Rozdział 1

1.1K 17 3
                                    

KADEN

Miałem cholerne trzydzieści jeden lat, a nadal nie umiałem się ustatkować.
Dokładnie dwa miesiące temu moja narzeczona mnie zdradziła w moim domu, a dokładnie dwa dni temu przespałem się z jakąś kobietą z klubu w mojej sypialni. I właśnie teraz mój młodszy brat, Kellan śmieję się mi w twarz, a stojąca obok niego Weney patrzy na nas z szerokim uśmiechem, bawiąc się swoją obrączką i pierścionkiem zaręczynowym. Kurwa, nawet Winston się ustatkował i zaraz będzie miał dzieci.

-A pamiętasz chociaż, jak ma na imię?

Patrzę chłodno na bruneta i zdaję sobie sprawę, że nie pamiętałem.
Prawdopodobnie byliśmy oboje tak pijani, że nawet się nie przedstawiliśmy przed tym całym cyrkiem. I chociaż niczego nie żałowałem, to właśnie w tej chwili zapragnąłem poznać imię młodej blondynki.

-Nie.

-Ja, jak pieprzyłem się z innymi kobietami, to chociaż mi się przedstawiały.- wzrusza ramionami, a potem wychodzi do salonu, a ja zostaję sam z blondynką, która była dziwnie milcząca.

-Co się stało?

Podnosi zdezorientowana głowę i przez chwilę na mnie patrzy, a później wzdycha.

-Pokłóciłam się z Winstonem, nic takiego.- mamrocze, a gdy nadal patrzę na nią wyczekująco, kontynuuje.- Chcemy zaadoptować dziecko i parę dni temu byliśmy w domu dziecka, jednak jakoś tak wyszło, że po powrocie do domu się pokłóciliśmy.

-Mhm. A gdzie on teraz jest?

Za każdym razem, gdy się kłócili , co zdarzało się bardzo rzadko, Weney przyjeżdżała do Kellana, a Winston jechał do jakiegoś klubu.

-Prawdopodobnie pojechał do klubu i wróci jutro.

Widzę, że na jej usta wkrada się grymas, a ja niewiele myśląc podchodzę do niej i biorę w swoje ramiona. Kobieta przez chwilę stoi nieruchomo, jednak po chwili wtula się w moje ramię i wzdycha.

-Wszystko będzie dobrze, Wey.

-Wiem. Zawsze jest.

~≈~

Patrzę na tabletki nasenne i połykam jedną. Od ponad tygodnia znowu złapała mnie bezsenność, a Kellan mówił, że to przez pracoholizm i żebym dał mu trochę popracować, a ja miałem odpoczywać. Nie zgodziłem się. To była moja firma i to ja powinienem martwić się wszystkim, co z nią związane. Nie on, nie Winston, ja.

Kładę się i się przykrywam i już mam zamknąć oczy, ale do moich nozdrzy dociera zapach bzu. Pierdolonego bzu.
Do mojej głowy wpływają wspomnienia z tamtej nocy i czuję jeszcze bardziej jebany bez.
Gwałtownie wstaję i zmieniam pościel, jednak to nie pomaga, ponieważ nadal to wszystko czuję.

-Pierdolona blondyna.- wycedzam pod nosem, biorę kadrę i poduszkę w dłonie i idę do salonu, kładąc się na kanapie.

Moje oczy same się zamykają i po chwili nastaje ciemność. Ciemność, która jest lepsza od prawdziwego człowieka.

~≠~

RAVENNA

K A D E N≈ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz