XXXII. Strata

527 24 1
                                    

Jego głos brzmiał strasznie gdy się odezwał.

M: Frian ty nic nie rozumiesz. To ja jestem Alfą! To ja jestem jej Mate! To ja mam prawo decydować o twoim pobycie na wyspie!

F: Jestem tu od bardzo wielu pokoleń i uwierz mi, to nie ty o tym decydujesz. Jestem tu z woli twojego pradziadka, który przewracał by się w grobie gdyby wiedział co wyrabiasz. Ona nie czuje więzi Mate. Gdyby chciała zeszłabym do nas.. Wyobraź sobie, że wiem więcej niż Ci się wydaje.

A: Frianie pozwól mu ją chociaż zobaczyć.. Proszę Cię w jego imieniu.

Avery starał się załagodzić sytuację. Usłyszałam szloch.

D: Daine! Słyszysz mnie? Ja tak strasznie Cię przepraszam.. Powinienem Cię chronić.. Proszę Cię zejdź do nas.

Zrobiło mi się zimno, pomimo warstw kołdry, którą byłam szczelnie zawinięta.

F: Donie.. Nie martw się. Nie będzie Ci miała nic za złe. To sprawa pomiędzy braćmi. Jak mniemam broniłeś jej honoru.

M: To pozwól chociaż mu do niej wejść..


Ściany nie były za grube. W tamtej chwili za to dziękowałam.

F: Nic tu po was. Wyjedźcie zaraz. Ona zostanie przez najbliższy czas. Może to i lepiej. Skoro tak Ci zależy to zrozumiesz, że przyspieszy to proces.. Jej powrotu do zdrowia. Nasza umowa Crage jest trwała. Przysięgałem i ja tej przysięgi dotrzymam.

Szarpanina rozległa się niespodziewanie. Krzyki i szamotanina wprawiły mnie w osłupienie. Nie wiem jak zdołałam się ruszyć, ale szybko pod wpływem adrenaliny ruszyłam do drzwi.

Wypadłam na korytarz i zaraz do salonu, w którym zaczęły latać meble (jak podejrzewam). Przestali jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale w moją stronę poleciał jakiś ciężki przedmiot i trafił w udo.

Chrupnięcie kości i czyiś krzyk. Ostry ból zwalił mnie na podłogę.

Nie rozumiałam co mówi do mnie Frian. Słowa zamieniały się w jednolitą całość. Nie mogłam ich rozróżnić. Zwymiotowałam.

Wysunęłam rękę na miejsce, w którym rozchodził się ból.

Poczułam ciepło krwii. Natrafiłam na coś twardego.

Ktoś zaczął klepać mnie po twarzy.

-Wszystko będzie dobrze słyszysz? Będzie dobrze.

***

Szepty wnikały w moją czaszkę, głosy się zmieniały ale nadal nie rozpoznawałam słów. Otworzyłam oczy. Pod sobą czułam miękki materac, a na sobie kołdrę, która pachniała Frianem.

Moje oczy szybko mrugały. Światło wydawało się nieznośne. Nie widziałam nic poza nim.

Ktoś przystawił mi szklankę do ust, łapczywie się napiłam.

Wtedy dotarł do mnie głos Friana.

-Musiałem na chwilę cię uśpić. Złożyłem nogę i założyłem opatrunek. Dostaniesz gorączki. Zresztą wiesz jak to u was działa. Jest już na swoim miejscu więc powinna szybko się zrosnąć.

-Dziękuję.

Mój głos brzmiał obco.

-Miałaś nie wychodzić. Z tymi wilkołakami to nie są przelewki. Nabuzowana testosteronem banda małolatów.

-Co we mnie trafiło?

-Mój stół. Nie wiem, który z nich nim rzucił.

Chwilę było cicho, potem usłyszałam szepty za ścianą.

-Nadal tu są?

-Jakieś pół godziny składałem Ci nogę. Są, pragnąłbym się ich pozbyć. Na dodatek drugi Crage się pojawił i chodzi pod drzwiami jak stróż.

Villhelm przyjechał.

-Mogą zapomnieć, że tu wejdą.

Właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły. Poczułam ostry zapach potu i lasu.

V: Daine.. Dzięki Bogu..

Jego dłoń szybko odnalazła moją. Usłyszałam cichy plask.

F: Mówiłem coś? Czekać i nie przeszkadzać. Nie zapraszałem Cię do środka.

V: Obudziła się i ja.. Przepraszam. Nie pomyślałem.

F: Zaraz będziesz musiał myśleć. Proszę wywalić to stado hołoty z mojego domu.

Jego palce mocno zacisnęły się na moich.

V: Przepraszam Daine.

Potem wyszedł i zostawił mnie sam z lekarzem. Chwilę później słyszałam odjeżdżające samochody.

Niestety potem zaczęła się gorączka.

Wilkołaki potrafią szybko się regenerować. Nasza temperatura ciała jest wyższa niż zwykłych ludzi. Jednak zrastanie kości jest nie do zniesienia.

Na szczęście zajmuje to mało czasu. Jednak ja wtedy o tym nie myślałam. Cała sie trzęsłam. Było mi cholernie zimno. Ból przeszywał każdą komórkę ciała.

Frian położył mi na czole coś zimnego.

Zawyłam gdy poczułam kolejną falę gorąca.

-Spokojnie, ciii.

Odkrył mnie do połowy. Chciałam zaprotestować, ale nie miałam sił. Podwinął materiał, który zakrywał brzuch.

-Kurwa.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam co, to oznacza. Ból mną zawładnął.

***

Wszystko przeszło. Frian był jednak bardzo niespokojny. Chodził i kręcił się koło mnie. Nie odpowiadał na pytania.

-Przepraszam Daine.

Kolejne przeprosiny?

-Dlaczego? Przecież mi pomogłeś.

-Ale nie byłem w stanie ochronić tego, co miało nadejść.

Zmarszczyłam brwii. Potem złapałam się za brzuch.

-Już go nie ma.

Zapłakałam gorzko. Zabiłam je swoją nierozwagą.

-To był dopiero początek. Bez względu jednak na to.. Wybacz mi, że nie byłem w stanie go uratować. Pójdę po jakieś materiały.. Będziesz krwawiła przez około tydzień, może dwa.

-Dziękuję.

Podwinęłam nogi pod brodę. Płakałam. Nie byłam w stanie zrobić nic więcej.

Zagubiona w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz