XIV. Najwyższy czas

779 23 4
                                    

*Perspektywa Matthiasa*

Dlaczego tak boli mnie głowa?
Ruszyłem się niespokojnie. Wtedy wydarzenia z wczoraj uderzyły we mnie z całą swoją mocą. Wstałem szybko i od razu tego pożałowałem. Leżałem na podłodze w moim gabinecie. Chłopaków nie było. Całe ciało mnie piekło i wydawało mi się, że będę rzygać.

-Boże.. Co ja najlepszego zrobiłem..

Prawie zgwałciłem Daine. Tylko po to, żeby mogła zostać oznaczona. Żeby stała się moja. Liczyłem, że zajdzie w ciążę.. Bo wtedy będę mógł już spłacić dług. Kurwa... My dziś musimy do niego jechać.. A ona nie spojrzy mi w oczy. Nie uśmiechnie się. Nie odezwie. Będzie przerażona jak poczuje moją obecność.

Wstałem i tym razem podszedłem do biurka. Leżała tam paczka fajek, które szybko chwyciłem i odpaliłem jednego.

Musze być w stanie dziś funkcjonować. Mimo, że mam ochotę się zajebać na miejscu. Muszę dać jej szanse na lepsze życie. Niech mnie nienawidzi. Zasłużyłem i nie ma usprawiedliwienia.

Powoli ruszyłem przez dom główny. Ludzie mi się przyglądali. Każdy z nich się witał, albo pozdrawiał gestem głowy. Ava i Villa nie spotkałem, a będą mi potrzebni.

Kathia stała w kuchni i spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.

-Nie myśl Alfo, że dziś do niej pójdziesz. - Warknęła.

Dotąd spokojna, pogodna teraz.. Cała spochmurniała, widziałem determinację.

-Kathio, dziękuję.. Że z nią wczoraj byłaś.

Odwróciła się do mnie plecami. Cisza wypełniła cały dom. Każdy czekał i łaknął ciągu dalszego.

-Jednak mimo, że bardzo bym chciał dać jej spokój.. Muszę z nią wyjechać. Na badania.

Odwróciła się i uniosła brwi.

-Zmusisz ją jak nie będzie chciała?

Kilka szeptów przebiegło po kuchni.

Zachowałem się jak tchórz i po prostu wyszedłem. Dom obok był dużo mniejszy niż rezydencja. Tam mieszkała i jak na razie pewnie z mojej winy będzie mieszkać Daine. Przy wejściu kręciło się kilka osób. Odsuneli się gdy tylko zobaczyli, że wchodzę.

Drewniane schody zaskrzypiały pod moim ciężarem. Otowrzylem drzwi, a wtedy zdałem sobie sprawę, że nawet nie ubrałem się w nic innego.

Moja miała koszula miała na sobie ślady krwii, była wygnieciona. Na twarzy pewnie też mam sporo śladów po razach Villhelma.

Postanowiłem, że pogadam z Averym o podróży do Friana, a potem przebiorę się i ogarnę.

Siedział w salonie sam w ciszy.

-Daine jeszcze śpi. Mam nadzieję, że nie do niej miałeś zamiar iść pachnąc potem, krwią i wódką z papierosami. Należą jej się normalne przeprosiny. Choć to niewiele zmieni.

-Musimy dziś do niego jechać.

Spojrzał na mnie i tylko kiwnął głową.

-Ja pogadam z Villem. On też pojedzie.

Nie chciałem się kłócić. Zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Zakuło mnie jednak serce. Wiedziałem, że jest teraz z nią.

************************************
*Perspektywa Villhelma *

-Daine.. Musimy wstać. - Wyszeptałem wspost do jej ucha.

Zaczęła się wiercić i mruknęła coś cicho.

-Dziś jedziemy do specjalisty.

Nie wiedziałem jak inaczej go nazwać. Ona powoli otworzyła oczy, a ja ujrzałem mleczny odcień czekolady spowity mgłą. Spała w mojej bluzie przykryta pod sam czubek nosa.

-Z tobą? - nadzieja w głosie mnie rozbroiła.

-Ty, ja, Avery i... On.

Poczułem jak przez jej ciało przebiega dreszcz.

-Będę siedział koło ciebie. Gdyby nie to, że Frian umie Ci pomóc nigdy bym się na to nie zgodził. On też będzie potrzebny... Tam na miejscu. Musi oddać mu umowę.

Przyczołgała się delikatnie w moją stronę.

-Tylko bądź blisko.

-Obiecuję.

I tej obietnicy dotrzymam.

************************************
Czekałem przed drzwiami do jej pokoju. Kathia pomogła wybrać jej wygodne rzeczy i miała ją uczesać.

Ściszone głosy dochodziły do moich uszu i wiedziałem o czym mówią, ale starałem się nie podsłuchiwać. Gdy otworzyły się drzwi Kathia pierwsza wyszła. Za nią mój aniołek.

Włosy miała związane w luźny warkocz. Chyba tak na to mówią dziewczyny. Czarna bluza była podobna do mojej, ale dużo mniejsza, a jeansy powodowały, że będzie jej w miarę wygodnie. Na stopach trampki, które często nosiła, ale w połączeniu z sukienkami.

Wyglądała jak kobieta moich snów. Szybko się jednak opanowałem widząc wzrok Kathi.

-Avery czeka w samochodzie.

Dziewczyny szły pod rękę, a ja powoli wlokłem się za nimi. Kathia jednak nie wyszła na zewnątrz bo kuchenka zaczęła piszczeć.

Teraz ja prowadziłem tą skrzywdzoną przez mojego, rodzonego brata osóbkę. Gdy wsiadła zapiełem jej pasy, choć wiedziałem, że dałaby radę sama. Siedzieliśmy z tyłu. Avery siedział za kierownicą, a Matthias ze spuszczoną głową koło niego.

-Przepraszam...

Zagubiona w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz