7.

2K 51 11
                                    

Zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Było ich na prawdę sporo.

Schody były kręte i wydawały się nie mieć końca.

Dostrzegłam naturalne światło. Zachód słońca. Barwy pomarańczy, różu i błękitu.

Ostatni stopień.

Ktoś tutaj też jest.

Męska sylwetka wyróżniała się na tle pięknego nieba. Ten ktoś opierał się o poręcz balkonu i palił papierosa.

- Mattheo? - zapytałam. Chciałam oczyścić sobie umysł z myśli o tym chłopaku a Dumbledore zaprowadził mnie prosto przed niego.

Widziałam jak postać obraca się w moją stronę.

- Mia, co tutaj robisz? - to był on. Chłopak zaciągnął się znowu papierosem.

Podeszłam bliżej i wtedy ujawniła mi się jego twarz. W barwach zachodu słońca wyglądał pięknie. Podeszłam do barierki i spojrzałam na niebo. Mattheo znowu odwrócił się i również spoglądał w tym samym kierunku co ja.

- Piękne. - powiedziałam bardziej do siebie na to co widziałam. Krajobraz gór, lasów i zieleni w świetle różowo pomarańczowego nieba.

Riddle odwrócił głowę w moją stronę i wpatrywał się we mnie.

- Bardzo piękne. - odpowiedział po dłuższej chwili. Teraz i ja spojrzałam na niego. Jego oczy błyszczały. Ciemny kolor w nich odbijał niesamowite niebo. On był idealny.

Mattheo skończył swojego papierosa, zaczesał dłonią włosy i  wyprostował się.

- Odkryłaś moje tajemnicze miejsce. Tak szczerze prawie nikt tu nie przychodzi po za zajęciami z astronomii. 

- Byłam się przejść i trafiłam tu przypadkiem. Nie chce ci przeszkadzać więc pójdę już. - też pewnie chciał posiedzieć sam a ja musiałam ma niego wpaść. Zaczęłam odchodzić, lecz chłopak mnie zatrzymał.

- Zostań. - powiedział co zabrzmiało jak prośba. Wyglądał teraz jak zagubione dziecko. Czy coś mu się stało?

- Dobrze. - Chłopak usiadł na ziemi i oparł się o teleskop znajdujący się po środku. Zrobiłam to samo.

- Jeżeli chodzi o wczorajszą imprezę to chyba oboje byliśmy trochę pijani i powinniśmy o tym zap - nie zdążyłam dokończyć zdania bo Mattheo mnie pocałował. Jego dłoń trzymała mnie za polik a usta delikatnie muskały moje. Brunet odsunął się lekko nadal będąc centymetry ode mnie. Delikatnie dotknął kciukiem mojej dolnej wargi.

- Jak raz spróbowałem to chce więcej i więcej. - szepnął i ponownie mnie pocałował. Tym razem dołączył swój język. Całowaliśmy się namiętnie na wieży astronomicznej podczas zachodu słońca.

••

Wracaliśmy w ciszy. Żadne z nas nic nie mówiło. Byłam zdziwiona zachowaniem chłopaka ale sama tego pragnęłam. Nie rozumiałam co się dzieje i dlaczego odczuwam takie emocje. Nawet go nie znam. Nic o nim nie wiem.

Bez słowa udałam się do swojego pokoju. Teraz mam jeszcze większy mętlik w głowie.

••

Od czasu zdarzenia na wieży nie widziałam Mattheo. Dzisiaj jest piątek i nie było go w szkole. Sophie powiedziała, że co jakiś czas wraca do siebie do domu bo jego ojciec go wzywa. No tak, przecież jest synem Voldemort'a. Ciekawe czy te wszystkie blizny zrobił mu on.

- Chodźmy na śniadanie bo się spóźnimy.- Pansy złapała mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju.

Był tam. Czekał z resztą na dole. Nasze spojrzenia się spotkały a on lekko się uśmiechnął.

Całą drogę na śniadanie Pansy i Sophie opowiadały mi o Hogsmeade. A ja myślałam tylko o tym, że Mattheo znowu idzie centralnie za mną.

Nie zdążyłam usiąść na miejsce gdy pojawił się przede mną Cormac. Obrzydliwy typ.

- Cześć piękna. Nie chciałabyś wyjść ze mną gdzieś wieczorem? Możemy popływać - powiedział chłopak spoglądając na moje piersi. Jaki on jest bezczelny. Ja mu zaraz pokaże jak ja potrafię być bezczelna.

- Spierdalaj Cormac. - między mnie a gryffona wszedł Riddle, zasłaniając mnie całym swoim ciałem. Cormac uciekł od tak, prawie potykając się o swoją pelerynę.

Mattheo odwrócił się do mnie przodem.

- Na prawdę nie podoba mi się, że twoja spódniczka jest tak krótka. - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- To niech ci się spodoba, a jak nie to nie musisz patrzeć. - odparłam równie wkurzona. Znowu zaczyna się czepiać o spódniczkę. Kim on jest żeby mi to mówić.

- Ciężko jest nie patrzeć. - szepnął mi do ucha. Brunet usiadł na swoje miejsce i jakby nigdy nic zaczął śniadanie.

••

Zajęcia z eliksirów. Jestem w parze z Mattheo, oczywiście.

- Dobrze moi drodzy. Podejdźcie do mnie.- profesor kazał ustawić się nam dookoła jego biurka.

Czułam, że Mattheo stał za mną i lekko dotykał mój pośladek swoją dłonią. Lekko szturchnełam go łokciem w brzuch.

Usłyszałam tylko jak cicho się śmieje.

- Kto z was powie mi co to jest. - Profesor wskazał na kociołek.

- Amortencja, najsilniejszy miłosny eliksir. - odezwała się Hermiona z tłumu. Dumnie poprawiła swoje włosy i wyprostowała. - Nie wzbudza prawdziwej miłości lecz potrafi wywołać nawet obsesję. Dla każdego pachnie inaczej. Zależy co komu się podoba lub kto.

- Brawo, brawo. - Slughorn podszedł bliżej mnie i Mattheo. - Jeżeli istnieje nasza prawdziwa miłość, to właśnie ją wyczujemy. No może Mia. Idź powiedz nam co czujesz.

Niechętnie pokierowałam się w stronę wskazaną przez profesora. Nachyliłam się nad kociołkiem z wywarem.

Perfumy, tytoń, mięta.

- Czuje męskie perfumy. - nie mogę powiedzieć, że zapach który czuje należy do Riddle'a. Spojrzałam przed ciebie, wszyscy wyglądali jakby czekali na kontynuację mojej wypowiedzi.

- Męskie perfumy, ale nie wiem do kogo należą. - skłamałam. Nie chciałam pokazać mojej słabości, która mogła okazać się Mattheo Riddle.

Powoli przesunęłam się w bok robiąc miejsce przy garnuszku.

- Em, no dobrze. Teraz Mattheo, idź chłopcze. - Slughorn poklepał bruneta po ramieniu.

Chłopak niechętnie zaczął szurać po podłodze. Gdy mnie minął i podszedł do amortemcji oparł się na stole. Jego podwinięte rękawy ukazywały piękne dłonie i ręce.

- Czuje... - Mattheo zawahał się przez chwilę i spuścił swój wzrok. - kokos i kaszmir.

Okej, chyba to są podstawowe zapachy, takie dosyć częste. Ja używam osobiście szamponu do włosów o zapachu kokosa a moje perfumy głowie pachną kaszmirem bo uwielbiam ten zapach, według mnie jest bardzo elegancki.

Chwila.

Czy to możliwe, że Mattheo wyczuł mnie tak samo jak ja jego?


Face of an angel - Mattheo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz