Rozdział ósmy

7.8K 845 198
                                    

MADISON

Nie wiem, jak to możliwe, że wystarczają mi dwa dni bez Willow, za to z Patrickiem wieczorami w domu, żebym znowu stała się kłębkiem nerwów. Nieustannie muszę się gryźć w język, żeby się do czegoś nie przyczepić. Obiecałam sobie – i przyjaciółce również – że porozmawiam z mężem na spokojnie w weekend, gdy dzieci pójdą spać, a on nie będzie musiał następnego dnia wstać do pracy. Okazuje się, że to jednak nie jest takie proste. Patrick chyba za punkt honoru postawił sobie doprowadzenie mnie do szału.

– Na lodówce od dwóch miesięcy wisi kartka, że jutro organizowany jest festyn z wesołym miasteczkiem – mówię spokojnie, chociaż wściekłość wzrasta we mnie z każdą sekundą. – Evie naprawdę cieszyła się na to wyjście z tobą.

– Przepraszam – odpowiada chyba całkiem szczerze. – Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Spróbuję urwać się szybciej z pracy.

– Festyn jest od dziesiątej, Patrick...

– Chyba nic się nie stanie, jak pójdziemy na niego trochę później.

Rozczapierzam mocno palce, zanim zwijam je w pięści i zgrzytam zębami. Mąż spogląda na mnie z uniesioną brwią.

– O co ci znowu chodzi?

Prycham i kręcę głową.

– O nic – odpowiadam spokojnie. – Powiesz Evie, że pójdziecie później na festyn, czy ja mam to zrobić?

– A mogła...

– Zastanów się dobrze nad odpowiedzią – przerywam mu chłodno. – Zastanów się, co chcesz powiedzieć, bo przysięgam na Boga, jeśli powiesz mi, żebym ja to zrobiła, wpadnę w szał.

Mruga kilkakrotnie, jakby był kompletnie zaskoczony. Ja natomiast krzyżuję ramiona na piersi i spoglądam na niego kpiąco.

– Zacznij brać odpowiedzialność za własne błędy, Patrick.

– Przecież to tylko festyn...

– To teraz jest tylko festyn! – podnoszę głos, bo naprawdę mam serdecznie dość. – Później co będzie? Wizyta u lekarza? – Stukam palcem po policzku. – A nie, przepraszam, na wizyty do lekarzy to ja chodzę i to ja o nich pamiętam, nie ty.

Patrick wstaje powoli z kanapy i do mnie podchodzi. Nie wiem, czy zamierza na mnie wrzasnąć, czy co, ale unoszę wysoko podbródek i wpatruję się z wściekłością w jego oczy.

– Naprawdę pieklisz się o to, że zapomniałem o festynie? – pyta spokojnie, chociaż mięsień mu na szczęce drga. – Mogłaś mi przypomnieć, załatwiłbym sobie wolne.

Wybucham głośnym, przepełnionym kpiną śmiechem. Chyba zbijam go tym z tropu, bo ściąga mocno brwi i patrzy na mnie z dezorientacją.

– Wiesz co, Patrick?

– Co?

Robię krok w jego stronę, wbijam mu paznokieć w tors i spoglądam w oczy.

– Gdyby zależało ci na tym, żeby pójść z Evie na festyn, nie wypadłoby ci to z głowy – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Ja się już przyzwyczaiłam, że masz mnie i moje samopoczucie w dupie, ale na litość boską, zacznij zauważać coś więcej niż czubek własnego nosa. Masz dzieci, do cholery. Dzieci, z którymi praktycznie nie spędzasz czasu.

Otwiera usta, ale od razu je zamyka. Marszczy czoło, a w oczach błyskają mu wyrzuty sumienia. Czyżby coś do niego dotarło?

– Postaram się przyjechać jak najszybciej z pracy – obiecuje.

Highway to love / 18+ / ZAKOŃCZONE / PREMIERA 2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz