W Pensylwanii lato było cudne. Ptaszki śpiewają, dzieci się bawią, bawić się pod gołym niebem. Jest ciepło, można wyjść na spacer, popływać w basenie, spędzić miło czas z rodziną. Tak miało być dzisiaj, ale znów się coś spieprzylo. Miałam zamiar zabrać któregoś z braci na spacer i pokazać jak wspaniale jest, gdy mnie nie kontrolują.
Zeszłam do kuchni, gdzie siedziała święta trójca. Dylan, Shane, Tony. Muszę dwa razy pomyśleć zanim udobrucham którego z nich.
Dylan. Bystry, chamski, wyzywa, gdy zobaczy jakąś dupe od razu wykorzystuje swoją młodszą siostrę, bije ludzi, dokucza, straszny, potrafi zniszczyć najprostszą rzecz, boje się go, rzuca nieśmieszne żarty. Przypieprzy się do wszystkich i wszystkiego. Strach z nim gdzieś wyjść.
Shane. Normalny z tej trójki. Miły, gadatliwy, zje wszystko co jest zjadliwe i nie tylko, śmieszny, potrafi się kontrolować (czasem), pomocny, zabierze cię wszędzie gdzie jest jedzenie. W miarę idealny.
Tony. Głupi, debil, straszny, boje się go, jeść okropny. Nie potrafimy się dogadać. Komplikuje wszystko co jest proste. Gada cały czas o Monie. Vincent zabronił nam razem gdziekolwiek wychodzić.
Najlepszym kandydatem na spacer z tej Trójcy okazuje się być Shane. On nie powinien mnie tak denerwować, jak tamtą dwójka. Może mniej wstydu przyniesie, ale to może. Nic nie jest pewne w stu procentach.
Podeszła od tylu do Shane'a i uwiesilam się na jego plecach. On tylko westchnął i spytał:
-No co chcesz?
-Pojdziemy na spacerek?- Zapytałam robiąc słodkie oczy.
-Po co?
-A po co chodzi się na spacery?
-No nie wiem, nie chce męczyć nóg.
-Masz jeszcze innych braci, z którymi możesz wyjść na spacer.- Wtrącił się Dylan przeżuwając swoje jedzenie. Spojrzawszy na niego, przestałam robić słodkie oczy.
-Ale chce z Shane'em idioto.- Warknęłam i wróciłam do jednego z bliźniaków. -Pojdziemy na jedzenie, co ty na to?
-Jedzenie powiadasz...- Udał, że się zastanawia, a po krótkiej chwili powiedział- Okej, tylko dokończe moje pankejki i pójdziemy.
Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w policzek. Kątem oka widziałam jak Dylan przygląda się nam z oburzeniem i... Zazdrością?
Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Jakiś problem?- Zapytałam unosząc prawą brew.
Widziałam, że zawahał się trochę, ale i tak mi odpowiedział.
-Też chce buziaka.- Zawstydził się i spóścił wzrok na swój talerz.
-Nie zasłużyłeś.- Wzruszyłam ramionami, prostując się.
-Aha, czyli on zasłużył!?- Wydarł się na mnie mój wredny brat. Ja tylko pokiwałam głową i odeszłam zostawiając z tyłu przekleństwa Dylana oraz jak mówi, że to głupia faworyzacja.
Po kilku minutach szłam z Shane'em przez las, który znajdował się na posesji Willi Monetów. Opowiadał mi właśnie, jak kiedyś przypadkiem wsiadł nie do tego samochodu co trzeba po pijaku i pojechał na drugi koniec Pensylwanii. Słuchałam uważnie, ale rozproszył mnie pies, który załatwiał się kwiatek. Na oko był to mlecz.
Shane od razu, gdy zauważył, że nie skupiam się na jego opowiadaniu tej fascynującej opowieści, powiódł wzrokiem w stronę, w którą ja teraz patrzyłam.
-To pies Eugienii, czasem przyprowadza go, gdy nikt nie może nim się zająć. Vincent wyraził na to zgodę. Z resztą, zjada wszystkie szkodniki, dlatego ostatnio rozważaliśmy czy faktycznie tego psa nie zatrudnić.- Wyjaśnił Shane, a ja prychnęłam z rozbawienia.
-Aż tak strasznie nie lubicie szkodników?- Zapytałam i spojrzałam na mojego towarzyszą.
-Cholernie nie znosimy. Pamiętam jak przyniosłem do gabinetu Vincenta jaszczurkę. Gdy zapytał w jakiej sprawie do niego przychodzę, to powiedziałem, że mam mu coś do pokazania. Podeszłem do jego biurka i odsloniłem ją, a jego tak jak był, tak go już nie było.- Gdy pytająco patrzyłam na niego, on raczył kontynuować. -Po godzinie zadzwonił do nas z pod jakiegoś baru. Uważał, że tam ten "potwór" go nie znajdzie.
Gdy doszliśmy do miejsca, gdzie przed chwilą widziałam psa, shane urwał kwiatka, na którego zwierzątko się załatwiło.
-Wiesz, że mlecze są kwiatami, które leczą?- zapytał przyglądając się roślinie. Nie czekając na moją odpowiedź dodał-A wiesz co to znaczy?
-Nie
-Że można go zjeść.
-Shane nie... Lepiej tego nie rób...- Ledwo skończyłam te zdanie, a on włożył mlecz do ust.
Pomlaskał chwile, a gdy go połknął, dopiero się odezwał.
-Ma taki... Kwaśny smak... Taki też gorzki...- Zaczął opisywać mi jak smakowało.
-Shane... Tego kwiatka piesek Eugenii... Opsikał...
On spojrzał na mnie spanikowany, a potem machnął ręką i powiedział, że nic mu nie będzie.
Po powrocie do domu, aż do rana następnego dnia wymiotował. Nie przespałam całej nocy, bo przy nim siedziałam w łazience. Reszta braci jeszcze nie wiedziało co się działo, do tego momentu.
-Co się dzieje?- Usłyszałam za plecami zimny głos najstarszego z braci. Klęczałam razem z Shane'em przy muszli klozetowej.
Odwróciłam się i spojrzałam na Vincenta. Po krótkich wyjaśnianiach oberwało mi się za to, że go nie powstrzymałam, a następnie postanowiliśmy zawieźć go do szpitala. Po drodze oczywiście odbyło się z opierdzielem od Tony'ego i Dylana.
W szpitalu spędziliśmy ponad dwie godziny czekając na wyniki. Shane dostał jakiegoś zatrucia. Przeszedł płukanie żołądka.
-Shane ty debilu jebany, czemu jadłeś tego kwiatka?- Zapytał Tony od razu, gdy weszliśmy do sali, gdzie znajdował się najstarszy z bliźniaków.
-Daj mu na razie spokój. Wszyscy dajcie mu spokój. Musi teraz odpocząć.- Odezwałam sie i usiadłam na krześle obok łóżka. Poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń.
-Dziekuje...- Wyszeptał do mnie Shane. Posłałam mu lekki uśmiech.
W szpitalu spędziliśmy jakieś dwa tygodnie. Najpierw dostał zatrucia, później grypy. Ciągle przy nim byłam, tak samo jak najmłodszy z braci. Byłoby blisko, a sami zostalibyśmy w szpitalu. Tony przyniósł nam jakieś nie świeże jedzenie.
Po powrocie do domu kupiliśmy smycz, aby Shane nie jadł nic takiego jak ten kwiatek. Niestety. To nie podziałało, bo i tak dobierał się do wszystkiego co możliwe. Raz mi uciekł.
Lecz najważniejsze jest to, że wszystko się dobrze skończyło.
KONIEC
CZYTASZ
Z Życia Rodziny Monet- Opowiadania
Fiksi RemajaOpowiadania z życia Rodziny Monet autorki: @booksmaddy Kolejne przygody głównej bohaterki- Hailie Monet oraz jej braci- Tony, Shane, Dylan, William i Vincent Monet. Opowiadania są podzielone na części, np: I. Problem cześć 1. Snap: @rodzinka.monet ...