1. Niefortunny wypadek

229 9 2
                                    




Od zawsze lubiałam ryzyko. Nie ważne czym ono było spowodowane. Ryzykując, choćby nawet swoim życiem, sprawiało, że właśnie wtedy czułam że żyje. Nie ważne jak tandetnie i przereklamowanie to brzmi. W grupce kolegów ta ja zawsze miałam psyche zrobić coś czego oni się bali. Oczywiście ja również się bałam ale wmawiałam sobie wtedy, że jak mi się uda, to komuś zaimponuje.

W dzieciństwie głównie o to mi chodziło. Jeżeli była jakaś rzecz w której mogłam się wykazać, robiłam to. A to dlatego, bo zawsze czułam się nie wystarczająca i nijaka. Bez konkretnego hobby, bez przyjaciół, bez żadnego talentu. To byłam ja. I za wszelką cenę chciałam to zmienić. Nie chciałam być „nikim". Chciałam być zauważalna i szanowana jak inni. Ryzykując, czułam że jestem na wyższym poziomie od innych i że mogę wszystko. Zawsze szła za mną ta myśl, że muszę być „kimś". I nie ważne kim. Po prostu miałam być, a ludzie mieli to widzieć. Zawsze chciałam być zauważalna, ale nie w sposób kogoś sławnego. Po prostu żeby ktoś mnie zobaczył. Choćby nawet jedna osoba. Żeby choć jedna osoba mnie doceniła. Lubiła.

Dlatego postanowiłam pójść tam, gdzie to ryzyko dostanę.

Nie jest to legalne miejsce. Policja od dawna stara się namierzyć miejsce tych nielegalnych spotkań i zbrodni. Ludzie mówią, że w naszym mieście jest mafia, bo jak inaczej można nazwać ich działalność? Jest niebezpieczna i nie legalna. Ale to tylko innych ludzi opinia. Ja osobiście uważam, że ta działalność jest po coś. Nie jest bez powodu i ma ona coś na celu.

Nigdy nie czułam, że jestem dobrą dziewczynką i że muszę wracać do domu przed dwudziestą drugą. Nigdy jakoś specjalnie nie słuchałam się rodziców, choć są cudownymi ludźmi i szanuję ich jak nikogo innego, tak nigdy nie lubiałam ograniczeń. Moi rodzice w końcu nauczyli się że mnie nie powstrzymają przed czymś co sobie postanowię. Dlatego tylko mówią że mam uważać, a jak przyjdzie do nich policja to wyprą się wszystkiemu co jest ze mną powiązane. Kochani są, naprawdę.

Teraz jestem w drodze do baru pod nazwą „starry night". Słyszałam, że to ulubiony bar szefa nielegalnej działalności. Podobno przychodzi tu tylko w wyznaczone dni. Nie udało mi się dowiedzieć w które dni, dlatego albo się dzisiaj pojawi albo nie. Mam jednak nadzieję że się pojawi, bo jakoś nie zbyt cieszy mi się tu przychodzić codziennie.

Bar jest położony nie daleko morza, dzięki czemu miło się tu spaceruje, nawet wtedy gdy mijają cie pijani ludzie. Chociaż nie wiem czy to takie mądre stawiać tu bar, szczególnie, że pod wpływem procentów, ludziom przychodzą różne głupie pomysły.

Na dworze jest już ciemno, a dookoła słychać fale obijające się o brzeg oraz śmiech ludzi. Wiatr jest bardzo przyjemny w tę porę roku. Jest ciepło ale nie za gorąco, dzięki czemu ja ubrana w krótkie spodenki oraz cienką za dużą bluzę, odczuwam przyjemny wiatr muskający mają skrę.

Jest piątek wieczór, dlatego ulice są wypełnione ludźmi którzy w końcu po długim tygodniu pracy, mogą się odprężyć ze swoimi przyjaciółmi.

Miło się na nich patrzy. Na ich uśmiechnięte twarze i ich podekscytowanie dzisiejszym wieczorem. Widać że są szczęśliwi i w końcu dotarli do tego momentu, że wiedzą czego chcą od życia.

Jednocześnie wywołuje to u mnie lekkie ukucie w klatce piersiowej. Bo ja wciąż nie wiem czy to, po co tam zmierzam tam znajdę, a nawet jeśli, to jakie są szanse że mi się uda? Co zrobię gdy mi się nie uda? Gdzie pójdę i co będę robić? Czy wtedy zmienię kierunek i pójdę gdzieś, gdzie nie będę czuła, że się spełniam?

Jednak wolę wierzyć, że mi się uda. Że będę robić coś, dzięki czemu naprawdę będę czuła że żyję.

Nie mam planu B, nie mam pojęcia co mogłabym robić oprócz tego. Tego. Ale właściwie czego? Nie mam pojęcia czym się dokładnie tam zajmują. I czy nie zrobią mi krzywdy.

Risk for me, my dearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz