekuna prawnego. Gdy otrzymał odpowiedź wpuścił mnie do środka. Westchnęłam i weszłam do pomieszczenia.

-O co chodzi, droga Hailie?- podniósł swój chłodny wzrok z nad papierów. Usiadłam na fotelu przed nim.

-Vince... chodzi o to, że dzisiaj jest rocznica śmierci... sam wiesz kogoś...- starałam się, aby mój głos nie zadrżał. Jakoś mi nie wyszło. Nienawidzę siebie, jak się stresuje.

-Do sedna, Hailie.- odezwał się zirytowany. Czyżbym ja go zirytowała?

-Chce odwiedzić grób babci.- spojrzałam mu prosto w oczy i to był chyba błąd. Cała moja "pewność siebie" wyparowała. A dokladnie jej mały procent, który był we mnie.

-Chyba wiesz, że ja z resztą twoich braci mamy teraz dużo pracy. Nikt teraz nie poleci z tobą do Anglii.

Wiedziałam.

-Wiem, ale mogę przecież sama polecieć. Przecież jestem już duża i można mi zaufać, prawda?- chyba tu zejdę na zawał. -Vince proszę cię, chociaż ten jeden raz puść mnie gdzieś samą. Będę bezpieczna, przecież Sonny będzie ze mną. Proszę, zgódź się.

-No dobrze. To czemu mam cię puścić za granicę samą?- uniósł jedną brew, nie spuszczając ze mnie wzroku.

-No bo... Byamma grzeczna, nic złego nie robiłam i robiłam wszystko co chcieliście. Nawet sama zmuszałam się do jedzenia.- uśmiechnęłam się pokazując zęby. Serce podeszli mi pod gardło. Modliłam się w duchu, aby teraz niczego głupiego nie zrobić, przez co mogłabym zapomnieć o mojej wycieczce w rodzinne strony.

Z Życia Rodziny Monet- OpowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz