Rozdział dziesiąty

8.7K 751 26
                                    

RHYS

Wchodzę do domu klubowego i natychmiast kieruję się w stronę baru. Po drodze kiwam głową kilku Hang-aroundom grającym w bilard. Jeden chyba pracuje w naszym warsztacie samochodowym, sądząc po firmowej koszulce z logo klubu.

– Siema. – Przybijam piątkę z Texasem, który robi dziś za barmana. – Daj mi IPĘ.

Brat odstawia na bok szklanki, w których szykował drinki dla – jak się domyślam – dwóch groupies siedzących po przeciwnej stronie pomieszczenia. Zerkam na kobiety tylko przelotnie i szybko wracam spojrzeniem do Texasa. Akurat stawia przede mną schłodzone piwo.

– Dzięki, Bracie. – rzucam i odpycham się od baru. – Peppermint jest u siebie?

– Tak.

Natychmiast ruszam w stronę korytarza. Jest piątek i to dość wcześnie rano, więc ani trochę nie dziwią mnie pustki w domu. Większość siedzi w robocie. Ja w sumie też powinienem się za jakąś wziąć, ale nie mam do tego ostatnio zapału. Wkrótce jednak skończy mi się laba – dokładnie wtedy, gdy zabraknie mi odłożonej kasy.

Pukam trzy razy do gabinetu i wchodzę do środka. Witam się z Peppermintem żółwikiem, zanim opadam tyłkiem na krzesło przy biurku. Rozstawiam nogi i kiwam głową w stronę papierzysk leżących na ciemnym blacie.

– I jak to wygląda?

Peppermint drapie się po zaroście, wyraźnie się przy tym krzywiąc.

– Kiepsko, Mad Dog – odpowiada z grymasem niezadowolenia. – Staram się trzymać rękę na pulsie z wydatkami, ale cały czas rosną koszty utrzymania klubu. Głównie woda i prąd. – Wzdycha ciężko i opada plecami na oparcie fotela. – Zaczynają mi się kończyć pomysły, jak obciąć niepotrzebne wydatki.

Kiwam ze zrozumieniem głową. Jak tylko Peppermint wprowadza mnie głębiej w temat, pokazując ostatnie koszta, budzi się we mnie poważny niepokój. Może nie znam się na księgowości, ale ostatnie dwa miesiące były częściowo opłacane z oszczędności, których mieliśmy – jako klub – nie ruszać. Głównie dlatego, że pochodzą z handlem dragami. Czymś, z czego żaden z nas nie jest dumny.

– Kurwa mać. – Upijam łyk i poruszam ustami na boki. – A jak finansowo stoi warsztat?

– Chujowo – odpowiada od razu. – Cztery miesiące temu w Kalifornii doszło do strzelaniny między dwoma klubami. Od tamtej pory zaczęliśmy tracić klientów. Stracili zaufanie do motocyklistów. Wcześniej może nie było zajebiście, ale stabilnie. Teraz jednak jest tragicznie.

Wzdycham ciężko i kręcę do siebie głową, pocierając palcami brodę. Bar na siebie nie zarabia. Warsztat również. Jeszcze trochę i ten drugi będzie musiał zostać zamknięty, co jeszcze bardziej wpędzi nas w dołek. Nie zajedziemy daleko na samych składkach członkowskich.

– Gdy wychodziłem na wolność, nie sądziłem, że jest tak kiepsko – odzywam się po chwili.

– Nie chcieliśmy cię martwić – tłumaczy. – Po drugie Hawk liczył na to, że sprawy się nieco ustabilizują. Na próżno. Rezygnacja z dragów sześć lat temu to był dobry pomysł, ale z drugiej strony... – Krzywi się. – No właśnie. – Wskazuje dłonią na dokumenty księgowe. – To.

– Trzeba będzie coś wymyślić. – Wypijam duszkiem jedną trzecią piwa. – Musimy się odkuć. Masz potem czas na przejażdżkę po Sedonie?

Highway to love / 18+ / ZAKOŃCZONE / PREMIERA 2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz